Autor Wątek: Wyprawa zastępcza, czyli 1000 km pod wiatr  (Przeczytany 4978 razy)

Offline EASYRIDER77

  • Wiadomości: 4879
  • Miasto: INOWROCŁAW
  • Na forum od: 27.07.2010
jakoś link do zdjęć mi też uciekł.
Popatrzyłem na zdjęcia i tak tylko się zastanawiam.
Czy różnice kół 26 i 28 cali może to powodować?
Poza tym rozłożenie masy, większość na tył, dobrze miałeś napompowane tylne koło? Mniejsze koło, wszystko na tył. 
Piszę o tym bo też kiedyś tak jeździłem. Później dzięki forum poeksperymentowałem z rozłożeniem bagaży i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony.

pzodrawiam

Offline Mężczyzna Dziadek

  • Wiadomości: 1598
  • Miasto: Szczytno, Pionki
  • Na forum od: 05.01.2017
Napisane z zaiste literackim zacięciem. "Dostojne rzeki" będą mi się przypominać ilekroć jakąś przetnę oponami  :) Jedno jest pewne - fetyszystą sprzętowym to Ty nie jesteś. Też przez kilka lat jeździłem z podobnymi sakwami ale Authora jednak namiot od razu miałem dwupowłokowy. Sakwy na przód doszły po kilku latach, wtedy też tylne zamieniły się w Crosso a potem... dałem się ponieść.
Mam niezliczoną ilość sakw, namiotów i rowerów. Mogę się podzielić, jakby co  ;)
Ja swoją rowerową przygodę rozpocząłem za poduszczeniem i w towarzystwie serdecznego kolegi. Też był dużo mocniejszy ale czekał bez marudzenia. Potem doszedł jeszcze na trzeciego kolega o średniej wydolności,  z nim też jeździłem w układzie dwójkowym ale tak spolegliwy nie był - trudno się było z nim umówić na poczekanie w konkretnym miejscu, jechał dalej a ja się wkurzałem, zwłaszcza, jak przepadały widoki na zaplanowany posiłek. Teraz przeważnie jeżdżę sam ale żadnego układu nie żałuję i nie skreślam na przyszłość. Jednak samotna jazda jest nie do przecenienia; wolność decyzji i wyborów, lepsze wykorzystanie czasu, samodzielność. Trochę żal wieczorów przy piwie w przykempingowych barach ale cóż - nie można mieć wszystkiego.
Powodzenia w kolejnych wyprawach i zbieraninie "obci" u Pepików.

Offline Mężczyzna RODDOS

  • Odwiedzone miejscowości: 16 358
  • Wiadomości: 731
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 25.02.2013

Mój rower wyprawowy zakupiłem w 1999r., ale mój i jego debiut miał miejsce w 2002r. Do tej pory przejechałem na nim pod sto tysięcy kilometrów. W 2008r. kupiłem kolarzówkę i generalnie jeżdżę już na niej. Na starym rowerze wybieram się na wyprawy i czasem – jak teraz – na jazdę koło siebie, bo grubsze opony są bardziej bezpieczne na śliskiej nawierzchni.
Mam więc pewne bieżące porównanie dla użytkowania rowerów o różnych kołach. Według mnie z punktu widzenia wydolności, nie ma to żadnego znaczenia. Siła tkwi w człowieku, a nie w rowerze. No chyba, że będziemy rozpatrywać elektryki, ale ja tej opcji nie biorę pod uwagę. Z moim kolegą, który ma koła 28-calowe dwa lata temu (w Finlandii i Szwecji) jechaliśmy praktycznie równo. Z rozłożeniem bagażu, o którym wspominasz, nie próbowałem, ale też mi się wydaje, że jak nie ma krzepy, to może to dać korzyść do pięciu procent, nie więcej. W moim przypadku spadek formy wiązał się z czynnikami, które wymieniłem w relacji i w późniejszych wpisach, a pokrótce lecące lata i choroba objawiająca się notorycznymi stanami zapalnymi. Na to pierwsze nic się już nie poradzi, z tym drugim aktualnie walczę. Może będzie lepiej.
Też pozdrawiam i życzę przyjemnych jazd.

Napisane z zaiste literackim zacięciem. "Dostojne rzeki" będą mi się przypominać ilekroć jakąś przetnę oponami  :) Jedno jest pewne - fetyszystą sprzętowym to Ty nie jesteś. Też przez kilka lat jeździłem z podobnymi sakwami ale Authora jednak namiot od razu miałem dwupowłokowy. Sakwy na przód doszły po kilku latach, wtedy też tylne zamieniły się w Crosso a potem... dałem się ponieść.
Mam niezliczoną ilość sakw, namiotów i rowerów. Mogę się podzielić, jakby co  ;)
Ja swoją rowerową przygodę rozpocząłem za poduszczeniem i w towarzystwie serdecznego kolegi. Też był dużo mocniejszy ale czekał bez marudzenia. Potem doszedł jeszcze na trzeciego kolega o średniej wydolności,  z nim też jeździłem w układzie dwójkowym ale tak spolegliwy nie był - trudno się było z nim umówić na poczekanie w konkretnym miejscu, jechał dalej a ja się wkurzałem, zwłaszcza, jak przepadały widoki na zaplanowany posiłek. Teraz przeważnie jeżdżę sam ale żadnego układu nie żałuję i nie skreślam na przyszłość. Jednak samotna jazda jest nie do przecenienia; wolność decyzji i wyborów, lepsze wykorzystanie czasu, samodzielność. Trochę żal wieczorów przy piwie w przykempingowych barach ale cóż - nie można mieć wszystkiego.
Powodzenia w kolejnych wyprawach i zbieraninie "obci" u Pepików.
Ahoj!
Jak i Ty jestem miłośnikiem jazdy po Czechach. Dla mnie jest to o tyle łatwiejsze, że mieszkam 20 kilometrów od granicy. Latem średnio co trzeci mój wyjazd zahacza o ten kraj. Przyjemnie tam się kręci, jakoś spokojniej i bardziej beztrosko. No i każdej wsi jest knajpka z knedlikami i dobrym piwkiem.
Jeśli chodzi o mój rowerowy sprzęt, to utrafiłeś w samo sedno. Nawet ja „z literackim zacięciem” lepiej bym tego nie ujął. Mój anty-fetyszyzm polega na tym, że nie bawią mnie gadżety i nowinki. Jak coś funkcjonuje dobrze, to po co mi coś innego? Taki jest w pewnym sensie mój rower wyprawowy (Stary Zdechlak), którego wiek przekroczył już ¼ stulecia. Dobrze mi służy i mam do niego pewien sentyment. Bieżące serwisowanie jest gwarancją niezawodności. Ze starego roweru zostały tylko stalowa rama i kierownica, a reszta podlegała wielkokrotnym wymianom. Do reszty wyposażenia (sakwy, namiot) podchodzę podobnie. Namiot musi być lekki, a sakwy niezbyt duże. Na wyjazd biorę minimalną ilość bagażu, żeby tego wszystkiego nie tachać przez tysiąc kilometrów. Namiotu używam tylko przy dobrej pogodzie, bo na deszczu pewnie by przeciekał. Ale takie są założenia, jak deszcz – hop pod dach. Oczywiście każdy ma swoje przyzwyczajenia i system jazdy. Pewnie nikt nikogo nie namówi do ich zmiany. Ale na tym polega wolność i demokracja.
Jak się jedzie w parze tę wolność i demokrację należy nieco zweryfikować. Tu ustąpić, tam coś wymóc, żeby szczęśliwie i razem dotrzeć do mety. Z moim kolegą pod tym względem raczej jesteśmy dobrani dobrze. Oczywiście czasem są jakieś konflikty, ale to normalne. Ja swoje wyjazdy pod względem udziału współtowarzyszy mogę podzielić na trzy kategorie: samotne (wszystkie jednodniówki oraz dwa trzy razy w roku gdzieś po kraju), w parze (z Darkiem, raz w roku na około dwa tygodnie) oraz w większej grupie (trzy-pięć osób, dwa razy w roku, były wyjazdy np.  do Wiednia, Budapesztu i Berlina). Szczerze mówiąc, najbardziej lubię te w dwójkę. Dwa tygodnie samotnego kręcenia może się znudzić i wtedy ta wolność i demokracja już tak pięknie nie pachnie. Ale to moje zdanie.
W tym roku też planuję dalsze Czechy. Start w As, meta w Wałbrzychu. Jazda w większej grupie. Ale wszystko zależy od formy, która obecnie jest mizerna i o zdrowia, które ma decydujący wpływ na tę formę.
Do zobaczenia zatem w Czechach na łapaniu tych obci.



Offline Mężczyzna andrzej.pilewski

  • Wiadomości: 18
  • Miasto: warszawa
  • Na forum od: 07.07.2019
Dzięki za nieprzerwaną obrazkami przyjemność czytania, brawa za szczery opis wystawionej na próbę przyjaźni. W dzisiejszych czasach kultu sukcesu to ogromna rzadkość. Mam to szczęście dzielić pasję z żoną, wiemy jak trudne i konfliktogenne sytuacje mogą trafić się w drodze... Szczęśliwie tempo mamy spójne;).
Daleko mi od analizy Waszej relacji, ale choćby praktycznie - czy pierwszy z Was dojeżdżając do noclegu i aprowizujac się w sklepie, nie mógłby zrobić zakupów również  dla kompana? Sorki, jakoś tak mi się to rzuciło w oczy...
Z przyjemnością poczytam inne Twoje relacje, a tak na marginesie, moim zdaniem już choćby ta nadaje się do podcastu w ramach projektu Podkast Rowerowy w formie pełnego audiobooka. Pozdrawiam i dziękuję.

Wysłane z mojego SM-S928B przy użyciu Tapatalka


Offline Mężczyzna RODDOS

  • Odwiedzone miejscowości: 16 358
  • Wiadomości: 731
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 25.02.2013
Dzięki za nieprzerwaną obrazkami przyjemność czytania, brawa za szczery opis wystawionej na próbę przyjaźni. W dzisiejszych czasach kultu sukcesu to ogromna rzadkość. Mam to szczęście dzielić pasję z żoną, wiemy jak trudne i konfliktogenne sytuacje mogą trafić się w drodze... Szczęśliwie tempo mamy spójne;).
Daleko mi od analizy Waszej relacji, ale choćby praktycznie - czy pierwszy z Was dojeżdżając do noclegu i aprowizujac się w sklepie, nie mógłby zrobić zakupów również  dla kompana? Sorki, jakoś tak mi się to rzuciło w oczy...
Z przyjemnością poczytam inne Twoje relacje, a tak na marginesie, moim zdaniem już choćby ta nadaje się do podcastu w ramach projektu Podkast Rowerowy w formie pełnego audiobooka. Pozdrawiam i dziękuję.

Wysłane z mojego SM-S928B przy użyciu Tapatalka

Cieszę się, że czytelnictwo kwitnie. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się tak licznego odzewu. A że się przy okazji coś tam podobało, to tym bardziej jest mi miło. Nie mam ambicji publikowania tych moich wynurzeń, wystarczy mi gościna na tym forum i udostępnienie mi na nim iluś tam megabajtów.
Darek faktycznie często przyjeżdżał na kwatery przede mną. Nie robił dla mnie zakupów, bo nie było takiej potrzeby. Często sklepy zaliczaliśmy na ostatnim wspólnym postoju, gdy do miejsca noclegowego brakowało jeszcze kilkanaście kilometrów (przy spaniu w krzakach w namiocie). W miastach, w których korzystaliśmy z czegoś pod dachem, w pobliżu hotelu zawsze były sklepy, a ja chętnie w nich buszowałem w poszukiwaniu swoich ulubionych rzeczy. Gdy raz nadarzyła się okazja na samodzielne zrobienie śniadania (w łotewskim Limbazi), Darek zakupił odpowiednie składniki. Zresztą nasze sakwy nie były za duże. Po zakupach każdy z nas ledwo upychał w nich swoje zdobycze.
Cóż, konflikty się zdarzają każdemu. U nas nie ma ich zbyt wiele, ale czasem coś tam zaiskrzy – jak z tą nieszczęsną pralką. Co do tej szczerości, o której piszesz, to uważam, że mnie ona ujmy nie przynosi, mimo opisywania swoich słabości i zwątpień. Prawda to prawda, sama się broni.
Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś na szlaku.



Offline Mężczyzna Król Julian

  • Wiadomości: 7454
  • Miasto: Pabianice
  • Na forum od: 14.02.2017
Długo odkładałem przeczytanie relacji... bo długość wymaga czasu. Ale w końcu niedzielny wieczór dał taką możliwość i nie żałuję :)

Razem ale osobno! Zdarzenie nie są dobra ani złe same w sobie, ale takie, jaką wagę im przykładamy naszymi emocjami. W relacji widać frustrację związaną z załamaniem się dotychczasowego systemu jeżdżenia i obawą przed utratą sprawdzonego kompana w przyszłości. Jak będzie to się okaże. Układ jazdy, w którym grupa w drodze rozjeżdża się i znaczne części trasy pokonuje się samodzielnie jest często spotykany. Tak też można jeździć w grupie. W Twoim przypadku jest on oceniany negatywnie z uwagi na przykładanie wagi do tempa jazdy. Zatem rozwiązań jest wiele. Możesz szukać rozwiązania również w zmianie podejścia do jazdy, nie tylko w jej technicznej realizacji. Wszystko jest w Twojej głowie oraz zależy od Twoich decyzji i oczekiwań.
Perybałtyka na mnie czeka. Kolejna relacja, która mnie kusi i upewnia w przekonaniu, ze to destynacja... awaryjna :)

A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie!

Offline Mężczyzna RODDOS

  • Odwiedzone miejscowości: 16 358
  • Wiadomości: 731
  • Miasto: Wałbrzych
  • Na forum od: 25.02.2013
Długo odkładałem przeczytanie relacji... bo długość wymaga czasu. Ale w końcu niedzielny wieczór dał taką możliwość i nie żałuję :)

Razem ale osobno! Zdarzenie nie są dobra ani złe same w sobie, ale takie, jaką wagę im przykładamy naszymi emocjami. W relacji widać frustrację związaną z załamaniem się dotychczasowego systemu jeżdżenia i obawą przed utratą sprawdzonego kompana w przyszłości. Jak będzie to się okaże. Układ jazdy, w którym grupa w drodze rozjeżdża się i znaczne części trasy pokonuje się samodzielnie jest często spotykany. Tak też można jeździć w grupie. W Twoim przypadku jest on oceniany negatywnie z uwagi na przykładanie wagi do tempa jazdy. Zatem rozwiązań jest wiele. Możesz szukać rozwiązania również w zmianie podejścia do jazdy, nie tylko w jej technicznej realizacji. Wszystko jest w Twojej głowie oraz zależy od Twoich decyzji i oczekiwań.
Perybałtyka na mnie czeka. Kolejna relacja, która mnie kusi i upewnia w przekonaniu, ze to destynacja... awaryjna :)

Czołem, Monarcho! Dzięki za poświęcony czas.
Dość trafnie oceniłeś moją relację, ale też nie do końca. Oczywiście tak ją odczytałeś, a nie inaczej, i miałeś ku temu istotne powody. Frustracja owszem się pojawiła, ale raczej na moją słabość, a nie na moje relacje z kolegą. Znajomość z Darkiem na pewno podtrzymamy, bo jest ona chyba nieco głębsza niż tylko nabijanie kilometrami rowerowych liczników. Co będzie dalej? Zobaczymy. Dla mnie pewną nadzieją jest fakt, że Darek ostatnio mniej trenował i może jego forma też podupadnie. To był żart, bo pewnie nie każdy jest przygotowany na moje specyficzne poczucie humoru…
Mimo kiepskiego zdrowia, coś tam kręcę. Gdzieś tam jeszcze dojadę. Liczę na poprawę tego zdrowia i powrót do lepszej formy. Planuję też tegoroczne jazdy, w tym wspólnie z kolegą. Ciągle wydaje mi się, że się to uda. Stąd też konkretne kierunki: Szkocja, Skandynawia, Czechy…
Relacji swoich drugi raz nie czytam. Jakoś mi się nie chce. Zadawalam się tylko korektą na bieżąco, w trakcie pisania. Mam nadzieje, że nie było w niej jakichś rażących błędów.
Kraje bałtyckie warto jednak odwiedzić. Dla mnie najprzyjemniejsza była Łotwa, choć lekko na nią psioczyłem w relacji. Że drogi słabe, że domki kryte eternitem, że wioski małorolne. Kraj ten jednak dawał duże poczucie swobody i niezależności – wyrażone w pustych przestrzeniach, lasach, ciszy mąconej tylko brzęczeniem łańcucha. Pewnie tam nie wrócę, bo jeśli zdrowie i kondycja pozwoli, to trzeba szukać czegoś nowego. Ale kto wie?



Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum