Zazwyczaj nie ma sensu, ale czasem są sytuacje szczególne, że ma. Właśnie jak masz lekkie, ale objętościowo duże rzeczy do schowania, wtedy można je wrzucić na widelec. Kwestia jest jeszcze samego mocowania. Ja np. w Australii używałem koszyków gorilla cage, które są bardzo lekkie, ale również bardzo delikatne. Akurat takie kiedyś kupiłem i się one sprawdziły, natomiast mocno ograniczają terenowość wyjazdu, tzn. nie polecałbym ich na typowy beskidzki wypad po szlakach. W Australii po prostu w trudnym terenie jechałem wolniej i ostrożniej, ale tam takiego klasycznego beskidzkiego łojenia było tylko kilkanaście godzin w ciągu dwóch tygodni. To był pierwszy wyjazd bikepackingowy kiedy używałem koszyków na widelcu i na kolejne chętnie pojadę bez nich. W tym przypadku chodziło o uzyskanie ładowności na liofy (lekkie ale objętościowe), bo były odcinki kilku dni bez niczego, gdzie całą żywność musisz wozić, a przy rowerze miejsce zajmowało 4-5 litrów wody. Taki setup miałem w Australii
Woda 1,5 litra nad torbą na kierownicy, 1,5 litra w torbie w ramie, 1,5 litra w 3 butelkach 0,5 w sakwie przedniej. Na widelcu liofy i lekkie ciuchy. Na sakwie tylnej worek z karimatą i chorizzo + salami bo to jedyne trwałe produkty mięsne jakie dało się tam kupić poza klasycznymi konserwami i suszoną wołowiną.
Generalnie jednak ładowanie tylu rzeczy zaczyna być nieco sprzeczne z ideą bikepackingu, oczywiście Australia to nieco inny temat, ale w klasycznym ujęciu można wziąć po prostu zwykłego trekinga z sakwami.