Biała Podlaska - Stare Szpaki - Nowy Bartków - Paprotnia - Suchożebry - Osiny Górne -Sokołów Podlaski - Kupientyn - Miedzna - Węgrów - Gruszczyno - Korytnica - Trawy - Strachówka - Kąty Gorucza - Dobre - Wierzbno - Grębków - Kałuszyn - Mrozy - Mińsk Mazowiecki - Warszawa
Korzystając z wolnego weekendu postanowiłem zrobić czego nie miałem zamiaru robić. W ten sposób zrodził się pomysł by przejechać się po mazowieckich gminach jednego dnia z dystansem, który przyprawia o dreszcze.
Szczególnie nie przygotowywałem się do tej tarasy, więc zainstalowałem lemondkę, zapakowałem małą sakwę (spodnie cywilne, koszulka, kosmetyczka, ręcznik, aparat z mniejszym obiektywem, podkowa, pół kilo markiz typu hit, 3 batoniki zbożowe).Ciuszki na siebie to długie spodnie lekko ocieplane na szelkach, koszulka poliestrowa, polar z Lidla, softshell, czapka polarowa i rękawiczki polarowe.
Wyruszyłem oczywiście z godzinnym opóźnieniem względem planowanego o godzinie 4:20. Pierwsza gmina wpadła mi w ręce dopiero po przejechaniu około 60 km. Jechało się bardzo przyjemnie mimo, że wiatr wiał z blisko niekreślonej strony ale na szczęście nie był zbyt silny by zniechęcić od jazdy. Za Suchożebrami okazało się, ze muszę wjechać w las jadąc piaszczysta dróżką a przy okazji miałem służbowy telefon ;P myślałem, że za lasem będzie lepiej ale nie było, wiec do dzienniczka wpadło kilkanaście kilometrów w terenie nieprzystosowanym do opon 1.6.
Później było już tylko lepiej nie licząc jazdy brukiem w okolicach Sokołowa (spotkałem nawet dwa bażanty?!). Przez chwile zaczęły mnie pobolewać plecy ale z czasem i przy dosyć częstym zmianom pozycji przestałem na to zwracać uwagi
. W Węgrowie za poradą Transatlantyka zjadłem obiadek (Schabowy świeżo tłuczony z frytkami i surówka, a na deser loda). Dalej pojechałem na północ i musiałem odbić z głównej drogi na lokalna pozbawiona asfaltu to zapytałem się miłych dam czy dalej będzie taka sama miło ubita nawierzchnia. Potwierdziły ale nie była. Znów troszkę spędziłem czasu w piaskach ale dotarłem wreszcie do najbardziej wysuniętego na północ punktu wycieczki w Gruszczynie. Tutaj nastąpił miły zwrot na południe, gdzie nadzwyczaj prędko jechało się z wiatrem.
Dalej po wielu zmianach kierunku jazdy i zepsuciu bidonu dotarłem do Strachówki, gdzie wypadało jechać "czerwoną" pięćdziesiątką, która niestety jest pozbawiona pobocza co kusiło wielu kierowców by mnie zabić
. Na szczęście niedługo uciekłem w Kątach-Borucza w las. Niedługo się ściemniło, więc musiałem zrezygnować z niepewnych dróg, by nie wpakować się w jakieś dziury. Po dojechaniu do Kałuszyna i odskoczeniu na Mrozy i Cegłów dalej jechał już tylko krajowa dwójka, gdzie gładziutki asfalt prowadził na zachód. W Mińsku musiałem powalczyć troszkę z ichniejszymi ścieżkami rowerowymi oraz na rozbudzenie wypiłem prawie pół litra kawy. Niestety za miastem trwał remont więc trzeba było być czujnym. Niestety jakiś czas później zatrzymałem równo z krawężnikiem jakiś miłej wysepki, która wyrosła przede mną.
To było pierwsze o ostatnie ostrzeżenie bowiem kilkanaście kilometrów przed Zakrętem też spotkałem równie niewidoczną wysepkę ale tym razem skończyło się na bliskim spotkaniu bowiem ręce miałem na lemondce i nie zdążyłem złapać hamulca. Krawężnik tym razem mnie nie zatrzymał a znak znajdujący się za nim.
Lemondka przyjęła cios na siebie ustawiając się na sztorc a lewa manetka nie była gorsza i poszła w dół. Licznik tez troszkę wziął na siebie i osamotnił kierownicę jednak bez uszczerbku w działaniu, kabelki dzielnie go trzymały do końca wycieczki. O dziwo chyba nic mi się nie stało.
Wjazd do Warszawy był bardzo miły bo po północy, więc ruch był znikomy i mogłem spokojnie wjechać na estakady i pojechać na most Siekierkowski. Przed mostem zachciałem być porządnym rowerzystą więc zjechałem na dróżkę rowerową. Wybór może i dobry ale bez mapy przejechanie przez most prawie niewykonalne. udało mi się nawet dotrzeć do takiego miejsca gdzie znalazłem się pomiędzy barierką a ekranem dźwiękochłonnym bez możliwości nawrotu, więc musiałem rower przenieść go na trasę.
Miałem zrobić jeszcze słodka fotkę z mostem w tle ale niestety go zgasili.
Przy każdej gminie zajadałem się ciasteczkiem co dodawało energii do dalszej jazdy.
PS: Do kajetu wpadło 26 gmin,.
http://yoshko.bikestats.pl/463478,Troll-na-gminobraniu.htmlhttps://picasaweb.google.com/yoshko.aka.amal/GminobranieBPWW?authkey=Gv1sRgCM72w8Xr2I6InAE&feat=directlinkMAPKA