narwaniec, Wczoraj jak pojechaliście... Ja zostałam sama. Na PKP było zamieszanie (w Medzylesiu była awaria, nie było tam prądu, pozrywane linie, brak prądu i powalone drzewa). Nie miałam żadnego pociągu z Kłodzka do Jaworzyny Śl. Nikt na informacji nic nie wiedział, ja miałam rozładowany tel. Zero kontaktu ze społeczeństwem. Nie wiadomo bylo czy jaki kolwiek będzie w tamtą stronę jechał. Stwierdziłam, ze i tak za dużo czasu to trwało..., Wsiadłam na rower i dalej ruszyłam do Bielawy, dotarłam tam przed 21:00. Przenocowali mnie znajomi. Byłam zaziębiona, zmarnowana, w butach miałam kupe wody, ktora mi przymarzała do stóp, czułam sie jakby to były bryły lodu. Na ręce nałożyłam skarpetki, wszystko miałam mokre i wykręcałam jak świeżo wyciągnięte z wody. 2 warstwy bluz i kurtka przeciwdeszczowa nie dały rady :/, wszystko wisiało i przymarzało na mnie. Mokre getry i spodnie przyklejały sie do moich nóg, przez co odczuwałam dyskomfort. Temp -1' . Było ciężko. Jedynie cieszyłam sie, jak pojawiały sie podjazdy, bo miałam możliwość rozgrzania ciała. Najgorszy był zjazd z przełęczy Woliborskiej do Bielawy. Kompletnie dojechałam sztywna
i modliłam się o to, żeby zastać znajomych w domu: Wojtka i Ewcie. Na szczęście byli. Kamień spadł mi z serca, byli moją jedyną deską ratunku. Nie wiem jak by to bylo gdybym miała pedałować kolejne 40 km. przy minusowej temp. i mokrych ciuchach które przymarzały na mnie. Ehmm.. :shock:
Podłączyłam szybko u nich baterie do ładowania, dostałam kupę sms'ów czy dotarłam i czy wszystko ok?. Zadzwoniłam do domu, poinformowałam, że jestem tu i tu. Odebrał mnie dziś tato z Bielawy,
I chciałm podziękować Wojtkowi i Ewci, że mnie przygarnęli na nocleg :* muaaa