Sobota, 3 rano dzwoni budzik, przed chwilą był w zasadzie piątek. Niektórzy o tej porze wracają z imprezy a ja wstaję. Kawa, pół polskiej
i skibka (po poznańsku) chleba z jakąś marychą, wieczorem był makaron więc węglowodany w pogotowiu.
Na miejscu spotkania tajnej sekty cyklistów jestem dziesięć przed czwartą ale leader już czeka. Po chwili z mroku wyłania się wysportowana sylwetka trzeciego muszkietera (Portos
). Ma pretensje, że miało być o czwartej i coś tam, nie słuchamy startujemy. Temperatura ok. +5.
Boruja Kościelna – Jabłonna – Wioska – Rakoniewice – przerwa, jacyś Cyganie z Zafiry z nawigacją i rozpiską na kartce pytają o Gorzów. Po ciężkich tłumaczeniach i tak nie wierzą i jadą w przeciwnym kierunku, a… im w… ;-).
Wielichowo – Śniaty ( tu temperatura spada chwilami do +2) Wilkowo Polskie – Barchlin – Bucz – Boszkowo – Boszkowo Letnisko – stop, przerwa na popas każdy szama co ma. Start a właściwie falstart, leader w kole na które narzekał po zeszłotygodniowej podróży do miasta świętej wieży ma połowę powietrza i zielone szkiełko. W kwadrans opanowujemy problem i ruszamy, za chwilę widząc obiekt naszego pożądania wyłaniający się znienacka…i znika w oddali zostawiając kłęby dymu.
Włoszakowice – Jezierzyce Kościelne (po drodze zrzut części odzieży) Święciechowa i wreszcie LLLLLeszno, 85 km za nami. Na miejscu szukamy czegoś do zjedzenia i napicia się. Na rynku dowiedzieliśmy się o tym, że w tym dniu organizowana jest dość spora impreza rowerowa na ok. 8 tys. par pedałów ;-). Niestety nas czas goni. Około dziewiątej udajemy się na dworzec kolejowy, kupujemy bilety i… udajemy się na randkę z … Piękną Heleną. Instalujemy się w ostatnim wagonie a ja jeszcze robię zdjęcia lokomotywy. Zachęcony przez maszynistę postanawiam jechać przez jedną stację w lokomotywie, ruszamy, para buch.. koła i pył węglowy w ruch, jazda w lokomotywie mimo tego, że jest fascynująca jest baaardzo brudząca Nie przeszkadzało to dwóm panom z wysp brytyjskich w wieku ok. 70-ki którzy w lokomotywie dziarsko wrzucali węgiel do kotła płacąc pewnie jeszcze za to w twardej walucie ;-)
Zbąszynek – wysiadamy po podróży pełnej pięknych wiosennych widoków i ludzi robiącej zdjęcia Helence. Wsiadamy na rowery ( ja wyglądający jak górnik po szychcie) i śmigamy do domu z przerwą na zbąszyńskim rynku na lody.
Kończymy po 115 km w siodle i 80 w stylowym piętrowym wagonie, zadowoleni z siebie i wycieczki. Poza tym, że polecamy poruszanie się na dwóch kołach zawsze i wszędzie szczerze polecamy podróże pociągiem z prawdziwą lokomotywą. Piękna Helena ciągnie wagony codziennie – rozkład jazdy na stronie internetowej wolsztyńskiej lokomotywowni. Natomiast bilet z Leszna do Zbąszynka kosztuje 15,60 zł, na rower złotówkę…