Ja byłem parę razy szarpany za spodnie, buta, bodajże dwa razy nawet capnięty w łydkę, ale to były małe pierdoły.
Skądinąd żadnych środków zaradczych nie wożę, potrzeby nie odczuwam. Tylko w Rosji przez kawałek stepu wiozłem kijacha od miejscowego gospodarza, bo w okolicy były psy do odstraszania wilków, mocno zdziczałe, od czasu do czasu zagryzające owce czy kozę; raczej daleko od trasy która jechałem, ale tak na wszelki wypadek.