Ja się jeszcze dopiszę. ;-)
Stwierdziłem w piątek, że jakoś tak marnie wygląda to, że jeszcze w życiu 100 km nie machnąłem i natchnięty tym stwierdziłem, że w niedzielę (tj, dzisiaj) się wybiorę. Oto moje spostrzeżenie, osoby, która 2 sezony wstecz jeździła 20-30 km codziennie, bądź nawet i pod 60. W tym sezonie bida straszna, dopiero zaczynam. Jeśli chodzi o sport to biegam, a raczej biegałem, w lato za gorąco i żyjątka leśne nie dają spokoju, ale jesień, zimę i wiosnę przebiegałem.
Po pierwsze, boli tyłek, ale taki urok lenienia się od początku sezonu letniego, dodam, że mam wąskie siodełko.
Po drugie, te 100 km to spoko by było, gdyby nie to, że wiało, ba pizg*ało momentami, pod górki to chwilami jechałem 12-13 km/h, po prostu szybciej nie dawałem rady. Jak tylko trafił się spokojny kawałek to na płaskim tempo 25-30 km/h. Dobrze, że jechałem sam i mogłem słać epitety do woli.
Po trzecie, weźcie długie spodnie. Ja na górze miałem wiatrówkę, ale fajny rezerwat przyrody do którego pojechałem musiałem sobie odpuścić, gdyż wielkie komary chciały mnie zjeść w sekunde po zatrzymaniu, tak więc uciekłem w drogę powrotną.
Po czwarte, powodzenie i pamiętajcie, że przede wszystkim ma być to dobra zabawa. :-)
Setkę zrobiłem. ;-) Jak się chce to można. :-)