Autor Wątek: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009  (Przeczytany 2478 razy)

Offline Mężczyzna Księgowy

  • .::Kolarska Patologia::.
  • Wiadomości: 4033
  • Miasto: Warszawa/Jabłonna
  • Na forum od: 30.12.2010
[archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 19 Lip 2011, 20:18 »

Po wielu miesiącach przygotowań, wreszcie nasze marzenie o większej zagranicznej wyprawie zaczęło się spełniać. Kiedy postawiliśmy swoje koła na dworcu PKP w Szczecinie w naszych głosach grała już nutka podekscytowania przed przygodą jaka miała się lada chwila rozpocząć…


Początek zdawał się być nieco chaotyczny, wyjazd z Szczecińskiej metropolii wśród dość sporego ruchu samochodowego prowadząc ponad 100kg obładowane maszyny, był nieco kłopotliwy. Jednak już godzine później mknęliśmy piękną leśna szosą w kierunku granicy Polsko Niemieckiej! Tuż przed samym jej przekroczeniem podczas postoju w przygranicznym sklepie, spotyka nas rowerzysta, który zainteresowany naszym bagażem i widząc trzy flagi na sakwach, oferuje swoją nawigacyjną pomoc. Prowadzi nas boczną droga na rowerowo/piesze przejście graniczne. Jedzie z nami jeszcze kawałek a później odbija na w kierunku Pasewalk. Nasza już dwu osobowa grupka rusza, więc dalej w głąb Niemiec.


Nogi niczym zaczarowane, pchają rowery do przodu, nie zwracamy uwagi na ciężar, zachwycamy się krajobrazami, które są jakże różne od tych widywanych w Polsce. Pierwszym kontrastem, jaki napotykamy, są drogi rowerowe. To nie ścieżki z koślawej czerwonej kostki Bauma, zdecydowanie można zaakcentować, że są to drogi! Każda główna wylotówka między niemieckimi miastami, posiada towarzyszącą jej drogę dla ruchu pieszego i rowerowego. Asfaltowe węże są nie tylko oddalone od ciągu samochodowego, ale także doskonale utrzymane i oznakowane. Na równej jak stół nawierzchni rower mknął jakby zachęcony do jazdy.


Malowniczość okolicy przechodziła nasze najśmielsze wyobrażenia. Przez wiele kilometrów jechaliśmy obok siebie i długo rozmawialiśmy. Otoczeni przez tereny rolnicze czasem znikaliśmy między wielkimi łanami zbóż, gdy asfaltowy szlak przecinał pola. Jakże inaczej wygląda wieś w Niemczech, przekonywaliśmy się nie tylko patrząc na wielkoobszarowe uprawy, ale także jadąc przez małe miejscowości. Ich czystość, zadbanie i precyzja, z jaką zostały zbudowane zaskakiwały chyba najbardziej. Równo przystrzyżone trawniki i malownicze biało-czarne stodoły dodawały temu wszystkiemu uroku. Napotkani ludzie pozdrawiali nas z serdecznością niejednokrotnie częstując wiśniami czy truskawkami, których wysyp przypadł na czas naszego wyjazdu.


Pasewalk to pierwsza z miejscowości, jaką odwiedzamy. Specyficzna nazwa tego miasta wzięła się od słów „poz” wał obronny, oraz „volc” wilk i oznacza tym samym "gród Wilka". Tym bardziej zaskakuje herb miasta, jaki widnieje na jednym z budynków. Są to 3 głowy Gryfów na granatowym tle. W mieście panuje specyficzny klimat. Czas jakby płynął tam wolniej, jadąc po doskonale utrzymanych, brukowanych uliczkach, między urokliwymi małymi kamieniczkami czujemy się jak dawni posłańcy wjeżdżający do miasta na koniach.


Mknąc dalej Niemieckimi drogami, wolno wkraczamy w obszar pojezierzy. Malownicze akweny skryte pośród drzew są ostoją wodnego ptactwa, które licznie gromadzi się brzegach. Słońce na bezchmurnym niebie, które od początku wyprawy towarzyszy nam w jeździe, skłania nas do postoju nad jednym z takich zbiorników. W miejscowości Ludorf nad przepięknym jeziorem Muritz,(tu z u umlaut) robimy sobie przerwę na moczenie nóg.
Okolica jest przecudna, pobliski dworek przekształcony w restauracje z parasolkami i pobliska przystań, nadaje temu miejscu prawdziwego uroku. Chlapaniu w wodzie nie ma końca. Zmęczone nogi reagują od razu na delikatnie chłodną wodę. Podczas kiedy ja się chlapie Radek spaceruje nieopodal badając okolice. Zaskakuje nas tam jednak dość zabawna rzecz. A w zasadzie cała masa tych „rzeczy”. A mianowicie plaga biedronek!! Początkowo zostałem zaatakowany przez jedną przy wejściu do wody ale zbagatelizowałem to, jednak kiedy wróciłem do rowerów okazało się że to był zmasowany nalot! Na siodełkach siedziało kilka a  na rowerach w innych miejscach także spacerowało kolejnych kilka. Ku naszemu zaskoczeniu nie było to tylko punktowe. Wylegując się na pomoście na przystani wielokrotnie tego dnia spotykaliśmy biedronki w najbardziej nieprzewidywalnych miejscach – nawet w pozostawionym otwartym bidonie znalazło się kilka.


Drugi dzień kończyliśmy w okolicach jeziora Plauer, gdzie zanim położyliśmy się spać pogubiliśmy drogę i starając się ominąć autostradę trafiliśmy do kolejnej turystyczno portowej wioski Lenz. Początkowo totalnie zgłupieliśmy, bo jezioro Plauer wedle naszych przewidywań miało pojawić się z za lasu po lewej stronie. Jakże było nasze zaskoczenie, kiedy akwen zalśnił z prawej strony! Uznaliśmy to za zrządzenie losu i nie przejmując się, ruszyliśmy na okrążenie zbiornika. Okazało się że odcinek dookoła Plauer, był jednym z najbardziej urokliwych tego dnia. Jechaliśmy równą leśną ścieżką wzdłuż brzegu, niejednokrotnie wspinając się łagodnie na skarpy. Przy chylącym się ku zachodowi słońcu, które przecedzało się między wielkimi dębami i klonami dukt wyglądał jak zaczarowany. Wydawało się, że gdy zamkniemy oczy i znów je otworzymy pojawią się rycerze, smoki i cofniemy się do średniowiecznych Niemiec.


Dzień trzeci rozpoczęliśmy dość wcześnie, już o 11 byliśmy w trasie. Upał, jaki lał się z nieba od wczesnych porannych godzin nie pozwolił na wylegiwanie się w namiocie. Jadąc przez leśne szutry bez koszulek z upragnieniem wyglądaliśmy choćby najmniejszego jeziorka. Jednak im wyżej kierowaliśmy się na północ, tym akwenów było mniej a teren stawał się bardziej płaski. Z kolejnymi kilometrami temperatura nie spadała a na niebie pojawiły się złowrogie sine chmury. DO Wismar było już coraz bliżej a nadzieja ominięcia ulewy motywowała nas do jazdy. Dwuosobowy Tour de Germany nabrał rozpędu. Staraliśmy się uciec z pod ramion żywiołu, jaki nas gonił. Pchani frontalnym wiatrem i zmieniając się na prowadzeniu wielokrotnie, gnaliśmy ile sił w nogach. Niestety wysiłki się nie opłaciły i z nieba lunęła na nas ściana wody. Ostatkiem sił wtoczyliśmy się pod jeden ze sklepów gdzie przywitały nas uśmiechnięte twarze gawędzących Niemiek.


Padało około godziny a w tym czasie, schowani pod markizą sklepowa, urządziliśmy sobie posiłek. Zakupiony wcześniej chleb i wiezione konserwy oraz ostatnie zapasy batoników. Można powiedzieć uczta. Posiłek pozwolił nam się zregenerować i nieco przeschnąć. Po każdej burzy przychodzi słońce, jadąc dalej z miejsca posiłku żegna nas prześliczna tęcza, która malowniczo rozkłada się nad trasa którą kierujemy się na północ.
Tego dnia pod wieczór udaje nam się w końcu dotrzeć do upragnionego morza! Wismar już wolno cichł, kiedy przemykaliśmy jego ulicami.
Zachód słońca nad morzem tego popołudnia był czymś niesamowitym. Stojąc po kolana w ciepłej wodzie wpatrywaliśmy się, jak wielka ognista kula z pomarańczowej robi się czerwona aby wreszcie z gracją utonąć za horyzontem…


Od Wismar rozpoczyna się jakby drugi etap podróży. Nie wydzielaliśmy go w planowaniu jednak różnice dało się odczuć. Rowery już nieco lżejsze(pozbawione kilku konserw) toczyły się jakby sprawniej. Okolica także inna. Od tego dnia Morze towarzyszyło nam aż do samej Szwecji. Jadąc przez nadmorskie miejscowości pełne turystów, wpatrywaliśmy się w błękit wody upstrzony cała masą białych żagielków. Po burzy z przed dnia, nie było ani śladu, słońce grzało miło a nogi znów rwały się do jazdy. Wysokie klifowe wybrzeża i kamieniste plaże. Wielkie nadmorskie deptaki i wąskie szlaki tuż przy plaży, wszystko to zdawało się wpisywać w ów drugi etap wyprawy.
Po czterech dniach jazdy i 480km pożegnaliśmy Niemcy, zamykając tym samym pierwszy wielki punkt tego wyjazdu. 19 lipca o świcie po nocnym deszczu budzimy się i ruszamy na podbój Dani, która mimo że tak blisko nieco różni się od sąsiadów z południa.
Realizujemy jednak dalej program nadmorskiej, bałtyckiej jazdy, i w miare możliwości trzymamy się wybrzeża, by cieszyć się widokiem tego wielkiego bałtyckiego śródziemnego akwenu. Kraj niezwykle zadbany i czysty podobnie jak Niemcy i Dania doskonale dba o rowerzystów. Drogi rowerowe, skrzyżowania z przejazdami rowerowymi oraz cała masa udogodnień sprawia że czujemy się częścią ruchu drogowego a nie jego marginesem, jak to niestety często bywa w Polsce.
Dania to kraj mostów, i wiatraków. Rzeczywiście ten słowa się potwierdzają. Nie dane nam jednak przejechać wieloma gdyż trasa kieruje nas ku północy. Jednak mijamy je i z oddali zarówno wiatraki jak i mosty prezentują się i liczebnie i jakościowo bardzo okazale!
Kraj dość cichy i jakby jeszcze spokojniejszy niż Niemcy, ludzie nigdzie nie pędzą a jadąc wiejskimi asfaltami rzadko, kiedy spotykamy mieszkańców.


Kopenhaskie rowerowanie


Już drugiego dnia w Dani zbliżamy się do stolicy. Wjazd do Kopenhagi jest długi i monotonny. Przedmieścia niskiej zabudowy przypominają osiedla z amerykańskich filmów. Każdy z mieszkańców ma dom z garażem i symboliczne 40cm ogrodzenie lub zielony żywopłot. Chodnik po obu stronach ustępuje miejsca szerokiej asfaltówce z wydzielonym pasem dla rowerów w obu kierunkach.
Jadąc przedmieściami zauważamy ciekawe rozwiązania drogowców. Zamiast, garbów zwalniających, ograniczeń prędkości czy innych dziwnych zabiegów droga osiedlowa, co jakiś czas wyraźnie zwęża się by kierowca musiał zwolnić. Przejazd owym wąskim gardłem jest możliwy dla dwóch pojazdów jednak z zachowaniem odpowiedniej precyzji a co z tym idzie i niższej prędkości. W owych miejscach najczęściej stawiane są przepiękne betonowe wazony z kwiatami lub zwyczajnie siany trawnik. Innym sposobem na zapewnienie bezpieczeństwa w przedmieściach są małe dośc przepustowe rądka. Każde posiada dookoła po za chodnikiem wydzielony fragment pasa dla rowerów. Nie musimy wiec kluczyć tylko na równi z samochodami wjeżdżamy na ruch okrężny i bezkolizyjnie jedziemy dalej. Rozwiązania proste są zawsze najlepsze.


Wjazd do Stolicy jest płynny i niezauważalny. Droga jest wciąż szeroka z pasem dla rowerów a domki ustępują miejsca większej miejskiej zabudowie. Im bliżej centrum tym więcej rowerów i przywieli dla rowerzystów. Przemy ulicą rowerową, gdzie pas dla jednośladów szerokością nie ustępuje temu samochodowemu. Oddzielne przejazdy przez skrzyżowania, ścieżki po obu stronach czy specjalnie wydzielone miejsca przed światłami dla zatrzymania się dużej liczby rowerzystów. Te wszystkie udogodnienia sprawiają że naprawdę czujemy się wyjątkowo. Jakby tego było mało ludzi na dwóch kółkach jest tam zdecydowanie więcej niż samochodów poruszających się po centrum. Kiedy docieramy do ścisłego środka miasta zaczynamy lekko się gubić. Bynajmniej nie z powodu złego oznakowania a raczej z powodu ilości poruszających się jednośladów. Mijani co jakiś czas przez ludzi na siodełku musimy uważać by swoimi obładowanymi kolosami nie zaburzyć ruchu cyklistów. Każda rowerowa trasa ma, co jakiś czas tablice kierunkową przy skrzyżowaniu z dystansem do poszczególnych dzielnic, zabytków czy ulic.
 Gdzie okiem sięgnąć widać rowery. Zaparkowane są wszędzie. Najróżniejsze i w masie, jakiej nie potrafiliśmy sobie wyobrazić. Stojaki w stylu podkowa są przed każdym sklepem, urzędem, kioskiem… Przy większych budynkach wielkie parkingi rowerowe zaskakują porządkiem i masą rowerów. Jednak to co nas tknęło to fakt że wielu ludzi nie zapina roweru gdy go zostawia pod sklepem. Przypięte rowery są tylko na noc lub na czas dłuższego z nich nie korzystania. W codziennym ruchu mieszkańcy stawiają rower na stojaku i idą załatwiać swoje sprawy. To zachowanie jest tak machinalne że dla nas bardzo wyraziste.
Tam jednośladów nie liczy się w setkach a raczej w tysiącach. Jadąc przez przeróżne dzielnice Kopenhagi spotykamy rowery zapomniane stojące gdzies zostawione przez wiele lat. Jedne wywrócone inne  już pokryte mchem. Nikną gdzieś pośród świeżo zaparkowanych.


Kopenhaga jest miastem bardzo dobrze zorganizowanym, ruch rowerowy zdaje się idealnie dopełniać klimatu tego miejsca. Nowoczesne budynki nie wyróżniają się raczej w ciekawy sposób komponują z starszymi kamienicami, przepięknie odrestaurowanymi. Zadbane brukowe uliczki i malownicze nadmorskie położenie sprawia że będąc tu naprawdę czujemy się jak w innym świecie. Kilka odmiennych od siebie dzielnic sprawia że przemieszczając się miedzy nimi przechodzimy wraz z otaczającym nas miastem metamorfozę.
Na nas największe wrażenie zrobiła Kopenhaska Wenecja. Porozcinana kanałami ze stateczkami i urokliwymi mostkami.


Będąc w stolicy, nie mogliśmy nie odwiedzić budynku Geocenter. Siedzibę mają tam dwa wydziały Geografi i Geologi, które w rowerowy sposób staraliśmy się reprezentować na tym wyjeździe. Dzięki uprzejmości jednego z napotkanych studentów weszliśmy do środka. Opustoszały budynek po godzinach pracy wydawał się niezwykle dostojny. Cicho pozaglądaliśmy w kilka zakamarków jednak zarówno pogoda za oknem – wielkie sine burzowe chmury, jak i późna godzina, nie pozwoliły nam na dłuższe zwiedzanie.
Ruszając powoli w kierunku północy odwiedzamy kopenhaską Syrenkę i nadmorski fort. Gdy jednak na głowę zaczyna padać deszcz decydujemy się na zakończenie zwiedzania tej jakże ciekawej stolicy rowerzystów i ruszamy dalej w podróż by jeszcze tego samego dnia po 120 km powitać wybrzeża Szwecji.


Po 2 krajach i 750kilometrach docieramy wreszcie do docelowego elementu wyprawy. Szwecja ogromny kąsek na który zakrawaliśmy się od tygodnia. Wprawieni w warunki jazdy, rozgrzani niemieckim słońcem i zroszeni duńskimi deszczami, dotarliśmy wreszcie!


Poranek pierwszego dnia w Szwecji budzi nas słonecznie. Noc w sadzie za miastem na przepięknie wykoszonym trawniku powoduje, że wypoczęci rwiemy się do jazdy. Rozpiera nas energia a humory dopisują. Jednak założenia, jakie podjęliśmy na promie weryfikuje w bardzo znaczący sposób pogoda, która po za słońcem karmi nas jeszcze wiatrem. Pierwotne plany zakładające jazdę wzdłuż zachodniego wybrzeża aż do Goteborga musiały ulec modyfikacji. Silny Szwedzki wiatr – będę go tu nazywał Szwedem, nie pozwalał nam na jazdę większą niż 12-15km/h, co przy dystansach, jakie nas czekały i wciąż dość dużym bagażu, zmordowałoby nas ogromnie.
Zdecydowaliśmy się, więc udać w miarę optymalnym kursem w kierunku jeziora Wetter. Szwed od wielu dni silnie wiał z zachodu, co przy założeniach jazdy na północ także było lekkim utrudnieniem. Jednak obrana trasa zakładała kompromis i skorzystanie z naszego szwedzkiego „kolegi” aby po nieudanej próbie jazdy na zachód nadrobić nieco kilometrów i dać odpocząć nogom skierowaliśmy się na Osby a dalej ku północy na Jonkoping.



Jadę tam gdzie znika horyzont.
MP 2014 - 500km 25h28`|MP 2015 - 300km 20h30`|MP 2017 - 300km 21h01`|MP 2018 (DNF)- 519km 27h30``|BBT 550km (DNF) | POM500 46h33`|PGR 550km - 80h04`

Offline Mężczyzna Księgowy

  • .::Kolarska Patologia::.
  • Wiadomości: 4033
  • Miasto: Warszawa/Jabłonna
  • Na forum od: 30.12.2010
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 19 Lip 2011, 20:18 »




Szwedzkie Lasy i jeziora!


Piekno Szwecji nie wyraża się w architekturze lecz w jej dzikości i wielkości. Jadąc trasami dostrzegaliśmy uroki tego kraju i jego ogrom. Między miastami odległości zdawały się przewyższać te nasze „europejskie” kilkukrotnie. W poprzednich krajach tablice informacyjne zawsze wskazywaly dystanse po 40-50km. Tu każdy napotkany drogowskaz wskazywał po 80-150km do kolejnej większej miejscowości. Było to dla nas duże wyzwanie. Zawsze na takich wyprawach człowiek wmawia sobie że postój zrobimy dopiero po dojechaniu tu i tu. Jednak przy takich kilometrażach było to niewykonalne. I po dotarciu do miasta zaopatrywaliśmy się w zapasy na czasem cały jeden dzień jazdy.
Drugą zmianą w porównaniu z dwoma poprzednimi krajami był krajobraz. Totalnie inny od tych niemieckich i duńskich. Zaraz po wyjechaniu po za obszar Halmstadu pola uprawne ustępują miejsca lasom i skałom. Wielkie sosnowe i świerkowe drzewostany ciągnęły się po obu stronach szosy, którą jechaliśmy, przez kolejne pięć dni. Jadąc tak długimi odcinkami człowiek wkraczał na inny stopień wtajemniczenia rowerowego. Skupiał się na tym wszystkim kontemplował smak wyprawy i karmił oczy pięknem okolicy. Wtedy można było poczuć sens tego wyjazdu. Właśnie, dlatego Szwecja, właśnie, dlatego tam!!


Szwedzkie wyzwanie


Po pierwszym dniu szwedzkiej jazdy nauczyliśmy się, że nasz Szwed wieje silnie tylko w dzień a nocą słabnie do niezauważalnych zefirowych podmuchów, decyzja o podjęciu wyzwania jakie nam postawił podjęta została już o poranku drugiego dnia. Słońce było wysoko kiedy ruszyliśmy a wiatr w plecy sprawiał że z liczników nie schodziło 30km/h. Dodajmy do tego idealnie równy asfalt i szerokie pobocze. Jazda zaczęła się na dobre!
W okolicach godziny osiemnastej mimo iż na licznikach było już 120 km zdecydowaliśmy nie rozkładać noclegu. Wypoczęci i nasyceni przepysznym makaronem z mięsem, jaki zgotowaliśmy na jednym z postojów, zdecydowaliśmy się na jazde nocą! Ubrani w kamizelki odblaskowe  zamontowaliśmy światełka i pomknęliśmy w kierunku Vaxjo. Tej nocy nie zapomnimy nigdy. Droga krajowa zamarła noca. Szerokie równe dobrze oznakowane pasy wiodły nas bez przeszkód za uciekającym zachodem. Za plecami wieźliśmy noc a przed oczami wciąż na horyzoncie widniało blado jasne niebo z widocznymi małymi chmurami.
To była biała noc. Lampki użyliśmy tylko raz i to w zasadzie tylko dla sygnalizacji pojazdom z przeciwka o naszej obecności.
O 4.35 po 215km położyliśmy się spać.


Po pokonaniu dość sporych górek wyżyny i ósmego dnia wyprawy zdobywamy Jonkoping i tym samym docieramy do wielkich jezior. Miasto witamy Szaleńczym zjazdem z Polską flagą z wzniesienia przed miastem. Radości nie ma granic. Po kilku dniach jazdy monotonnymi odcinkami w lasach, po jednym nocnym odcinku zmęczeni wreszcie zdobywamy kolejny punkt wyjazdu!
Tej nocy chcemy świętować a poprzednie 215km daje się odczuć, więc noclegu szukaliśmy dość długo i to nam się opłaciło! Naszym oczom wreszcie ukazuje się niepozorna delikatnie pochylona stodoła. Oddalona od drogi i porośnięta wielkimi trawami. Po wstępnych oględzinach uradowani ładujemy się do środka. Dach nad głową, podłoga z drewna i dużo suchego miejsca na rozwieszenie roszonych od kilku dni mżawkami, ubrań. Kolacja można powiedzieć uczta! Mleko 3% i musli a do tego kanapki i makaron! Feta związana z dotarciem do jeziora jest cicha, ale radość w sercach nieprzebrana. Zmordowani padamy w twardy sen.


Zamykając etap leśny rozpoczynamy objazd jeziora. Klimat niestety zmienia się także. Przez kolejny dzień pada. Jest ciężko bo nie dośc że pagórkowato to jeszcze mokro. Jedziemy w milczeniu, jakoś tak każdy sobie, bo i nie bardzo się chce gadać, kiedy leje się z nieba. To był chyba najtrudniejszy odcinek tej wyprawy. Jechaliśmy wpatrzeni w pasy na drodze starając się odganiać od siebie złe myśli że przed nami jeszcze tyle kilometrów. Nawet chwilowo podbudowane morale w przydrożnym barze nie starcza na długo.


Przełom nadchodzi już nazajutrz, kiedy budzi nas w namiocie słońce. Suszenie ubrań i śniadanie na pomoście nad jeziorem trwa do 12. Wreszcie naładowani energią i z nowym silnym morale ruszamy na zwiedzanie fortu w miejscowości Karlsborg a zaraz potem kierujemy się do Forsvik aby zobaczyć najstarszy żelazny most w Szwecji. Wyprawa znów nabiera tępa…


Szwecja zaskakuje nas także zagęszczeniem ludności. Czasem jadąc przez miejscowości można nie spotkać jednego człowieka. Tylko zaparkowane samochody mówią o tym że ktoś mieszka w domu czy jest w mieście. Nawet przed sklepami nie widać ruchu. Tam wszystko jest takie spokojne ciche i tajemnicze… a stacje benzynowe wielokrotnie są samoobsługowe


Za jeziorem omijamy Srebro i bocznymi drogami kierujemy się na wschód. Leśne odcinki i wijące się jak węże asfaltówki miedzy pagórkowatymi polami są prześliczne. Znów śmiejemy się i jazda rowerem nabiera smaku! Mijamy całą masę jezior jeziorek i bagien. Ten obszar Szwecji jest nimi upstrzony! Droga wijąc się zatacza kręgi miedzy nimi pozwalając się nacieszyć tymi malowniczymi terenami. Po dotarciu do Katrienholm na mapie nareszcie widać już Sztokholm! Podczas obiadu gotowanego w jakiejś przydrożnej wiacie, podsumowujemy trasę, zaczynamy 6 arkusz mapy. Składając je ze sobą zachodzimy w głowę jak u licha udało się nam to zrobić ROWEREM!!

Sztokholm



Jedenastego dnia po 1410km wyprawy, niczym zdobywcy z dumą rozpoczynamy wjazd do Stolicy Szwecji. Sztokholm`s LAN prowadzi nas wprost do… miasta. No tu już jest kłopot. Rowerem do stolicy łatwo wjechać nie jest, chyba że się zna jakieś, tajne mniejsze drogi, ścieżki. My przez wiele godzin kluczymy między kolejnymi zjazdami na autostrade i trasy ekspresowe. W końcu jednak po 2,5 h przekraczamy główny kanał wielkim mostem i naszym oczom ukazują się czerwone ceglaste dachy starówki i stateczki zacumowane w porcie. Dynamicznym zdjazdem wkraczamy do Stolicy!
Jak bardzo różne są dwie stolice Dani i Szwecji – o tym przekonać się można już przy wjeździe, cała masa aut duży ruch, i naprawdę duża ilość pieszych. Szlaki i ścieżki rowerowe są owszem, lecz nie w tej samej „duńskiej” ilości. Starówka, ukryta gdzieś wśród ślimaków i dróg wielopasmowych jest dla nieznającego okolicy bardzo trudna do zdobycia. Pewnie metrem poszłoby to o wiele sprawniej, jednak my musieliśmy przemieścić się na dwóch kółkach.
Stare miasto, prezentuje się bardzo okazale, przypomina momentami nasze jednak wydaje się być zbudowane z większym rozmachem! Wiele uliczek kamienic dużo ozdobników na kamieniach kościołach i oczywiście jeszcze więcej niż w Kopenhadze kanałów. Tam łódkami chyba ludzie do pracy pływają. Największe wrażenie robi na nas Gondola, wysoko wyniesiony pomost widokowy, który wyniesiony wysoko daje możliwość obserwacji panoramy miasta. Doskonały widok i wrażenie jakby się człowiek unosił nad miastem! Zwiedzaniu miasta nie ma granic. Mimo że dzień już dawno minął południe my kręcimy się i chwytamy wzrokiem jak najwięcej się da. Jednak zmęczenie daje o sobie znać i zmęczeni po kolacji szybko zasypiamy w namiocie, rozbitym w bliskiej odległości od miasta. Dzielnica Djurgarden to w zasadzie wyspa połączona małymi mosteczkami z miastem, posiada dużo terenów zielonych szlaków konnych i rowerowych, tam właśnie zasypiamy kończąc pełną wrażeń wyprawę. Zmęczeni, ale szczęśliwi, że marzenia, jeśli się chce można zrealizować.


W pigułce:


Trasa:

Niemcy:484km
 Szczecin – Pasewalk – Woldegk – Neustrelitz – Ludorf – Malchow – Goldberg – Bruel – Wismar – Klutz – Travenmunde – Gromitz – GroBenbrode – Puttgarden (prom do Dani)


Dania:249km
Rodbyhavn – Nykobing – Orehoved – Vordingborg – Koge – Koenhaga – Helsingor(prom do Szwecji)


Szwecja:900km
Helsinborg – Astrop – Angleholm – Ljungdby -  Hasselholm – Osby – Almhult – Vislanda – Avesta – Lammhult – Vrigstad – Jonkoping – Habo – Hjo – Karlsborg – Forsvik – Granvik – Askersund – Lerback – Hjortkvam – Bo – Havla – Katrineholm – Flen – Gnesta – Sodertalje – Sztokholm.




Dystans: 1633km w 13 dni. Dziennie średnio  125km w tym jednego dnia 215km z pełnym bagażem.


Noclegi – 12x namiot na dziko 1x w opuszczonej stodole w okolicach Jonkoping.
Awarie – Radek - 2x kapeć + 1x zerwany łańcuch
   Adam – Zerwany łańcuch –
Dla kogo – dla każdego, trasa bezpieczna. Duża kultura kierowców, ścieżki rowerowe. Przewyższenia małe. Czasem w Szwecji długie wielokilometrowe łagodne podjazdy, one najbardziej wycieńczające są na trasie.

http://www.miejsce.info/m/pl/ufSxYAG
https://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/SzwecjaDay1 https://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/SzwecjaDay2
https://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/SzwecjaDay3
https://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/SzwecjaDay4
https://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/SzwecjaDay5I6
https://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/SzwecjaDay702
https://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/SzwecjaDay802
https://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/SzwecjaDay902
https://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/SzwecjaDay1002
https://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/SzwecjaDay1102
https://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/SzwecjaDay1202






ja także jechałem Autostradą;) choć jeszcze nie wybudowaną;P


pozdrawiam.
« Ostatnia zmiana: 19 Lip 2011, 20:22 Księgowy »
Jadę tam gdzie znika horyzont.
MP 2014 - 500km 25h28`|MP 2015 - 300km 20h30`|MP 2017 - 300km 21h01`|MP 2018 (DNF)- 519km 27h30``|BBT 550km (DNF) | POM500 46h33`|PGR 550km - 80h04`

Offline Mężczyzna Księgowy

  • .::Kolarska Patologia::.
  • Wiadomości: 4033
  • Miasto: Warszawa/Jabłonna
  • Na forum od: 30.12.2010
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 19 Lip 2011, 20:24 »
<edit> Przepraszam z góry za błędy, ale tekst wygrzebałem na szybko i skopiowałem w takiej formie jakiej był na moim forum. Pewnie interpunkcja leży, ale już dziś tego nie dam rady ogarnąć. Kursywa też "leży" i nie wiem skąd ona wzięła sie w całym tekście.

pozdrowienia dla Szwedzkich ludków z forum!!!
Jadę tam gdzie znika horyzont.
MP 2014 - 500km 25h28`|MP 2015 - 300km 20h30`|MP 2017 - 300km 21h01`|MP 2018 (DNF)- 519km 27h30``|BBT 550km (DNF) | POM500 46h33`|PGR 550km - 80h04`

Offline Kobieta Janus

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 3598
  • Miasto: Goteborg
  • Na forum od: 20.06.2010
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 19 Lip 2011, 20:41 »
Fajna relacja, dzięki, Księgowy! Zaraz zabiorę się do przejrzenia galerii :)
A właśnie, skoro sam wspomniałeś o błędach :P Jednego, jako geograf, Ci nie wybaczę :wink: W kilku miejscach połknąłeś jedno z dwóch "i" na końcu. Dani, geologi, geografi... Słowa kończące się na "ia", w dopełniaczu kończą się na "ii".


P.S. Eeeeej, jechałeś z Radkiem Średnickim! To gość z mojego wydziału, zresztą studiował na roku z moją młodszą siostrą :wink: Byłyśmy w Szwecji w tym samym czasie. Radek potem pojechał dalej dookoła Bałtyku, nie?
« Ostatnia zmiana: 29 Lis 2012, 21:49 Janus »

Offline Mężczyzna ambi

  • Wiadomości: 379
  • Miasto: Brwinów
  • Na forum od: 21.02.2010
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 19 Lip 2011, 20:56 »
A to Twój opis czytałem rok temu przygotowując się do własnej wyprawy ;) Dzięki ;)

Offline Mężczyzna Księgowy

  • .::Kolarska Patologia::.
  • Wiadomości: 4033
  • Miasto: Warszawa/Jabłonna
  • Na forum od: 30.12.2010
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 20 Lip 2011, 08:35 »
No jasne że z Radkiem Średnickim:) Znasz go???Właśnie pojechał z Dziewczyną do Rzymu:)Jaki ten świat mały!!!


Kurcze fajnie - może w końcu to go namówi aby wejść i zarejestrować się na tym forum, bo wcześniej jakoś miał opory, że mało ludzi tu zna;)




A błędy poprawie, tekst był z czasów kiedy mniej przykładałem sie do tego jak wygląda tekst i widać wtedy za mało razy go czytałem.
« Ostatnia zmiana: 20 Lip 2011, 08:40 Księgowy »
Jadę tam gdzie znika horyzont.
MP 2014 - 500km 25h28`|MP 2015 - 300km 20h30`|MP 2017 - 300km 21h01`|MP 2018 (DNF)- 519km 27h30``|BBT 550km (DNF) | POM500 46h33`|PGR 550km - 80h04`

Offline Kobieta Janus

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 3598
  • Miasto: Goteborg
  • Na forum od: 20.06.2010
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 20 Lip 2011, 09:31 »
No, nie mogę powiedzieć, żebym jakoś dobrze go znała - ale pamiętam jego pokaz z Murzynowa (takie nasze coroczne wydziałowe slajdowisko).
A na forum niech się zarejestruje, co to za argument, że nikogo nie zna! Ja tu nie znam ani jednej osoby :P

Offline Mężczyzna marek.dembowski

  • Wiadomości: 1653
  • Miasto: Ogrodzieniec
  • Na forum od: 06.04.2007
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 20 Lip 2011, 10:27 »
Cytuj
Ja tu nie znam ani jednej osoby :P
Dziwne. Ciebie wszyscy tu znają ::) ;D
...prawie wszyscy pytają: "Ile przejechałeś?" a ja wolałbym usłyszeć np. "Co ciekawego zobaczyłeś?"... - Michał Sitarz

Offline Mężczyzna Księgowy

  • .::Kolarska Patologia::.
  • Wiadomości: 4033
  • Miasto: Warszawa/Jabłonna
  • Na forum od: 30.12.2010
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 20 Lip 2011, 14:04 »
Wiem wiem, pokaz w Murzynowie właśnie chyba Szwecji dotyczył z tego co wiem. Ja nie mogłem jechać bo miałem kłopoty na uczelni. Cóż powiem mu żeby się zarejestrował, ale on skryty jest:D
Jadę tam gdzie znika horyzont.
MP 2014 - 500km 25h28`|MP 2015 - 300km 20h30`|MP 2017 - 300km 21h01`|MP 2018 (DNF)- 519km 27h30``|BBT 550km (DNF) | POM500 46h33`|PGR 550km - 80h04`

Offline Kobieta hindiana

  • Wiadomości: 4023
  • Miasto: Irlandzka wieś, królewskie hrabstwo
  • Na forum od: 04.09.2010
    • 87th Dublin Polish Scout Group, Scouting Ireland
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 24 Lut 2012, 21:26 »
Czytałam gdzieś na forum, ale już nie jestem w stanie odtworzyc w którym miejscu, że w całej Skandynawii można się rozbijać na dziko bez pytania o pozwolenie. Chyba mi się nie pomyliło? Czy to prawda? Ciekawa też jestm czy w Szwecji jest dużo miejsc kampingowych, na których można wziąć prysznic. Ceny? Irlandia jest drogim państwem, zastanawia mnie jaki jest przelicznik cenowy w stosunku do Szwecji i Danii?


Mądrzy ludzie czasem się wygłupiają, głupi zawsze wymądrzają.
www.plscout.com

Offline Kobieta Janus

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 3598
  • Miasto: Goteborg
  • Na forum od: 20.06.2010
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 24 Lut 2012, 21:37 »
To prawda, w Skandynawii (poza Danią) można się rozbijać na dziko bez pytania o pozwolenie. W Szwecji to prawo nazywa się Allemansrätten. To prawo dotyczy nawet terenów prywatnych (dalej niż 150 m od najbliższego domu - jeśli bliżej, trzeba zapytać o pozwolenie) i parków narodowych (choć są nieliczne wyjątki). Trzeba jednak pamiętać, że wolno się rozbić tylko na jedną noc w danym miejscu i oczywiście bezwzględnie trzeba pozostawić po sobie porządek, o czym raczej nie muszę przypominać ;) Prawo to dotyczy nie tylko rozbijania namiotów, ale też zrywania owoców, grzybów czy chodzenia poza wyznaczonymi szlakami, których w wielu miejscach nie ma (np. duża część parku narodowego Sarek).

W Szwecji jest sporo campingów, choć chyba mniej niż w Norwegii. Ceny - w Norwegii za jedną osobę w namiocie zazwyczaj około 100-150 koron (choć ja nigdy nie zapłaciłam więcej niż 50 czy 60 koron). W Szwecji nie wiem, ale pewnie podobnie. Na pewno w Szwecji, zwłaszcza na północy, znacznie łatwiej znaleźć miejsce na nocleg niż w wielu częściach Norwegii, bo rzeźba terenu jest znacznie łagodniejsza. W Danii nie wiem jak z cenami... Byłam tylko w Kopenhadze i zauważyłam, że ceny jedzenia były troszkę wyższe niż w Szwecji (chyba podobne do norweskich). Jednak na pewno bez porównania trudniej będzie tam znaleźć miejsce do nocowania na dziko (bo niewiele takich mają), nie jest to też chyba prawnie dozwolone.

Hindiana, a wybieracie się do Szwecji? Kiedy? Gdzie dokładnie? :)
P.S. Już wiem :)
« Ostatnia zmiana: 24 Lut 2012, 21:43 Janus »

Offline Mężczyzna ciman

  • Wiadomości: 758
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 26.05.2009
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 24 Lut 2012, 22:19 »
Wiem wiem, pokaz w Murzynowie właśnie chyba Szwecji dotyczył z tego co wiem. Ja nie mogłem jechać bo miałem kłopoty na uczelni. Cóż powiem mu żeby się zarejestrował, ale on skryty jest:D
Radek zarejestrował się już pół roku temu i nawet napisał 50 postów :P
http://www.podrozerowerowe.info/index.php?action=profile;u=5768

Offline Mężczyzna Księgowy

  • .::Kolarska Patologia::.
  • Wiadomości: 4033
  • Miasto: Warszawa/Jabłonna
  • Na forum od: 30.12.2010
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 25 Lut 2012, 11:52 »
Tak, z czego większość postów napisał niedawno:) Po ostatniej wyprawce w okolice bunkrów;D
Jadę tam gdzie znika horyzont.
MP 2014 - 500km 25h28`|MP 2015 - 300km 20h30`|MP 2017 - 300km 21h01`|MP 2018 (DNF)- 519km 27h30``|BBT 550km (DNF) | POM500 46h33`|PGR 550km - 80h04`

Offline Kobieta hindiana

  • Wiadomości: 4023
  • Miasto: Irlandzka wieś, królewskie hrabstwo
  • Na forum od: 04.09.2010
    • 87th Dublin Polish Scout Group, Scouting Ireland
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 26 Lut 2012, 10:43 »
Dzięki JAnus :) odkopałam ten temat głównie z nadzieją, że ktoś sypnie konkretnymi informacjami na temat Szwecji, ale miło mi też, że odnaleźliście spólnych znajomych, również na forum:)
Planujemy mocno mieszaną trasę wakacyjną, mam nadzieję, że wszystko wypali, bo takiego zamieszania sobie jeszcze nigdy wczesniej nie zafundowaliśmy. Zdecydowana część trasy rowerowej narysowana jest palcem na mapie wzdłuż wybrzeża Szwecji, z Bornholm przeskok do Szwecji, przez Malmo  (obok?) - jakie tam są warunki miejscie na rower? mity skandynawskie mówią o genialnych ściażkach rowerowych, nie chciałabym kolejny raz pchać się z dzieckiem jak przez Budapeszt, to był wielogodzinny koszmar i nieraz prawie padłam na zawał kiedy samochody zbyt szybko i zbyt blisko przejżdżały koło Marysi:/). Ale jesli jest tam ludzko, to z checią odwiedziłąbym Malmo,  miasto znane mi jedynie z gry Monopol :D Mamy plan wskoczenia do Kopenhagi, ale mam podobne obawy... Potem w górę, końcówka w Oslo, na lotnisku. Jesli ktoś wie co ciekawego mozna po drodze zobaczyc - będę wdzięczna za podzielenie się. Nasz styl jazdy to 60-100 dziennie, z niewielkimi chybnięciami na boki, bo z dzieckiem trudno nie byc elastycznym. Lubimy zwiedzać, rozmawiać z ludźmi, zajadac lokalne potrawy. Podczas rodzinnych wypraw nie nabijamy pustych kilometrów, ważniejszy jest dla nas kawałek lokalnej historii czy obyczajowości.
Przykleiłam się do watku księgowego bo chyba jedyny wkleił tu taką solidną relacje ze Szwecji (choć zanim przejechałam z nim Niemcy, to trochę zwątpiłam czy kiedykolwiek zobaczę fotki skandynawskie :D)
Mądrzy ludzie czasem się wygłupiają, głupi zawsze wymądrzają.
www.plscout.com

Offline Mężczyzna robb_01

  • Wiadomości: 19
  • Miasto: wwa
  • Na forum od: 19.02.2012
Odp: [archiwalny wyjazd] Szwecja 2009
« 26 Lut 2012, 11:44 »
Moge pare slow nt kopenhagi,
Bradzo dobra infrastruktura rowerowa, duzo sciezek, w zasadzie nie jedziesz wspolnie z samochodami. z tego co pamietam to tylko pomiedzy miastami gina sciezki i trzeba jechac droga. W kopenhadze raczej trudniej ze wzg. gesty ruch rowerowy  :D. Moj syn mial dzwona bo nie wyhamowal na swiatlach ;D na szczescie przydzwonil w ktorys z naszych rowerow wyprawowych. Dunczycy samochodami jezdza bardzo bezpiecznie. W Kopenhadze trzeba byc troszke czujniejszym ze wzg na mieszanke jaka tam wystepuje, ale generalnie w dani mozna zostawic np aparat na lawce i nie wetnie  :D W porownaniu z PL jest duzo, duzo lepiej. jesli mowimy o bezpieczenstwie na drogach jest o lata swietlne lepiej.

Tagi: szwecja skandynawia 
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum