Ja już wróciłem, dzisiaj. Wyszło łącznie 622km, trasy poniżej, co nieco od siebie dodam później.
Dzień 1Wstałem w miarę wcześnie, zjadłem niewielkie śniadanie i ruszyłem w drogę. Po paru km zaczęło trzeszczeć coś w okolicy korby, ale nie miałem najmniejszej ochoty wracać, zostaję ze strasznie denerwującym cykaniem na resztę drogi. 2 dni przed wycieczką zrobiłem sobie rajd po błotach i piach dostał się w łożysko pedału.
Droga w stronę Mińska jest bardzo dobra, ale pozostały nieliczne mijanki i trzeba wyprzedzać masę aut. Zjeżdżam na boczną drogę, w dość przyzwoitym stanie. W Węgrowie przerwa na obiad, rozkładam się po lidlem z kuchenką, gotowe żarcie w słoiku całkiem niezłe (czemu nie robią ich w puszkach?). Dalej już krajówką w stronę Siemiatycz, za Bugiem podjazdy są nawet dość konkretne, odmiana po płaskim jak stół wschodnim Mazowszu. Za Siemiatyczami mam już kryzys, wlokę się niemiłosiernie, droga kiepska, ale jakoś doczołguję się do polecanej miejscówki w Czeremszy (szczerze powiedziawszy to byłem w lepszych miejscach za tą kwotę). Prawie 12h jazdy i nowy osobisty rekord "na raz", trochę mnie to wykończyło.
Dzień 2Rano budzi mnie wesoły komunikat "pociąg tsch tsch przyjedzie z opóźnieniem 40 min". Zdecydowanie zbyt zabudowany teren dla nielubiącego hałasu
Startuje w kierunku Kleszczeli, obok krajówki wyasfaltowana równa ścieżka rowerowa, niespotykany widok (chociaż ruch tam mizerny i jest średnio potrzebna). Odbijam na mierną drogę w stronę Hajnówki i tamtędy w stronę Białegostoku. Teren dość ciekawy, dobrze się jedzie. Następnie obieram kierunek na Grajewo, jest to zdecydowanie najgorsza droga pod względem zatłoczenia i "fantazji" kierujących. Fatalna jazda męczy, szukam miejscówki z ciepłym prysznicem. Patrzę na mapkę w Knyszynie, jakiś owad siada mi na ramieniu, odruchowo pacnąłem ręką -> efekt to ukąszenie, nie mam nawet pojęcia co to było, bo spadło w trawę. Efekt powiększonego palca utrzymuje się z pół godziny. W Czechowiźnie trafiam na przyjemną kwaterę, rozbijam się obok z namiotem, za 10 zł w pakiecie z dostępem do łazienki i kuchni, z dala od krajówki.
Dzień 3Tej nocy pierwszy raz zapinam suwak w śpiworze, rano było coś ok 7 stopni i porządna mgła, która zostawiła masę wilgoci, tropik pakuje mokry. Dodatkowo przy grzaniu wody na kawę poparzyłem sobie palce, na szczęście opuszki tylko (nie przeszkadza w jeździe). Wyruszam ponownie na mało przyjemną szosę, ale innej drogi przez Biebrzę nie ma w okolicy. Za rzeką skręcam na Łomżę, pusta dziurawa i wąska droga, ale krótki odcinek. Lokalne drogi przez wsie są równe, szosa za Szczucinem to już full luksus. Teren pofałdowany małymi wzniesieniami, suma przewyższeń niska, ale w jeździe dość męcząca. Za Piszem jadę przez puszczę, im dalej od miasta tym teren bardziej wyludniony, gęsty piękny las, polecam! Żadnych turystów, nawet o sklep ciężko. Odbijam na południe w stronę Ostrołęki, z drobną pomocą internetu lokalizuje przyjemną miejscówkę w Czarnotrzewiu (agroturystyka), z dala od szosy i hałasu. Właściciel nawet nie chciał grosza, a się upierałem, żeby coś wziął. W pakiecie ciepły prysznic i staw w którym było pełno ryb (zabawnie się zasypia jak parę metrów dalej się pluskają).
Dzień 4Rano pobudka, łapię się na resztki słońca, potem niebo spowijają chmury. Do Makowa jadę przez wioski, drogi równe, pagórkowate i gęsto zalesione, bardzo ciekawy teren. Jazdę utrudnia niesprzyjający wiatr i mżawka, tempo mam dość słabe i decyduję się na przyjęcie jak najkrótszej drogi do domu. Dopiero w Serocku zaczyna świecić słońce, a termometr przy drodze pokazuje 40 przy asfalcie - jako człowiek zasilany słońcem dostaje zastrzyk energii (im jest więcej słońca tym lepiej mi się jeździ) i nieco wydłużam trasę przez Radzymin. Dojeżdżam do domu, zaczyna się lekka mżawka, wstawiam rower do garażu i patrzę jak zaczyna lać (ma się tego farta).
Podsumowanie:
- poza trzeszczącym pedałem brak jakichkolwiek awarii, na dętki pomogły nowe opaski, a tylne koło przeżyło bez żadnego uszczerbku (zaplotłem na nowo na tych samych częściach)
- wyłączył mi się mechanizm głodu i pragnienia, musiałem się odżywiać "na czuja"
- ból kolana bardzo łatwo wyeliminowałem, stopę stawiam na pedale z kostką możliwie bliską korby, resztę geometrii załatwia nosek. Siodło maksymalnie do tyłu.
- nie wiem co wy macie do tych agroturystyk, za parę złotych potrafię znaleźć ciepły prysznic i spokój. Wskazówka, po wstukaniu w google jest mnóstwo śmiecia w stylu portali "meteor", dobrych lokalizacji należy szukać na stronach gmin i powiatów (szukamy tych na uboczu), majątek to nie będzie (średnio poniżej 10zł płacę), a ciepła kąpiel po całym dniu zawsze jest przyjemna. W terenach mniej ludnych (typu puszcza piska) nocleg na dziko też ma swoje niewątpliwe zalety.