W gruncie rzeczy z planowanej wyprawy wyszła wycieczka (inny dział), ale wrzucam tutaj - kiedyś ją dokończę i zrobię update
Planowałem wschodnią granicę, ale deszcz przesądził o szybkim powrocie. To była (miała być) moja pierwsza wyprawa i pierwszy raz miałem na rowerze zamontowane sakwy (nie robiłem wcześniej próbnych wyjazdów).
Dzień 1:
Suwałki - Grzebienie
90 km - więcej nie było sensu (z Suwałk wyruszyłem dopiero o 14.00)
Cały dzień coś leciało z nieba, po wyjechaniu z Suwałk mocno mnie zmoczyło, ale wtedy jeszcze pełen wigoru jechałem w deszczu ze śpiewem na ustach. Pod wieczór się wypogodziło.
Nocleg u gospodarza na podwórku. Pierwszy taki nocleg w życiu, pierwszy raz w życiu pod namiotem, w ogóle wszystko pierwszy raz.
Dzień 2:
Grzebienie - Hajnówka
150 km.
Chciałem jechać w tempie "jeden dzień - jeden etap z exoticpoland.info", więc drugiego dnia przyszło mi nadrabiać zaległości dnia pierwszego. Rano było pogodnie i jechało się dość miło, gdyby nie to, że zepsuł mi się telefon (dosłownie kilka sekund przed zepsuciem postanowiłem zapisać na kartce numer do żony - zapisałem i chwilę później telefon padł). Durne urządzenie naprawiło się samo i potem jeszcze kilka razy łapało awarię (okazało się, że "szkodzi" mu wyłączanie i włączanie).
Jechałem cały dzień i najpierw zaczęła mi doskwierać niemożliwość podzielenia się z kimś wrażeniami, a potem stopniowo pogoda zaczęła się psuć i wiedziałem, że dzień będzie miał mokry finał. Zacząłem też kluczyć po przygranicznych wsiach, które nie miały w sobie nic ciekawego i przeczytany kiedyś termin "polska wsiowa" zagnieździł mi się głowie. Ostatnie kilometry przed Hajnówką przejechałem w ulewie, na złość droga była w remoncie i co chwila odbywał się ruch wahadłowy. Szczęśliwie znikąd pojawił się rowerzysta, który mieszkał w Hajnówce i towarzyszył mi w drodze. Przy okazji sam narzekał na pogodę nie przebierając w słowach, co gruncie rzeczy doskonale pokrywało się z moim zdaniem na ten temat mimo, iż po całym dniu pedałowania nie byłem zbyt rozmowny. Jechałem do Hajnówki sam nie wiem po co tzn. nie miałem tam umówionego noclegu, nawet nie wiedziałem, gdzie mogę przekimać (oczami wyobraźni widziałem już siebie rozkładającego namiot w tej ulewie). Szczęśliwie nowy kolega pokazał mi dom nauczyciela, w którym mogłem spędzić noc. W telewizji obejrzałem prognozę pogody i postanowiłem wracać.
Dzień 3:
Hajnówka - Siedlce
130 km
Tego dnia jechało mi się bardzo dobrze mimo groźby ulewy (która się spełniła). Pewnie dlatego, że wiedziałem, gdzie będę spał najbliższej nocy
W Siedlcach wsiadłem do pociągu i wróciłem do Warszawy.
Wyprawę miałem dokończyć w najbliższy weekend, ale prognozy nie są optymistyczne, więc będę musiał odpuścić. Tegoroczne lato jest jakieś dziwne...
Podsumowując:
I tak tam wrócę:)
Sprzęt:
Jechałem na Stratosie (wymieniłem opony i siodło) z sakwami MSX, bagażnikiem corsso, workiem Ortlieb i namiotem Fjord Nansen Troll III (kupiony na okoliczność wypadów z żoną). Przejechałem mało kilometrów, niemniej jednak dla formalności napiszę, że nie było żadnej awarii, sakwy sprawdziły się rewelacyjnie (zaliczyłem glebę na przejeździe kolejowym i zniosły to bardzo dzielnie). W ogóle sakwy sprawiają wrażenie bardzo solidnych - gdyby mnie ktoś zaczepił na szlaku, walczyłbym sakwami
Dla zainteresowanych kilkanaście (dosłownie) fotek:
https://picasaweb.google.com/102686088739897017616/EgzotycznaPolskaCzesc1?authkey=Gv1sRgCJGKroqLyanCag