Autor Wątek: Co dziś zrobiłeś/aś rowerowego?  (Przeczytany 1129931 razy)

Offline Mężczyzna Piotr St

  • Wszystko jest tymczasowe
  • Wiadomości: 401
  • Miasto: Nowa Sól
  • Na forum od: 30.06.2016
Tak daleko masz do pracy ? czy to takie hobby tłuczenie 40 k km po Warszawie ? Jesli to dla przyjemności to zupełnie nie rozumiem jaki jest tego sens .Prosze o wytłumaczenie motywu Twego działania  :D
kolarz wybitny

Offline Mężczyzna docent161

  • Wiadomości: 675
  • Miasto: KWA ....
  • Na forum od: 06.05.2018
PABLO pisze ,że poniżej roku czyli może być 111 na dobę ???..... po Warszawie to i tak dużo

Offline PABLO

  • Wiadomości: 3732
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 25.03.2011
    • http://www.klub-karpacki.org
przejechałem długość równika w czasie poniżej roku
I jakie wrażenia? Warto, będziesz powtarzał?

Wrażeń żadnych. No może poza irytacją, jakiej doznaje się w czasie jazdy miejskiej. A i ... więcej mam chyba znajomych z widzenia na tych samych odcinkach trasy, niż w realnym życiu :-) Ciekawe czy mijamy się codziennie z kimś z forum.

Nie ma co powtarzać, bo to nie był konkretny cel do osiągnięcia, wyszło jak wyszło, przy okazji codziennego jeżdżenia. A to ile jeszcze pojeżdżę zależy od tego jak się potoczą codzienne obowiązki i ograniczenia.

PABLO pisze ,że poniżej roku czyli może być 111 na dobę ???..... po Warszawie to i tak dużo

Tak to wygląda w praktyce.

Tak daleko masz do pracy ? czy to takie hobby tłuczenie 40 k km po Warszawie ? Jesli to dla przyjemności to zupełnie nie rozumiem jaki jest tego sens .Prosze o wytłumaczenie motywu Twego działania

To moje jeżdżenie z pasją nie ma nic wspólnego. Przyjemność - czasem tak. Potrzebuję ruchu dla równowagi i zdrowia. Staram się więc w tym celu wykorzystać każdą okazję w miarę moich bardzo skromnych możliwości. Od śmierci żony mam w zasadzie wszstko tylko na swojej głowie. Padło na rower, bo bieganie zbytnio mnie nudziło. Jeżdżę głównie po mieście, bo tylko takie mam możliwości. Do pracy, z pracy, po zakupy, załatwić bieżące sprawy, zwykle nie najkrótszą drogą, często o dziwnych porach. Jak się trafi możliwość urwania na dłużej, to wypuszczam się w jakąś dłuższą trasę non-stop. Ale to i tak jest "na szybko", w przypadkowych miejscach, bez możliwości celebrowania tej przyjemności bo wisi nade mną konieczność ogarnięcia jakichś bieżących spraw, itp.. Takiego wyjazdu jak lubię, w terenie, w fajnym miejscu, z dala od domu, bez pośpiechu, itp. to już dawno nie miałem. Bardzo dawno. Nie bardzo mogę coś zaplanować z wyprzedzeniem, bo nie jestem panem swojego czasu. Nie bardzo mogę oddalić się od domu. Muszę być "pod parą". A ruch po prostu pomaga mi w życiu, mam lepsze samopoczucie i satysfakcję, że pomimo wieku, jeszcze daję radę. Jestem obżartuchem, więc to też jedna z szans na nie zarośnięcie tłuszczem, na podtrzymanie odporności i jakiejś choćby minimalnej kondycji, itp. Tak więc rower jest teraz dla mnie niczym codzienny jogging. Ani z pasją, ani z podróżami rowerowymi, ani ze sportem, to nie ma niestety żadnego związku. Równie dobrze można  by zapytać ludzi biegających po mieście po co to robią. To ten sam rodzaj aktywności. Dawniej ten czas mogłem spędzać na wyjazdach. Takie życie.


Offline Wilk

  • Wiadomości: 19878
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
To moje jeżdżenie z pasją nie ma nic wspólnego. Przyjemność - czasem tak. Potrzebuję ruchu dla równowagi i zdrowia.

Sorki, ale w takie gadanie to ja zupełnie nie wierzę. 40tys rocznie to jest liczba bardzo duża i z równowagą nie ma nic wspólnego, a i zdrowe też to nie do końca, bo regeneracja też jest potrzebna. Do takiej liczby kilometrów niezbędna jest pasja i wielkie zacięcie w tym kierunku, bo przynajmniej 1/3 przypada na porę roku mocno średnią na rower.

Frugo

  • Gość
To moje jeżdżenie z pasją nie ma nic wspólnego. Przyjemność - czasem tak. Potrzebuję ruchu dla równowagi i zdrowia.

Sorki, ale w takie gadanie to ja zupełnie nie wierzę. 40tys rocznie to jest liczba bardzo duża i z równowagą nie ma nic wspólnego, a i zdrowe też to nie do końca, bo regeneracja też jest potrzebna. Do takiej liczby kilometrów niezbędna jest pasja i wielkie zacięcie w tym kierunku, bo przynajmniej 1/3 przypada na porę roku mocno średnią na rower.
przecież napisał jasno, że po śmierci żony potrzebuje odskoczni, od wszystkiego co musi na codzień ogarniać.
Naprawdę tak trudno wykrzesać odrobinę empatii?
Nikt nigdy z was nie miał kryzysu/depresji/słabości?

Offline Mężczyzna docent161

  • Wiadomości: 675
  • Miasto: KWA ....
  • Na forum od: 06.05.2018
PABLO dzięki za wyjaśnienie.... Szacun za wytrwałość!

Offline Mężczyzna skaut

  • Wiadomości: 1212
  • Miasto: Józefów - Emilianów
  • Na forum od: 30.11.2014
(...)
Ciekawe czy mijamy się codziennie z kimś z forum.
(...)
Ze mną się wymijasz. Na Wale Miedzeszyńskim. Rano przed 8-ą. Pozdrawiam

Offline Mężczyzna transatlantyk

  • Moderator Globalny
  • GM 2420
  • Wiadomości: 7933
  • Miasto: Annopol
  • Na forum od: 21.11.2007
    • Rowerem przed siebie.
Te kilometry Pabla to dla mnie wielka zagadka. Mój maksymalny roczny dystans to niecałe 19 tyś kilometrów. Zasadniczo schemat był taki: praca, rower ... i niewiele więcej. Byłem singlem, nie miałem dzieci pod opieką. Prawie wolny jak ptak. :) Pablo ma dwójkę dzieci pod opieką, a jak troskliwie się opiekuje widziałem na zlocie w Rzewnicy. Nie wiem jak on to robi z tym jeżdżeniem, skąd czas bierze. Nie muszę wiedzieć, nie po to piszę, żeby wyjaśniał. Może po prostu umiejętność organizacji.


Frugo

  • Gość
dzieci potrafią wyzwolić nieznane pokłady energii, a jeśli jeszcze musisz to ogarnąć sam to musisz czasem zarządzać perfekcyjnie. Jak dla mnie WIELKI szacun dla takiego ojca.
Sam mam gromadkę "paszczaków" i wiem ile czasu wymagają do opieki.
Zapewne wczesne poranki i późne wieczory są jego.
Szacun raz jeszcze!

ps. znajomy jeździ do pracy codziennie rowerem, jego roczny przebieg to jakieś 35.000 z przejeżdżkami. zjada dowolną ilość jedzenia, wygląda jak anorektryk ;-)

Offline Wilk

  • Wiadomości: 19878
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
przecież napisał jasno, że po śmierci żony potrzebuje odskoczni, od wszystkiego co musi na codzień ogarniać.
Naprawdę tak trudno wykrzesać odrobinę empatii?
Nikt nigdy z was nie miał kryzysu/depresji/słabości?
Żona Pabla to odeszła z 8 lat temu, to nie jest świeża sprawa.

I nie wstawiaj jakichś zupełnie nieprzemyślanych komentarzy o empatii bo to jest totalne niezrozumienie mojej wypowiedzi. Napisałem jedynie, iż uważam, że nie wierzę, iż takie ilości kilometrów są możliwe bez wielkiej pasji do roweru. Przy normalnej pracy zawodowej (a Pablo z tego co wiem pracuje w wymiarze tradycyjnym) to walenie średniej rocznej 110km to już wymaga podporządkowaniu jeździe na rowerze bardzo wiele, niemal całego czasu wolnego, na prawie nic poza rowerem tego czasu już nie zostanie przy takich ilościach kilometrów. A jeszcze przy posiadaniu dzieci to jest dla mnie osiągnięcie zupełnie niezwykłe.

I chyba nie do końca sobie niektórzy zdają sprawę co to jest 40tys rocznie i ile czasu to wymaga. Przejeżdżałem duże ilości kilometrów, rzędu 20tys rocznie, najwięcej 27,5tys - i wiem ile to czasu zabiera. Dla zobrazowania 40tys przy średniej mniej więcej 22,5km/h jak jeździ Pablo to jest ok. 1800h rocznie na rowerze.  To są pełne 75 doby poświęcone tylko na rower. Czyli pełne 20% życia w tym roku spędzone tylko i wyłącznie na kręceniu na rowerze. Nie wierzę, że tak skrajny parametr jest możliwy bez wielkiej pasji do roweru, bez kochania tej jazdy - i jedynie to chciałem przekazać.

Frugo

  • Gość
no to faktycznie nie zrozumiałem twojej wypowiedzi. w takim razie Sorry

Offline Mężczyzna qbotcenko

  • Wiadomości: 3041
  • Miasto: Tomprofa Gbórnicza
  • Na forum od: 17.03.2018
    • http://qbot.pro/
Przy takim codziennym kręceniu to pewnie trzeba poświęcać i samej maszynie sporo uwagi - remont co kwartał? Zwłaszcza w warunkach miejskich zimą może dobić wszystko  ::)

Offline PABLO

  • Wiadomości: 3732
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 25.03.2011
    • http://www.klub-karpacki.org
Zamiast remontu, jest ciągła praca nad jako takim utrzymaniem w stanie używalności.

Do pracy (i generalnie po mieście) rowerem jeżdżę regularnie, niezależnie od pogody i pory roku, od 2005 roku. A mam dosyć daleko, nawet jadąc najkrótszą drogą.

W międzyczasie stanęło na tym, że do jazdy po mieście musi być osobny rower, żaden z wyjazdowych. A to dlatego, że na mieście zajeżdżam części na maksa, dojeżdżam też części wyjęte z rowerów wyjazdowych, itp. Czasem nie w pełni działają hamulce, czasem obręcz jest już na tyle zużyta, że pęka mi podczas jazdy, zrywa się łańcuch czy linka, opony stają się dziurawe jak sito, suport zużyty, a to bieżnie piast z wżerami, itp. Nie mam czasu, a raczej siły i chęci na codzienną konserwację.

Od pewnego czasu mam dwa rowery miejskie - osobny (stalowy retro MTB) na śnieżną zimę, gorszą pogodę i poważniejsze zakupy (nie strach zostawić pod sklepem), i osobny (stalowy gravel w konfiguracji szosowej) na lepsze warunki.

Teoretycznie to bez sensu, że lepsze rowery są na wyjazdy, a gorsze na jazdę po mieście. Przecież więcej czasu spędzam podczas codziennej jazdy miejskiej. I to właśnie tu wygoda powinna mieć większe znaczenie, ale jakoś nie mogę się przemóc i szkoda mi lepszych sprzętów do jazdy typu commuting.

Offline Mężczyzna Siara_iwj

  • Wiadomości: 1002
  • Miasto: Sheffield
  • Na forum od: 19.11.2016
Ja mam jeden rower do jazdy do pracy, na zakupy z sakwami i, po dokręceniu kilku części również da się zrobić na nim wyprawę (ostatnio objechałem Anglię i Walię, to drugie musiałem skrócić z powodu pełnej kwarantanny, która wciąż tam obowiązuje).

Rower jest na aluminiowej ramie Cube Touring (więc już w zamyśle geo turystyczne) z 9rz. napędem  i V-kami (które zostaną zmienione na linkowe tarcze w tym miesiącu).

Rower bardzo uniwersalny, objedzie lato i zimę (po suchym nic nie zmieniam, na śnieg zakładam Schwalbe Winter), błotników nie ściągam, jest baranek, więc do pracy dojadę dość szybko, przód 48-36-26 i 11-32 na tyle wystarcza w 90% przypadków, do zmieniania bar-endy, które chyba najrzadziej się psują, podstawowe Marathony 32c na obu kołach (w pełni wystarczające na miasto, na wyprawę założyłem trochę lepsze wersje).

Rower rozkręcam do ostatniej śrubki raz w roku, myję i smaruję wszystko co się da, poza tym jeździ bez ruszania (oprócz przecierania obręczy, mycia i smarowania łańcucha i regulacji hamulców).

Nie mógłbym jeździć na sprzęcie którego nie jestem pewny, linki muszą być nowe co roku, piasty nasmarowane, obręcz nigdy mi nie pękła, łańcuch zerwałem raz, ale pękł w środku ogniwa, więc trefna partia, mam manię ustawiania hamulców na bardzo szybkie łapanie obręczy, jak muszę pociągnąć klamkę więcej niż 2 cm to już mnie boli, więc hamulce działają zawsze (przód; tyłu właściwie nie używam w mieście). W ciągu ostatnich 6 lat kiedy go używam liczbę usterek, które zmusiły mnie do stania na poboczu dłużej niż pół godziny mogę policzyć na palcach jednej ręki, raz musiałem wracać 8 km z buta, po tym zerwanym łańcuchu, ale teraz wożę skuwacz i ekstra spinkę, więc to się nie powtórzy.

Czytając o jeżdżeniu na klekocie w którym w każdej chwili coś może się zerwać, pęknąć, ukręcić aż mi rośnie ciśnienie a obok tego roweru nawet nie stałem. Oczywiście usterki to zdarzenia losowe i w 100% nigdy nie da się wyeliminować szansy ich występowania, ale dla własnego zdrowia psychicznego wolę moje rozwiązanie - przemyślany projekt roweru wielozadaniowego, sprawdzone, mocne części, regularny serwis minimalny i coroczny kapitalny remont.


Tak wyglądał mój "dojazdowiec do pracy" na ostatniej wyprawce:









...i bonusowe walijskie łabądki (trzeba było uciekać, bo stare syczały):


Offline PABLO

  • Wiadomości: 3732
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 25.03.2011
    • http://www.klub-karpacki.org
Moje rowery też by dało się zastosować do wszystkiego, ale w takim wypadku, musiałbym im poświęcić na co dzień  bardzo dużo czasu oraz pochłonęłoby to dużo pieniędzy. Pewność przed dłuższym/dalszym wyjazdem wymaga, aby osprzęt był w dobrym stanie, a choćby  utrzymanie napędu w dobrym stanie, przy codziennym jeżdżeniu, kosztuje i wymaga wymiany zużytych części zawczasu. A tak, dojeżdżam wszystko na maksa. W mieście nie ma to tak istotnego znaczenia. Oczywiście na podstawowe awarie (kapeć, zerwany łańcuch, zerwana linka, dotarty klocek, suchy łańcuch, itp.) jestem przygotowany także w jeździe miejskiej. Nawet z pękniętą obręczą spokojnie daje się wrócić do domu. Byle dętka nie wystrzeliła. Czasem dziwię się jak ludzie ruszają w miasto na wypasionych rowerach i nawet zestawu do naprawy przebitej dętki nie mają (ale smartfon na kierownicy jest). Nie raz widziałem jak osoby wyglądające na "pro", prowadziły rower z kapciem. Widziałem też relacje z ultramaratonów, gdzie zawodnik nie był przygotowany na naprawę zerwanej linki przerzutki.

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum