Dziś rowerowo wyłożyłem się jak długi na skrzyżowaniu. Któryś z diesli musiał zostawić plamę w którą wjechałem pochylony na łuku, przednia opona straciła przyczepność i dalej już tradycyjnie. Od 10 lat robię ten zakręt dokładnie w ten sam sposób, znam go na pamięć, ale trzeba będzie wprowadzić poprawki na mokre. Będę musiał też lepiej zaznajomić się z przyczepnością Marathonów, bo dotychczas zawsze na przodzie miałem Vittorie Randonneur Pro II, które wybaczały o wiele bardziej brawurową jazdę na śliskim.
Przynajmniej miałem okazję polecieć na lewy bok, bo dotychczas była to zawsze prawa strona.
Bilans strat: rozerwana lewa rękawiczka i wkładka do rękawiczki, przytarta kurtka na łokciu, getry na kolanie i biodrze, zniszczona wodoodporna powłoka na prawym bucie (dziwne, że na prawym), obtarty kask, lewa klamka, pedał i największy ból - ułamany hak od lewej sakwy Rockbros, która przeżyła codzienne użytkowanie przez ponad 5 lat. Przyczepiłem na opaski i będę próbował dorwać gdzieś taki hak, albo robić rzeźbę z jakimś innym jak tych nie będzie się dało kupić.
Poobijanej i obtartej lewej strony ciała nie wspominam, bo nic nie złamałem, a reszta się zagoi.