Taka historia z dzisiejszej jazdy. W Wilanowie, gdy pomykałem ulicą Wiertniczą, jadący za mną szeryf z ciężarówki należącej do Zakładu Oczyszczania Miasta, postanowił dać wyraz swojemu oburzeniu. Jechał za mną przez cztery skrzyżowania z włączonym na stałe klaksonem, chcąc mnie przestraszyć i zmusić do zjechania na chodnik. Gdyby trafił na słabszego psychicznie rowerzystę zapewne tak by się stało. Ja natomiast ustawiłem się bliżej środka, by nawet nie pomyślał o wyprzedzaniu moim pasem i tak sobie jechaliśmy dobrych parę minut. On oparł się na klaksonie, ja w odpowiedzi pozdrawiałem go międzynarodowym znakiem pokoju, do czego - jak wiadomo - służy środkowy palec. Wyprzedził mnie dopiero przed TVN na Augustówce i stanął na światłach. Muszę przyznać, że gdy go omijałem, czułem się niepewnie, bo nagle otwarte drzwi ciężarówki mogły by mi przefasonować twarz. Na szczęście szofer był tylko chamem, nie bandytą. Za skrzyżowaniem już za mną nie jechał, skręcił w prawo.