O ile Bobolice zaakceptowałem po czasie to Mirów to dla mnie świętokradzctwo.
Efekt taki ze czekam teraz w przychodni z gorączką 37.5
Mamy inne podejście do życia i ryzyka.
pojechalem troche chory z infekcja gornych drog oddechowych
Cytat: Cokeman w 22 Gru 2024, 16:36Efekt taki ze czekam teraz w przychodni z gorączką 37.5"Gorączka" 37,5 stopnia? Tyle to mam po każdej jeździe w zimie, organizm podbija trochę temperaturę ciała w trudnych warunkach. Poniżej 39 to w ogóle nie ma co zawracać głowy lekarzom, już wiem kto robi te kolejki w przychodniach
Ja powyżej 38.5 mam kłopoty że zrozumieniem tego co się do mnie mówi, a do kibla muszę iść podpierając się o ścianę. Przy 37,5 do kibla trafię, ale wiele wiecej nie osiągnę.
(...) Nawet jak znam trase to pogody juz nie i potem czytam o DNF i przewalonych dniach urlopu i hajsie. Po co mi to? (...)
Strach pytać, co czynisz przy 42°C
Cytat: Borafu w 22 Gru 2024, 21:46Ja powyżej 38.5 mam kłopoty że zrozumieniem tego co się do mnie mówi, a do kibla muszę iść podpierając się o ścianę. Przy 37,5 do kibla trafię, ale wiele wiecej nie osiągnę.Strach pytać, co czynisz przy 42°C
Ale mnie interesuje glownie sakwiarstwo po Europie na najbliższe kilkanaście lat minimum. To, że raz,dwa razy do roku zrobie taki dystans ultra na mentalny reset traktuje jako przyjemny dodatek. I ja sobie wysnaczam kierunek, początek i cel w zależności od pogody. I tyle frajdy mi starcza.
Dla mnie istotna jest pewne poczucie wygody i bezpieczeństwa bym mogl sie rozkoszowac przygoda. Zawody ultra mnie w ogole nie kręcą poza kibicowaniem kropkom. Nawet jak znam trase to pogody juz nie i potem czytam o DNF i przewalonych dniach urlopu i hajsie. Po co mi to?
Cytat: kouczan w 22 Gru 2024, 12:21O ile Bobolice zaakceptowałem po czasie to Mirów to dla mnie świętokradzctwo.To se ne vrati...
Przy 42 to się umiera...
A Qbusiowa fota to się mnie skojarzyła z ...
Widzisz - żeby to zrozumieć i rzetelnie ocenić musiałbyś tego spróbować. Poczuć atmosferę wyścigu, poczuć to jak sportowa rywalizacja człowieka niesamowicie nakręca. Ja na swój pierwszy BBT jechałem z zamiarem spokojnej jazdy, żeby tylko to przejechać. I na pierwszych kilometrach cały plan poszedł w p...u, zacząłem cisnąć i walczyć. Po 300km miałem ogromną jak na mnie średnią koło 33km/h, ale byłem zupełnie zajechany, miałem skurcze itd. Ale czytając tych ludzi piszących o wycofach, o pogodzie - nie wiesz tego jak ci inni ludzie potrafią mobilizować, nie wiesz ile to psychicznie wnosi, nie wiesz, że to jakoś nas wewnętrznie ubogaca to że przełamiemy pewne trudności. A pogoda i inne tego typu sprawy - to jest w dużej mierze kwestia doświadczenia. Po paru zmaganiach z pogodą człowieka przestaje to tak ruszać, wymiękają głównie ludzie źle przygotowani i ze słabymi głowami. A jeśli dajesz radę zrobić 400km zimą, z ujemną temperaturą nocą to znaczy, ze masz już wcale niemały poziom doświadczenia i wytrzymałości. Poza tym jeżdżenie z sakwami prawdziwych wypraw hartuje, tak więc zdaj sobie sprawę, że już na "dzień dobry" jesteś sporo lepiej przygotowany na walkę z pogodą oraz masz sporo większe umiejętności logistyczne (ważne na długich, szczególnie wielodniowych wyścigach) niż przeciętny szosowiec. Wcale niejeden z tych jeżdżących ultra wsiada na początku listopada na trenażer i schodzi z niego w kwietniu, bo przecież zimą się nieefektywnie trenuje . Może jakieś waty skuteczniej zwiększysz na chomiku, ale ultra to nie tylko waty.Tak więc nie namawiam na same starty w zawodach, to nie jest dla każdego, nic na siłę. Ale namawiam do szerszego spojrzenia na sprawę, bo czasem czytając o tych epickich maratonach, gdzie pogoda dawała ostro w kość ucieka to, że co najmniej 3/4 wyścigów jest w dobrych warunkach. Wszystkie maratony jakie przejechałem w 2024 były w niemal idealnej pogodzie.
"Gorączka" 37,5 stopnia? Tyle to mam po każdej jeździe w zimie, organizm podbija trochę temperaturę ciała w trudnych warunkach. Poniżej 39 to w ogóle nie ma co zawracać głowy lekarzom, już wiem kto robi te kolejki w przychodniach Po co jechać taką trasę z infekcją górnych dróg oddechowych? Brak snu powoduje gwałtowny spadek odporności właśnie na takie infekcje. A z tego co widzę, to trasa polegała na zarwaniu całej nocy. Gdybyś jechał w dzień, a spał w nocy, to jeszcze by sprawa była w miarę logiczna, a tak to dołożyłeś sobie dodatkowy czynnik pogarszający stan zdrowia.
Ja to rozumiem, ale jest jeszcze aspekt czasowy oraz przestrzenny. Czasowy - poza wyjazdami rowerowymi czasami trafi sie wyjazd kolejowy, bo tam też sobie zaliczam linie i jak się to wszystko zsumuje to wychodzi prawie połowa weekendów gdy mnie nie ma. I rodzina, głównie żona na tym traci. To mam jej powiedzieć, że jeszcze drugą połowę mnie nie będzie bo zawody takie i śmakie? Do tego nie kręci mnie jazda w zawodach - nie na moje nerwy, a już jestem wystarczająco nerwowy. Rower to ma być głównie przygoda i relaks.
Jeszcze pytanie z czego bym zrezygnował. Jazda na baranku mnie nie kręci - miałem kiedyś w USA jak pracowałem jakąś starą szosę i niewygodne to dla mnie na dłuższą metę. Z opon antyprzebiciowych od schwalbe na bank nie zrezygnuje. A to jednak ok 400g wiecej.Generalnie mam swój wygodny setup, który może i wydajnościowo kuleje, to jednak mi daje komfort i poczucie bezpieczeństwa.
A że wiedziałem, że mi to przedłuży chorobę - owszem. Czy żałuję? Nie, bo jednak dojechałem, a wielce mi się nie pogorszyło, bo miałem odpowiednie ciuchy
Wilk - Ja nie jechałem na mrozie, tylko średnio były 3 stopnie C. Może z powodu wiatru odczuwalna była ujemna, ale nic nie zamarzało
/.../ rekawiczki z primaloftem, /.../