Autor Wątek: Co dziś zrobiłeś/aś rowerowego?  (Przeczytany 1200763 razy)

Offline PABLO

  • Wiadomości: 3840
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 25.03.2011
    • http://www.klub-karpacki.org
Kiedyś też nie czułem strachu. Pewnego razu wygrzmociłem się na oblodzonej jezdni. Błyskawicznie sturlałem się na pobocze zabierając z sobą rower. Chwilę później obok mnie przetoczył się jakiś dostawczak na zablokowanych kołach. Gdybym nie uciekł z drogi, to by mnie rozjechał. Nie miał żadnych szans, żeby się zatrzymać. Po takich doświadczeniach człowiek nabywa respektu przed lodem na jezdni.

Mam podobne obawy. Tym bardziej, że odnoszę wrażenie, że niestety większości kierowców nie starcza wyobraźni co się może wydarzyć. Pomimo lodu na jezdni jeżdżą szybko, wyprzedzają na zapałkę, itp.

Zimą wolę jeździć w terenie, trudniej się jeździ, ale przynajmniej nie ma samochodów.

Jeszcze jedno zdarzenie mi się przypomniało. To nie była zima, a jesień w Alpach i zjazd z jakiejś przełęczy. Było mgliście i deszczowo. Nagle to wszystko siadło i przymarzło. Wyłożyłem się jak długi. Moja partnerka jadąc za mną widziała co się dzieje i celowo położyła rower. Nie byliśmy w stanie się zatrzymać. Zjeżdżaliśmy na tyłkach dobre 100 metrów. Całe szczęście żadne auta wtedy nie jechały, bo bym pewnie już tego nie był w stanie opowiedzieć.

W święta miałem podobnie w Beskidzie Niskim. Na asfaltowym podjeździe pojawił się wieczorem "czarny lód". Jak się zatrzymałem to miałem problem z ustaniem na nogach z rowerem. W zasadzie rower mnie przewrócił. Ześlizgnąłem się po asfaltowej drodze niczym po stromym stoku górskim... Zero szans na zatrzymanie się, dopiero kiedy udało mi się zahaczyć o pobocze.

Offline Wilk

  • Wiadomości: 20134
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Kiedyś też nie czułem strachu. Pewnego razu wygrzmociłem się na oblodzonej jezdni. Błyskawicznie sturlałem się na pobocze zabierając z sobą rower. Chwilę później obok mnie przetoczył się jakiś dostawczak na zablokowanych kołach. Gdybym nie uciekł z drogi, to by mnie rozjechał. Nie miał żadnych szans, żeby się zatrzymać. Po takich doświadczeniach człowiek nabywa respektu przed lodem na jezdni.

Na tym niejako polega przełamywanie strachu, by umieć wewnętrznie przesunąć granice tego co dla nas bezpiecznie. I nie dotyczy to tylko lodu, a wielu rowerowych kwestii. To samo dotyczy wywrotek na trudnych terenowych zjazdach, jazdy samotnie nocą itd, jazdy na niedospaniu, czy w ogóle jazdy długich dystansów. Ludzie mają rozmaite obawy, rozmaite strachy. I każdy na swój sposób je racjonalizuje, każdy ma inny poziom tego co bezpieczne. Co dla jednego będzie skrajną brawurą i głupotą - dla drugiego dalej będzie czymś, w czym się czuje komfortowo. I oceniając to co robią inni - warto o tym cały czas pamiętać.

Są ludzie tak wybitnie panujący technicznie nad rowerem, że zjadą w niemal każdych warunkach:


Bo uwierz, że technika jazdy bardzo dużo robi w trudnych warunkach, także i na lodzie. Żeby było jasne -  nikogo nie namiawiam do przekraczania granic tego co dla nas jest bezpieczne - nie można robić nic wbrew sobie. To musi byc decyzja oparta na naszym wewnętrznym przekonaniu, a nie patrzeniu na to co robią inni. Jadąc na lodzie oczywiście podnosimy ryzyko, ale parę tak przejechanych tras pokazało mi, że nie taki strach wielki jak go malują.

Tutaj film z zawodów downhillowych na śniegu, przy tej liczbie zawodników upadki i zderzenia (i to poważne, na dużej prędkości) są zawsze, a jednak jedzie to masa ludzi. Na cos takiego już bym się nie pisał, to już jest poza moim poziomem bezpieczeństwa, ale doskonale rozumiem dlaczego ci co to jadą podejmują takie wyzwanie.


Bo daje to masę frajdy, zimowe jazdy nie są dla każdego, bo trzeba się liczyć z problemami typu zalodzenia, ale z reguły nie sa one na jakiś dłuższych odcinkach. A odpłacają nam masą frajdy z tej jazdy, cudownymi widokami. Na tych dwóch swoich ostatnich zimowych trasach w Tatry i do Kotliny Kłodzkiej te odcinki z wymagającycmi drogami był zdecydowanie najpiekniejsze.
« Ostatnia zmiana: 5 Sty 2025, 12:55 Wilk »

Offline Mężczyzna Romal

  • Wiadomości: 880
  • Miasto: Szczecin
  • Na forum od: 05.06.2006
Tutaj film z zawodów downhillowych na śniegu, przy tej liczbie zawodników upadki i zderzenia (i to poważne, na dużej prędkości) są zawsze, a jednak jedzie to masa ludzi. Na cos takiego już bym się nie pisał, to już jest poza moim poziomem bezpieczeństwa, ale doskonale rozumiem dlaczego ci co to jadą podejmują takie wyzwanie.

Bo są młodzi i pełni brawury. Są trasy, którymi kiedyś bez problemu zjeżdżałem rowerem, a dziś tego nie zrobię. Doświadczenie? Pewnie mam większe niż kiedyś, ale świadomość ryzyka jeszcze większą. To właśnie doświadczenie na własnej skórze skutków podejmowanych ryzyk powoduje ostrożność w późniejszym wieku. Takie filmy, jak ten, co podlinkowałeś fajnie się ogląda, ale niejeden z uczestników powie kiedyś: "ale ja byłem głupi, cud, że przeżyłem, dzisiaj już bym w tych zawodach nie wystartował"

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 4420
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Bo są młodzi i pełni brawury.
Wbrew pozorom w tych zawodach, znanych jako https://en.wikipedia.org/wiki/Megavalanche biorą udział zawodnicy w różnym wieku. Na przykład w 2024 roku aż 17 osób w kategorii 50+ przeszło kwalifikacje i uczestniczyło w głównym zjeździe, gdzie jedzie 300 zawodników.

Ponadto jak spojrzysz na listę osób na miejscach 1-3 w poszczególnych latach, to są to często te same osoby, więc ten wyścig nie jest tak losowy jak to na filmie wygląda. Pewna grupa ma na tyle dobrą technikę, że unika kolizji i dojeżdża co roku na czołowych lokatach.



Osoby po 60-tce też startują, ale mają problem z przejściem eliminacji, bo jest duża selekcja w pierwszych dwóch dniach zawodów, żeby zejść do 300 zawodników na główny zjazd.
« Ostatnia zmiana: 5 Sty 2025, 14:47 podjazdy »
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Wilk

  • Wiadomości: 20134
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Bo są młodzi i pełni brawury. Są trasy, którymi kiedyś bez problemu zjeżdżałem rowerem, a dziś tego nie zrobię. Doświadczenie? Pewnie mam większe niż kiedyś, ale świadomość ryzyka jeszcze większą. To właśnie doświadczenie na własnej skórze skutków podejmowanych ryzyk powoduje ostrożność w późniejszym wieku. Takie filmy, jak ten, co podlinkowałeś fajnie się ogląda, ale niejeden z uczestników powie kiedyś: "ale ja byłem głupi, cud, że przeżyłem, dzisiaj już bym w tych zawodach nie wystartował"

Oj to już jest gadka starego dziadka  :lol:
Nie - to wcale tak nie wygląda, że tylko młodzi i głupi to podejmują, jak Ci wykazał Podjazdy tam jedzie iluś starszych zawodników. Osobiście z wiekiem wcale u siebie nie widzę tego efektu, widzę natomiast znaczny przyrost doświadczenia we wszelakich formach rowerowania, które pozwala mi robic rzeczy, które kiedyś wydawały mi się niemożliwe, przykładowo jazda na góralu w terenie wyraźnie poprawiła mi technikę, a to się przekłada i na szosę. Kiedyś zrobienie dwóch nocy na rowerze było dla mnie niemożliwe lub było już za dużym przesunięciem granicy bezpieczeństwa, gdzie przysypiałem mocno, ale od 3-4 lat kilka razy dałem radę to wytrzymać w całkiem sensownej formie.

I też ktoś taki jak Ty zaraz mi powie "że jestem pełny brawury", a tymczasem w moim przypadku nie jest to brawura, po prostu organizm przyzwyczaił się do pewnej formy obciążeń, bo go ileś razy poddawałem podobnym próbom.

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 4420
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
I też ktoś taki jak Ty zaraz mi powie "że jestem pełny brawury", a tymczasem w moim przypadku nie jest to brawura, po prostu organizm przyzwyczaił się do pewnej formy obciążeń, bo go ileś razy poddawałem podobnym próbom.
Ale pewnego ryzyka nie skompensujesz w żaden sposób, na przykład w piątek wieczorem silny wiatr zepchnął do rowu trzyosiowy autobus na drodze krajowej koło Wilkanowa - szosa Kłodzko-Międzylesie koło zjazdu z Puchaczówki. Gdybyś był tam wtedy na rowerze, to pewnie byłby nekrolog na forum.
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Wilk

  • Wiadomości: 20134
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
Ale pewnego ryzyka nie skompensujesz w żaden sposób, na przykład w piątek wieczorem silny wiatr zepchnął do rowu trzyosiowy autobus na drodze krajowej koło Wilkanowa - szosa Kłodzko-Międzylesie koło zjazdu z Puchaczówki. Gdybyś był tam wtedy na rowerze, to pewnie byłby nekrolog na forum.

Pewnego ryzyka po prostu nie podejmuję. Jakby był silny wiatr i zalodzona droga to bym zwyczajnie zrezygnował z jazdy. Jadąc na 2-3 dni da się z grubsza przewidzieć warunki, akurat prognozy odnośnie wiatru z reguły są dość dokładne. A ja jechałem oba te wyjazdy w klasyczną wyżową pogodę - mroźne noce, słoneczny dzień, a wiatr symboliczny.

Offline Mężczyzna Romal

  • Wiadomości: 880
  • Miasto: Szczecin
  • Na forum od: 05.06.2006
Kiedyś zrobienie dwóch nocy na rowerze było dla mnie niemożliwe lub było już za dużym przesunięciem granicy bezpieczeństwa,
organizm przyzwyczaił się do pewnej formy obciążeń, bo go ileś razy poddawałem podobnym próbom.

A u mnie działa to odwrotnie. 20 lat temu zarwanie dwóch nocy pod rząd nie było problemem. Zarywałem je regularnie pracując nocami, często bez snu w dzień. A dziś po jednej zarwanej nocy nie mogę dojść do siebie. Śpię pół dnia i następną noc. Dopiero wtedy mogę powiedzieć, że się zregenerowałem. Mój organizm się nie przyzwyczaił, mój organizm się wyczerpał.

Podobnie z ryzykiem. Dziś wiem, co mnie może spotkać i unikam niepotrzebnego ryzyka. Jak miałem 10 lat, to brałem Wigry-3 i zjeżdżałem po najdłuższych schodach na osiedlu. Dziś też zjadę, ale na góralu, z amorem i przyjmując właściwą pozycję. Gdybym dziś miał to zrobić na Wigry-3... O rany, jaki ja byłem głupi!

W wieku 22 lat prawie zginąłem w Tatrach. Szlak zamknięty ze względu na obrywy skalne, ale co to mi przeszkadza? No i zarwała się pode mną cała ściana. Jakimś cudem zawisłem na jednej ręce na jednej skale, która nie poleciała. Brawura. Ze śnieżną lawiną też zjechałem. Na szczęście kawałek, nie było to groźne, ale dziś wiem jak łatwo ją wywołać. W Bułgarii wylądowałem pod autobusem. Jakimś cudem nie rozjechał mnie, tylko rower. Karetka, szpital, ale po 6 dniach próbuję kontynowania podróży, bo przecież byle autobus mnie nie zatrzyma. Takie zdarzenia kształtują późniejsze podejście do życia i podejmowania ryzyka. I tak, brzmię jak stary dziadek, bo już miałem wiele okazji do zejścia z tego świata i dziwię się, że jeszcze w ogóle żyję.

Offline Wilk

  • Wiadomości: 20134
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.07.2006
    • Wyprawy Rowerowe
A u mnie działa to odwrotnie. 20 lat temu zarwanie dwóch nocy pod rząd nie było problemem. Zarywałem je regularnie pracując nocami, często bez snu w dzień. A dziś po jednej zarwanej nocy nie mogę dojść do siebie. Śpię pół dnia i następną noc. Dopiero wtedy mogę powiedzieć, że się zregenerowałem. Mój organizm się nie przyzwyczaił, mój organizm się wyczerpał.

Podobnie z ryzykiem. Dziś wiem, co mnie może spotkać i unikam niepotrzebnego ryzyka. Jak miałem 10 lat, to brałem Wigry-3 i zjeżdżałem po najdłuższych schodach na osiedlu. Dziś też zjadę, ale na góralu, z amorem i przyjmując właściwą pozycję. Gdybym dziś miał to zrobić na Wigry-3... O rany, jaki ja byłem głupi!

Ze wszystkim zgoda, ale pod warunkiem, że mówisz o sobie. Nie możesz tego rozciągać na innych, bo inni mogą mieć zupełnie inne podejście do wielu kwestii, w tym do oceny tego co bezpieczne co ryzykowne. W wielu przypadkach o tym decyduje stopień przygotowania i wytrenowania oraz posiadane umiejętności. Obejrzyj sobie ten filmik, który wrzuciłem z tym kolarzem o bajecznej technice. W pewnym momencie facet jedzie rowerem po poręczy o szerokości góra 10cm po skraju przepaści, spadniecie oznacza śmierć. Łatwo o oceny typu "brawura", "to skończony idiota". Ale ten człowiek ma taką technikę, tak niesamowitą równowagę, ze może bezpiecznie wykonywać tego typu akrobacje.

I druga sprawa - to co jest dla nas w życiu naprawdę ważne. Nie wiem skąd to założenie, że dla każdego własne bezpieczeństwo jest najważniejsze, skoro masz na świecie setki tysięcy przykładów,. że jest inaczej. Ilu ludzi idzie dobrowolnie na wojnę? Ilu żołnierzy służb specjalnych żałuje, że w trakcie wykonywania ryzykownego zadania muszą zostać w rezerwie, bo do akcji wyznaczono inny zespół z ich oddziału? Ilu ludzi się wspina na wysokie góry, w tym ilu bez żadnej asekuracji?

Zrozum, ze dla wielu ludzi adrenalina i to co dają ekstremalne przeżycia - jest jednym z najważniejszych sensów życia, tym co nadaje mu cały smak. I dlatego Kukuczka po zdobyciu wszystkiego co było w Himalajach, dalej w nie jeździł, dalej szukał ekstremalnych doznań, bo nie był typem człowieka, który mógł się spełniać pracując na etacie. I dla wielu te ekstremalne przeżycia są warte ryzyka, bo dla takich ludzi stanowią sens życia. Wolą zginąć mając 40-50 lat, ale żyjąc pełnią życia, spełniając się w swojej pasji, zamiast pracować w biurze z dewizą "safety first", zamiast całe życie ciułać pieniądze na mieszkanie, zamiast wychowywać dzieci.

Nie jestem jakimś skrajnym ekstremalistą, ale doskonale rozumiem takich ludzi. Bo wiem jak smakuje satysfakcja jak wjeżdżasz po tym lodzie na Okraj zacienioną doliną - i nagle otwiera się szeroki widok u góry w pełnym słońcu; wiem jak smakuje widok Tatr zimą przy wyżowej pogodzie. I uważam, że to pewne niewielkie ryzyko jest takich doznań warte.

Tak więc nie próbuj nakładać na innych ludzi swoich oczekiwań od życia, bo te każdy ma inne.

Offline Mężczyzna Felek

  • Wiadomości: 1331
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 09.11.2017
Kukuczka to akurat miał rodzinę i dzieci. Obiecał żonie, że jak zdobędzie wszystko to skończy ze swoim sportem. Niestety słowa nie dotrzymał. Zachował się egoistycznie. Rozumiem jak ktoś nie ma rodziny, ale gdy ma się dzieci powinno się o nią zadbać.
Podróże z dziećmi www.tataimapa.pl

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 4420
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Bo wiem jak smakuje satysfakcja jak wjeżdżasz po tym lodzie na Okraj zacienioną doliną - i nagle otwiera się szeroki widok u góry w pełnym słońcu; wiem jak smakuje widok Tatr zimą przy wyżowej pogodzie. I uważam, że to pewne niewielkie ryzyko jest takich doznań warte.
No dobra, ale wjazd na oblodzony Okraj to jednak mniejszy kaliber ryzyka niż zimowe wejście na K2, gdzie do czasu zdobycia przez Szerpów współczynnik śmiertelności wypraw zimowych był około 30%. Zimowe wejście na Gerlach ma wartości poniżej 1% śmiertelności, a co dopiero jazda na Okraj.
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna podjazdy

  • niech tak się stanie
  • Wiadomości: 4420
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 01.02.2011
Kukuczka to akurat miał rodzinę i dzieci. Obiecał żonie, że jak zdobędzie wszystko to skończy ze swoim sportem. Niestety słowa nie dotrzymał. Zachował się egoistycznie. Rozumiem jak ktoś nie ma rodziny, ale gdy ma się dzieci powinno się o nią zadbać.
Egoistycznie? Miał siedzieć w domu i się zapić jak wielu sportowców? Dlaczego się oczekuje, że ktoś zmieni swój charakter, porzuci pasję i będzie czerpał radość życia z niańczenia dzieci po założeniu rodziny? Czy wilk po zapłodnieniu samicy staje się owieczką? Niestety nie, to tak nie działa. Bierzesz wilka za męża, bierzesz go takiego jaki jest i nie licz na to, że się zmieni na lepsze. Justyna Kowalczyk wzięła alpinistę za męża i zginął na Jungfrau podczas wspinaczki solo. Miał siedzieć w domu do końca życia bo może zginąć? Powiesz, że dziecko nie ma ojca, ale jakiego ojca by miało, gdyby ten na siłę starał się dusić w sobie w czterech kątach?
"Mogło być gorzej. Twój wróg mógł być twoim przyjacielem." Stanisław Jerzy Lec.

Offline Mężczyzna łatośłętka

  • Skup i ubój. Rozbiór.
  • Wiadomości: 8913
  • Miasto: nie, wioska
  • Na forum od: 21.03.2013
Dziś m.in. wlazłem na drzewo:
Najpierw jedną ręką podciągnąłem się na gałęzi, lewa stopa o zgrubienie pnia, druga na gałąź, z której, lewą ręką trzymając się jeszcze za inną, prawą, po usunięciu kilku cieńszych, ręczną piłą Stihl z japońskim (ułamanym) brzeszczotem samoostrzącym, odciąłem grubą gałąź, która hamowała wzrost ślicznej jołki, co pod spodem. Już wcześniej tą piłą odciąłem kilka innych, grubych gałęzi tej sosny samosiei, której czub ostatnimi wichurami złamał wiatr; cherlawą sosenkę sąsiednią. Butami następnie zbiłem śnieg, warstwę zmarzniętej ziemi, w ten sposób odsłaniając pień u nasady; w/w piłą w męczarniach drzewo powaliłem. (Kolana przy tym odmiorzły, omdlewały ręce, płuca wyszły wierzchem.) Odsapnąłem. Poodcinałem pozostałe gałęzie, z tych ogołoconego pnia przeciągnąć rady nie dałem (ten taki ciężki). Suche gałęzie połamałem, z tych przygotowałem rozpałkę pod plitę na kilka dni - do skrzynki i na ganek.
 
Postałem, oceniłem wykonaną robotę. Przekonałem siebie, z przyjacielem (ludzie te istoty anielskie zowią "psami") zrobilim to fest.

Gdybym innych, fajnych możliwości aktywnego spędzania czasu na polu nie miał, i dziś bym poszedł na rower.

Gdyby wokół wszędzie nie było szklanki, bym na rower poszedł, na tym kilka godzin możliwie dynamicznie strzelał.

Wolałem, wybrałem fajną, fizyczną, kreatywną robotę przy drewnie w miejsce turystycznego przejazdu rowerem (również wobec niefajnych doświadczeń na lodzie, o jakich Romal - kruchy lód).

Mieszkając na osiedlu, takiego wyboru bym nie miał.
Sensownie, aktywnie na powietrzu chcąc czas spędzić, bym się cieszył, i tym razem lód mnie nie powstrzymał, nie złamał.

Wróciłem cały.

Wniosek:
Okienko masz jedno, przez to jedno patrzysz, jedno widzisz.
tutaj jestem łatoś, odtąd łętka ... łatośłętka!

Offline Mężczyzna Romal

  • Wiadomości: 880
  • Miasto: Szczecin
  • Na forum od: 05.06.2006
Obejrzyj sobie ten filmik, który wrzuciłem z tym kolarzem o bajecznej technice. W pewnym momencie facet jedzie rowerem po poręczy o szerokości góra 10cm po skraju przepaści,

Jest kilku takich cyrkowców. Też lubię takie filmy oglądać. Jak 99,9% rowerzystów. Ale nigdy bym tego nie powtórzył niezależnie ile bym ćwiczył. Tak jak 99,9% rowerzystów.

Wolą zginąć mając 40-50 lat, ale żyjąc pełnią życia,

A jak nie zginą? Ja nie zginąłem, a okazji do tego miałem mnóstwo. Teraz już nie ten organizm, by był w stanie wnieść mnie na Mount Everest i nic na to nie poradzę. Wywrotka na rowerze w wieku 20 lat? Żaden problem, wstajesz i jedziesz dalej o ile roweru nie połamałeś. W październiku fiknąłem nad kierownicą, bo nie zauważyłem, że przysypana liśćmi ścieżka, którą jadę ma krawężnik. Efekt - nadwyrężony kark i wybity palec. Do dziś nie mogę swobodnie kręcić głową i boję się podawać ręki na powitanie, bo znów mi palca ścisną i będę się krzywił z bólu. 3 miesiące po wywrotce... A 20 lat temu po wypadku z autobusem wystarczyły 3 dni, bym ponownie wsiadł na rower, chociaż stać na nogach jeszcze nie mogłem, bo kolano puszczało i się przewracałem.

Offline Mężczyzna Król Julian

  • Wiadomości: 7415
  • Miasto: Pabianice
  • Na forum od: 14.02.2017
Egoistycznie? Miał siedzieć w domu i się zapić jak wielu sportowców? Dlaczego się oczekuje, że ktoś zmieni swój charakter, porzuci pasję i będzie czerpał radość życia z niańczenia dzieci po założeniu rodziny?
Bardzo przedstawiasz sprawę 0-1. Odpowiedzialność nie oznacza konieczności zaprzestania pasji i wiedzenia nudnego życia. Oznacza dążenie do równowagi w swoich życiowych priorytetach i aktywnościach. Jeżeli nie jesteś gotów na dostrzeganie innego człowieka, nie wchodź w związki i przede wszystkim nie decyduj się na posiadanie dzieci. Wilk jest wilkiem i tego nie ukrywa a tutaj jesteś nie wilkiem ale pasożytem i tak jak pasożyt ukrywasz swoje prawdziwe Ja.

A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie!

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum