W nocy o 24:00 pojechałem rowerem na PKS (Łódź Kaliska)
odebrać od Cimana róg do zamocowania lampki na lemodnce.
Wyjeżdzając, stwierdziłem, że muszę pojechać wcześniej bo nie wiadomo
ile czasu mi zajmie sama jazda, a Łódź Kaliska z mojej perspektywy to drugi koniec miasta.
Zaczął "walić" śnieg. Nie widziałem nic, bo padał prosto w twarz.
Nagle dziwny osgłoś - patrzę - KAPEĆ

Dalej zostawiłem rower w jakimś podwórku i stwierdziłem, że pójdę pieszo.
Obiecałem, że kupię Cimanowi cheesburgera z McDonalds, więc musiałem przyśpieszyć tempa

Szedłem jaikeś 50 minut. Pod McDonalds wielka kolejka aut - zrezygnowałem.
Po drodzę kupiłem hot-dog'a ze stacji + tymabrka.
Spotkałem Cimana, jadącego na wyspy kanaryjskie (z rowerem w bagażniku autobusu).
Ehhh - narobił mi smaka. Otrzymałem roga, Ciman dostał "wyprawkę" jedzeniową. Chwilę
pogadaliśmy i pojechał się wygrzewać
W drodzę powrotnej musiałem rower z podwórka wziąc ze sobą i na tym kapciu
prowadzić do domu. Droga powrota trwała 1h. Niezły trening - szkoda,
że nie do końca na rowerze

Ot co zrobiłem rowerowego

Mój pierwszy kapeć w życiu i pierwszy wyjazd rowerowy w 2012.
Pięknie się zaczęło
