Rekordzistom polecam przetarcie denaturatem styków pod licznikiem.
...a ja malkontentom i niedowiarkom, zamiast mędrkowania nt. liczników, polecam samemu spróbować. Wyniki, które udało mi się uzyskać, nie powstały na zasadzie np. "jadę sobie , dajmy na to, 60 km/h z górki w Alpach/za autobusem/TIRem a tu nagle...eureka!! - mam 90 km/h!!, itp. Nie mówię o sytuacjach, gdy "znikąd" pojawia się dziwny wynik, bo takowy można nawet uzyskać trzymając licznik np. w kieszeni z kluczami, ale o sytuacji, gdy stale narastająca prędkość, "od zera do iluś tam" była ciągle obserwowana (czasem z narażeniem życia, zamiast patrzeć przed siebie, no cóż, człowiek na studiach głupi był
) a nie , że to jakieś nagłe pojawienie się tzw "maxa" na wyświetlaczu. To wskazanie tylko potwierdzało to, co licznik wskazywał przez cały czas rozpędzania się... Zresztą, np. w Alpach, 2 koledzy, kt. jechali ze mną, uzyskali podobne wyniki... hmmm, widocznie też nie przecierali styków alkoholem, zapewne wlawszy go wcześniej do własnych gardeł
Zresztą, jeżdżąc wiele lat trupem linii 14 czy 1 do Kato, już po samym dźwięku wycia tylnego mostu oraz silnika tej ruiny, byłem w stanie określić ile jedzie (często sprawdzałem patrząc na licznik kierowcy) . Więc jadąc potem rowerem te wrażenia akustyczne były dla mnie w pewnym sensie potwierdzeniem tego, co wskazywał (a nie wskazał! - patrz 8 linijek wyżej) licznik. No, a że jazda za busem, itd, polega właściwie w głównej mierze na "byciu zasysanym" przez takowy pojazd i (dlatego jest łatwa ), to już pisał
SymfonianPozdrawiam