Do tej pory nie wrzucałem tu swoich wycieczek. Po prostu nie było o czym pisać, ot zwykły "niedzielny" rowerzysta, który czasem pokręci się po mieście na dwóch kółkach, czasem wyjedzie za miasto, ale niezbyt daleko. Mój rekord życiowy ustanowiony w sierpniu tego roku wynosił 63 km, w dodatku dość przypadkowo, bo uciekł mi pociąg i musiałem wracać do domu rowerem. Dopiero w ostatnich dniach, zazdroszcząc podróżnikom z tego forum, których opisy wycieczek i wypraw czytam regularnie, postanowiłem coś zmienić w moim życiu rowerowym. W listopadzie odbyłem dwie najdłuższe w moim dotychczasowym 25-letnim życiu wycieczki, którymi już chyba po cichu mogę się zacząć chwalić. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób z tego forum taki dystans to spacerek po obiedzie, ale ja jestem z siebie dumny, że zdecydowałem się wsiąść w listopadzie na rower i podczas dwóch wycieczek wykręcić łącznie 134 km. Zaliczyłem też cały odcinek wybrzeża od Mrzeżyna do Łaz. Jestem z siebie tym bardziej dumny, że znajomi patrząc na mnie pukają się w czoło jak widzą mnie o tej porze roku na rowerze. Przejdźmy jednak do sedna. Poniżej znajdują się opisy moich dwóch wycieczek, które odbyłem 11 i 20 listopada. Mam nadzieję, że Was nie zanudzę
11 listopada 2011:Z reguły mój sezon rowerowy, bardziej lub mniej udany, kończył się mniej więcej w połowie września. Później był brak chęci, czasu, odpowiedniej pogody. W tym roku postanowiłem, że będzie inaczej i po prawie dwóch miesiącach przerwy znów wsiadłem na rower.
Spodziewając się, że będzie ciężko (w końcu przerwa była długa) zaplanowałem trasę na miarę swoich możliwości, z ewentualną opcją przerwania jej w dowolnym momencie na jednej z pobliskich stacji kolejowych. Postanowiłem pojechać pociągiem do Koszalina, a następnie okrążając jezioro Jamno wrócić rowerem wzdłuż wybrzeża.
Info o wycieczce opublikowałem na swoim profilu na Facebooku i dzień przed wyjazdem odezwał się kolega Michał z propozycją dołączenia do mnie.
Spotkaliśmy się na dworcu PKP w Kołobrzegu w piątek o 9 rano. Kupiliśmy bilety i załadowaliśmy rowery do pociągu. Około godzinę później wysiedliśmy na dworcu w Koszalinie, gdzie zaczynała się prawdziwa jazda. Przejeżdżając przez centrum miasta dotarliśmy do drogi wylotowej w stronę dzielnicy (do niedawna wsi) Jamno. Właśnie tamtędy postanowiliśmy wydostać się z Koszalina. Przez Jamno dotarliśmy do Łabusza. Tam nawierzchnia z asfaltowej zmieniła się w brukowaną. Po ok. 1 kilometrze jazdy po bruku zobaczyliśmy z daleka brzeg jeziora, co oznaczało, że należy skręcić w prawo w drogę z płyt betonowych.
w pociągu do Koszalina Zgodnie ze wskazówkami znalezionymi w internecie postanowiliśmy skorzystać z tego ciekawie położonego skrótu do Łaz. "Betonówka" ciągnie się ponad 3 kilometry brzegiem jeziora, przecinając mniej więcej w 2/3 drogi rzekę Unieść. Te malownicze tereny z pewnością latem wyglądają jeszcze ciekawiej niż w listopadzie, ale i tak nie mogliśmy narzekać na widoki.
betonówka, którą jechaliśmy, w tle stary młyn koło Łabuszaujście rzeki Unieść do jeziora Jamnobetonówka w kierunku Osiek Z betonowej drogi wyjechaliśmy na piękny gładki asfalt drogi powiatowej w miejscowości Osieki. Nowym asfaltem dojechaliśmy aż do Łaz, które latem tętnią życiem, natomiast po zakończeniu sezonu stają się senną osadą nadmorską, zamieszkałą przez niespełna 100 stałych mieszkańców. Pech chciał, że spędziliśmy tam przymusowo ok. półtorej godziny.
kościół w Osiekachjezioro Jamno Rondo w Łazach z pewnością długo zapamięta Michał. Właśnie tam złapał "gumę", a że żaden z nas nie wpadł rano na pomysł zabrania zapasowej dętki, trzeba było coś wykombinować. Temperatura powietrza (ok. 4 stopnie) też nam nie pomagała, szybko zaczęło się robić coraz zimniej. Po przeanalizowaniu sytuacji i naszego aktualnego położenia (do najbliższej stacji kolejowej mieliśmy 15 km) w pewnym momencie wpadłem na pomysł, żeby zadzwonić do kolegi ze studiów, który mieszka w Koszalinie. Liczyliśmy na łut szczęścia, może Damian przypadkiem posiada dętkę, której potrzebujemy? Okazało się, że zapasowej nie miał, ale użyczył nam swojej, gdyż, jak stwierdził, on już sezon rowerowy zakończył. Po 30-40 minutach przyjechał, zmieniliśmy dętkę i mogliśmy jechać dalej. Dzięki Damian za pomoc!
droga w Łazach - widok w kierunku Unieścia Z Łaz do Mielna prowadzi ścieżka rowerowa wzdłuż szosy. Miejscami po obu stronach drogi można dojrzeć wodę - z lewej strony Jamno, z prawej Bałtyk. Momentami brzeg jeziora znajduje się zaledwie kilka metrów od drogi. Dość często mijaliśmy wędkarzy łowiących ryby w Jamnie. Szybko minęliśmy senne Unieście, by wjechać do Mielna.
po drodze widzieliśmy wielu wędkarzy W Mielnie zaskoczył nas dość spory ruch, zarówno na ulicach, jak i na chodnikach. Do tego czynne sklepiki z pamiątkami - to także spore zaskoczenie, zważywszy na porę roku i święto. Właśnie w Mielnie zrobiliśmy szybkie zakupy i urządziliśmy sobie kilkuminutowy postój na posiłek.
Z Mielna nie wyjeżdżaliśmy szosą, a leśną drogą, którą przez Mielenko dotarliśmy do Chłopów. Minęliśmy Chłopy (i pomnik 16-tego południka) i dojechaliśmy do Sarbinowa. Podobnie jak inne nadmorskie miejscowości, Sarbinowo poza sezonem niewiele ma do zaoferowania, tym bardziej zdziwił nas widok wycieczki z przewodnikiem spacerującej po wiosce.
Kolejny krótki postój urządziliśmy tuż przed Gąskami, na polnej drodze biegnącej dosłownie kilkanaście metrów od plaży. Niestety, zbyt wysoki brzeg uniemożliwiał zejście na brzeg morza.
taką drogą jechaliśmy z Sarbinowa do Gąsekrower "odpoczywa" na skraju urwiska między Sarbinowem i Gąskami Dość szybko przejechaliśmy przez Gąski, nie zatrzymując się przy tamtejszej latarni morskiej (jedyna na naszym szlaku), gdyż wielokrotnie już ją widzieliśmy. Przez las dojechaliśmy do Pleśnej, a stamtąd przez most na rzece Czerwonej do Ustronia Morskiego, z którego już spokojnie dotarliśmy do Kołobrzegu nadmorską ścieżką rowerową.
W domu pojawiłem się ok. godziny 16:30, mając za sobą 64 km (o 1 kilometr poprawiona "życiówka") i dopisując do skromnego dorobku dwie nowe gminy: miasto Koszalin i gminę Sianów. Licznik gmin wynosi więc teraz 13, usprawiedliwiam się tym, że dopiero zaczynam je zbierać. Pojawiły się propozycje kolejnych wyjazdów w tym roku, więc licznik kilometrów może jeszcze przekroczyć 500, czyli absolutne minimum zakładane na początku roku.
Dystans: 64,1 km
Czas jazdy: 04:13 h
Śr. prędkość: 15,2 km/h
Trasa:
http://www.bikemap.net/route/132857220 listopada 2011:Dziś z Michałem wybraliśmy się na kolejną wycieczkę rowerową. Warto korzystać dopóki jest dobra pogoda. Od kilku dni próbowaliśmy namówić parę osób do przyłączenia się do nas, jednak bezskutecznie, więc ponownie wyjechaliśmy sami.
Początkowo w planie było okrążenie jeziora Resko Przymorskie, co dawało ok. 38 kilometrów, wczoraj jednak Michał zaproponował odwiedzenie Mrzeżyna, więc to wydłużyło trasę o kolejne 5 kilometrów.
Umówiliśmy się na start przy szkole muzycznej w Kołobrzegu o godzinie 11:30. Gdy wychodziłem z domu było pochmurno, lecz nie zanosiło się na deszcz, ponadto było ciepło (jak na tę porę roku), termometr za oknem pokazywał 6 st. C.
Postanowiliśmy wyjechać z miasta zaliczając przejazd budowaną obwodnicą, skierowaliśmy się więc w stronę ulic Solnej i Żurawiej. Na Solnej nadal zamknięty jest most, skorzystaliśmy więc z tymczasowego mostu pontonowego. Minęliśmy Stadion Miejski i pojechaliśmy prosto, w stronę ulicy Starynowskiej, wylotówki z miasta w kierunku Karcina.
Po krótkich zakupach w Sano wyjechaliśmy z miasta. Przejechaliśmy przez szybko rozbudowujące się Zieleniewo, a następnie Korzystno i dojechaliśmy do Starego Borku i Nowogardku. Przed Nowogardkiem droga niezliczonymi zakrętami wije się wśród pól oraz przechodzi przez most na Błotnicy. To ciekawe miejsce, chyba jedyny, a przynajmniej jeden z nielicznych w okolicy, do którego droga prowadzi pod górę. W Nowogardku skręciliśmy w prawo i po chwili dotarliśmy do stacji kolejowej w Głowaczewie, gdzie zrobiliśmy kilkuminutowy postój.
Stacja kolejowa w GłowaczewiePies z łopatąPociąg do Kołobrzegu wjeżdża na stację. Nie skorzystaliśmyNowy asfalt na drodze z Głowaczewa do Karcina Po krótkim postoju na peronie ruszyliśmy dalej w kierunku Karcina. Stan nawierzchni zdecydowanie się poprawił, kilka miesięcy temu na tym odcinku położono nowy asfalt. Długo się nim nie nacieszyliśmy, po kilku kilometrach skończył się przechodząc nagle w pozostałości po poprzednim asfalcie.
Na końcu miejscowości (ciągnie się przez ok. 4 km) droga główna prowadziła w lewo w kierunku Sarbii, my chcieliśmy jechać nad jezioro, a dalej do Mrzeżyna. Niestety, przeoczyliśmy zjazd w prawo ukryty gdzieś między zabudowaniami. Postanowiliśmy się nie wracać, tylko pojechać do Mrzeżyna nieco inną trasą, dokładając kilka kilometrów.
Na skrzyżowaniu pojechaliśmy prosto. Niebawem skończyło się Karcino, a wraz z nim skończył się asfalt. Teraz jechaliśmy ubitą żużlówką, z wystającymi miejscami niebezpiecznymi dla naszych kół kamieniami. Do Bieczyna dotarliśmy jednak bez żadnych problemów.
Zabytkowy kościół w BieczynieTo mieliśmy już za sobą Bieczyno było słynne na całą Polskę w ostatnich dwóch latach. Jego mieszkańcy zbojkotowali wybory w ramach protestu. Żądali, aby władze samorządowe odbudowały drogę do wsi łączącą Bieczyno z Trzebiatowem. Przez pewien czas mieliśmy okazję jechać tą drogą. Niestety, po wyjechaniu z miejscowości skończyła się dobra nawierzchnia.
Pełną dziur drogą dotarliśmy do Gorzysławia, gdzie, po przejechaniu ok. 500 metrów brukiem skręciliśmy w kierunku Robów. Tam już asfalt był zdecydowanie lepszy.
Chwila postoju na poboczuNawierzchnia między Gorzysławiem i Robami jest w dobrym stanieMalownicze pola niedaleko Gorzysławia W Robach droga znów się zmieniła i aż do Mrzeżyna jechaliśmy po betonowych płytach. Minęliśmy most na Starej Redze i po kilkunastu minutach jazdy zameldowaliśmy się w Mrzeżynie.
Most na Starej RedzeNad Starą Regą...Stara Rega w okolicy RobówUjście Regi do Bałtyku w Mrzeżynie W Mrzeżynie skierowaliśmy się przez most na Redze w stronę wojskowego osiedla. Po krótkim postoju przy sklepie postanowiliśmy sprawdzić na jakim etapie jest budowa nadmorskiej ścieżki rowerowej łączącej Mrzeżyno z Pogorzelicą. Okazało się, że na odcinku od Mrzeżyna do jednostki wojskowej (ok. 4-5 km) wzdłuż brukowanej drogi znajduje się bliska ukończenia ścieżka z kostki betonowej, niestety dalej zostaje jazda przez las wzdłuż brzegu. Od wartownika przy jednostce dowiedzieliśmy się, że od strony Pogorzelicy także już fragment został zbudowany. Cóż z tego, skoro termin ukończenia budowy ścieżki mija mniej więcej teraz...
Od jednostki skierowaliśmy się w kierunku plaży. Tam zrobiliśmy kolejną krótką przerwę.
Rowery przy zejściu na plażęPlaża - widok w kierunku MrzeżynaOdpoczynek na plaży Michał zaproponował, żebyśmy do Mrzeżyna wrócili leśnymi drogami. Widocznie chciał się pobawić w jazdę MTB. Zgodziłem się i przez 4,5 km jechaliśmy po leśnych wertepach. Ta jazda zmęczyła mnie dużo bardziej, niż wcześniejsze 40 km. Dojechaliśmy do Mrzeżyna, gdzie zaczynała się ścieżka rowerowa w kierunku Kołobrzegu.
Droga przez Mrzeżyno Do Rogowa prowadziła poboczem drogi. Ciekawostką jest fakt, że droga zrobiona była z płyt betonowych, natomiast pobocze z całkiem dobrego asfaltu. Znaliśmy tę drogę (co prawda nie rowerem, ale często tamtędy jeździłem) i wiedzieliśmy, że taka nawierzchnia czeka nas aż do samego Dźwirzyna. Jakież wielkie było nasze zdziwienie, gdy na szosie wraz z tablicą "Rogowo" pojawił się gładki jak stół asfalt, a obok mieliśmy do dyspozycji szeroką ścieżkę rowerową z kostki betonowej.
Nowa droga w Rogowie Zdziwienie było jeszcze większe, gdy po kilkuset metrach kostka zamieniła się w asfalt, którym jechaliśmy z przyjemnością do samego mostu w Dźwirzynie. Okazało się, że to droga w ramach projektu przebudowy odcinka Mrzeżyno - Dźwirzyno.
Jazda taką drogą to prawdziwa przyjemność W Dźwirzynie też było widać postępy prac. Poza 2,5-kilometrowym odcinkiem płyt betonowych na drodze był nowy asfalt, a obok prowadziła ścieżka rowerowa z kostki. Tu brak stwierdziliśmy na odcinku 1,5 km. Od wyjazdu z Dźwirzyna jechaliśmy już asfaltową ścieżką nadmorską zbudowaną przed rokiem. Dojechaliśmy nią do Grzybowa, a dalej do Kołobrzegu jechaliśmy niemal przy samej plaży ścieżką z mączki ceglanej.
Ścieżka z Grzybowa do Kołobrzegu Do Kołobrzegu dotarliśmy przed godz. 17, rozstaliśmy się nad Parsętą i wróciliśmy do swoich domów.
Parsęta w Kołobrzegu wieczorem Dystans: 70,2 km
Czas jazdy: 04:03 h
Śr. prędkość: 17,3 km/h
Trasa:
http://www.bikemap.net/route/1336464http://tomikg.bikestats.pl/