Autor Wątek: III Śląski Maraton Rowerowy - 150/300/450/550km w 24h  (Przeczytany 22563 razy)

Offline Mężczyzna Endriunh

  • Wiadomości: 370
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 16.02.2012
  60 kolarzy ukończyło 150km 17 - 300km 20 albo 25 - 450km i 8 - 550km mi licznik wystukał 305km więc myślę że jest to w granicach błędu statystycznego A nawiązując do przygotowania organizatorów to myślę że przyładem może być filmowa relacja z maratonu, w sumie blisko 20min, dobrze zrobiony z fajnym podkładem muzycznym. A puchar który dostałem będzie stał na zaszczytnym miejscu.

Te statystki pokazuja jak trudna byla trasa a przede wszystkim pogoda jak utrudniala nam  >:(   
Szczepan jaki miales czas na 300km? i ktory byles  puchar dostales tzn kazdy dostawal? :roll:

Tobie 305 mi 300km wyskoczylo dokladnie w Jastrzebiu Zdroj kazdemu co innego wskazywalo 8)

Co do filmu czekam z niecierpliwoscia takze do zdjec czasami czulem sie jak gwiazda jak odjezdajac z punktu gosciu stoi z kamera metr kolo mnie i nagrywa jak odjezdam 8) czy podczas drogi wychyla glowe i pstryka z nienacka  :P .

Offline Mężczyzna memorek

  • Wiadomości: 2682
  • Miasto: Szczecin
  • Na forum od: 12.05.2007
Gratulacje chłopaki. W taki upał...

Marek

Offline Mężczyzna yoshko

  • Administrator
  • Kto smaruje ten jedzie.
  • Wiadomości: 15533
  • Miasto: Strzelce Opolskie - Biała Podlaska
  • Na forum od: 11.06.2009
    • Blog Yoshkowy
Większość narzeka na jakiś upał a ja może przez swoje tempo tego nie zauważyłem :D

@Marek.D, dzięki za krem do opalania. Jestem ładnie zarumieniony ale ze skórą

Offline Mężczyzna marek.dembowski

  • Wiadomości: 1653
  • Miasto: Ogrodzieniec
  • Na forum od: 06.04.2007
No cóż, miało być 450 ale nie wyszło - było tylko 300 :(. Najbardziej brakło mi chyba motywacji do dalszej jazdy. Fizycznie czułem się cały czas zupełnie dobrze i mimo tego morderczego upału w ciągu dnia miałem jeszcze trochę zapasu sił. Gdy jednak dojechałem przed północą na punkt kontrolny w Radlinie i pomyślałem, że będę musiał jeszcze raz pokonywać ta samą trasę (i to najprawdopodobniej samotnie) to mi się po prostu odechciało jechać dalej. Martwiło minie również to, że pozostało nie za wiele czasu z limitu czasowego i mogę po prostu się nie wyrobić. Teraz widzę, że moje obawy były trochę na wyrost, bo prawdopodobnie jednak bym zdążył. Ale cóż, w takiej długodystansowej jeździe najważniejsza jest jednak głowa ;)
W sumie i tak jestem zadowolony z udziału w tym maratonie. Była to dla mnie pierwsza w życiu tego typu impreza i bardzo mi się podobało :) Mocno przesadziłem jednak z wagą roweru - nie dość , że chciało mi się nic z niego odkręcać, to jeszcze wiozłem małą sakwę (chyba jako jedyny z zawodników ;)) Tak więc mój sprzęt do jeżdżenia ważył pewnie ze 20 kg 8) Na takie imprezy to jednak stanowczo zbyt wiele :-[
Rano nie czekałem na uroczyste zakończenie i pojechałem do domu. Chciałem wracać pociągiem ale miał być dopiero za trzy godziny więc pojechałem do Katowic na rowerze (ponad 60 km) i dopiero stamtąd  pociągiem do Zawiercia. Pod wieczór - tradycyjnie już - przejażdżka rowerowa z żoną po okolicy :D
« Ostatnia zmiana: 18 Cze 2012, 11:42 marek.dembowski »
...prawie wszyscy pytają: "Ile przejechałeś?" a ja wolałbym usłyszeć np. "Co ciekawego zobaczyłeś?"... - Michał Sitarz

Offline Mężczyzna Ricardo

  • Wiadomości: 817
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 25.05.2011
Nie przesadzajcie z tymi ciężkimi warunkami, było ciepło ale nie masakrycznie gorąco. Ja uważam że pogoda jak najbardziej dopisała. Odcinek Radlin -Wisła jechało się ok 2,5 godz, powrót minimalnie szybciej bo i trochę więcej z górki było i z wiatrem. Jeżeli ktoś nie złapał sobie odpowiedniej do swojego tempa grupy i jechał sam to faktycznie mogło być ciężko. Ja przejechałem prawie całe 550 km w peletonie, jechało się bardzo sympatycznie, dobrze że nie wkręcali się za często powyżej 45 km/h bo wtedy na mtb kończył mi się zakres przełożeń. Na bufetach bardzo fajna i pomocna ekipa, jeszcze raz dzięki, o nic nie trzeba było prosić, dziewczyny aż same rwały się do tego by napełnić bidon podać kanapkę czy herbatę. W nocy trzeba było szczególnie uważać na odcinku Radlin-Pawłowice, sporo dziur w jezdni, w grupach z którymi jechałem były tu właśnie 2 kapcie, przejazd drogą 81 pierwsza klasa, dobry asfalt, szeroko. Ja żadnych przygód po drodze nie miałem, podobno ktoś miał niegroźne spotkanie z samochodem i jedna osoba wjechała na gumowy pachołek kasując widelec. Na dekoracji usłyszałem tekst że na scenie mało kto się uśmiechał i wszyscy wyglądali jakby wracali z wojny, więc jednak zmęczenie było. Za rok ma być dystans 600 km, jeszcze realne do przejechania na styk w 24h ale trzeba mocno ciąć długość przerw. Mi przejazd 556 km zajął 22,5 godz., udało się zająć 2 miejsce na dystansie 550, fajnie jak na pierwszy start w takim maratonie, kwalifikacja do BBTour zaliczona. Zapomniałem tylko posmarować się kremem z filtrem, ręce trochę swędzą i kolega w pracy powiedział że jestem opalony jak Arab. Fajnie było choć jak dla mnie jazda szosą jest trochę nużąca, jednak wolę teren, szkoda też że trasa nie była poprowadzona po pętli, pod skocznią w Wiśle jechaliśmy aż 6 razy. Też czekam na film z maratonu, wersja pokazana na dekoracji całkiem fajna, w mojej grupie jedna osoba kręciła też z roweru kamerą go pro, więc filmów trochę powinno być.
Pozdro
Ricardo

Offline Mężczyzna Borafu

  • Moderator Globalny
  • Wiadomości: 10708
  • Miasto: Łódź
  • Na forum od: 02.04.2010
Gratuluję wszystkim uczestnikom, a przy okazji czy ktoś wie jak długo organizatorzy będą ustalali  jakie były wyniki?  ;)

Bo, jak na razie to na stronie mamy karty zgłoszenia i takie tam...

Offline Mężczyzna Endriunh

  • Wiadomości: 370
  • Miasto: Kraków
  • Na forum od: 16.02.2012
Nie przesadzajcie z tymi ciężkimi warunkami, było ciepło ale nie masakrycznie gorąco. Ja uważam że pogoda jak najbardziej dopisała. Odcinek Radlin -Wisła jechało się ok 2,5 godz, powrót minimalnie szybciej bo i trochę więcej z górki było i z wiatrem. Jeżeli ktoś nie złapał sobie odpowiedniej do swojego tempa grupy i jechał sam to faktycznie mogło być ciężko. Ja przejechałem prawie całe 550 km w peletonie, jechało się bardzo sympatycznie,  Na bufetach bardzo fajna i pomocna ekipa, jeszcze raz dzięki, o nic nie trzeba było prosić, dziewczyny aż same rwały się do tego by napełnić bidon podać kanapkę czy herbatę. , podobno ktoś miał niegroźne spotkanie z samochodem i jedna osoba wjechała na gumowy pachołek kasując widelec. Na dekoracji usłyszałem tekst że na scenie mało kto się uśmiechał i wszyscy wyglądali jakby wracali z wojny, więc jednak zmęczenie było. 
Gratulacje Ricardo za przejechanie tego dystansu dla mnie wtedy bylo za goraco :-[   jeszcze do tej pory mnie boli d..a pomimo ze z wkladkami jechalem :-[ przy okazji swiatelko tylne rozwalone i komorka naszczescie rezerwowa wypadla i sie roztrzaskala na male kawalki :-[   To ze jechales w peletonie prawie caly czas to miales dobrze bo po pierwszej petli to juz zazwyczaj pojedyncze osoby jechaly np Waxmund jak go mijalem jechal sam.

To ze ktos wjechal na gumowy pacholek i skasowal widelec to jakis kolarz z BBtour tak mi sie zdaje ja wiem ze na starcie ktos sobie cos zrobil z rowerem ledwo co po strzale ruszyl i 2 metry dalej juz musial stanac :cry: .

Jesli chodzi o obluge bez zastrzezen dziewczyny same nas sie pytaly co chcemy  niczego nie brakowalo nawet zartowalem sobie z jednym kolarzem ze ten kto bedzie pierwszy w Wisle to bierze ta  czarną cycatą   :D

Impreza przednia czekam na wyniki ,filmik i do zobaczenia za rok:) 8)

Offline Mężczyzna Robert

  • Wiadomości: 4821
  • Miasto: Konin
  • Na forum od: 03.12.2007
No to temperatura rzeczywiście musiała się ostro dawać we znaki, bo taki czas jak na maratonową jazdę grupową to mizerniutki (ja w grupie to średnie mam dobre 4-5km/h większe niż samotnie).
  ;D Dzięki  :)  Jednocześnie przepraszam ;)
Niestety nie mogłem się zajechać na maratonie - wczoraj i dziś miałem kilka gmin do zaliczenia na Śląsku  ;D

Większość narzeka na jakiś upał a ja może przez swoje tempo tego nie zauważyłem :D
Swój człowiek! Dobrze wiedziałem z kim przejechać większość trasy :D

Ja uważam że pogoda jak najbardziej dopisała.
Dokładie! Nie można mieć wszystkiego, a wolę taką temp. niż silny wiatr.
Ricardo, spałeś z nami? To ty jechałeś na białym rowerze na Kojackach?

Co do temp. to męczyło mnie natychmiastowe wysychanie organizmu. Co chwila musiałem pić. Wydaje mi się że, krem/pomada nawilżająca do ust podniosłaby komfort wyjazdu. Szkoda że nie pomyślałem i nie uderzyłem do dziewczyn - pewnie by pomogły ;)

Offline Mężczyzna Waxmund

  • Moderator Globalny
  • Ironman
  • Wiadomości: 11154
  • Miasto: Baszowice k/Kielc
  • Na forum od: 07.06.2007
    • www.waxmund.pl
Podkład :P
&feature=mh_lolz


Przed startem:
W zeszłym roku pierwszy raz pobiłem 300km. Wystartowałem też 1. raz na zawodach kolarskich, właśnie na II Śląskim Maratonie 24h, na którym o dziwo zająłem drugie miejsce na 450km. Impreza mi się podobała, więc postanowiłem i w tym roku wystartować, i spróbować swoich sił ;)
Na maraton zapisałem się jeszcze przed wyprowadzką z Krakowa, skąd miałem dość blisko... ;p

W piątek wstaje pół godziny za późno (miałem jeszcze iść do fryzjera bo czwartkowym  strzyżeniu przez M. ;D) więc w pośpiechu pakuje manatki i lecę w lekkiej mżawce na pociąg.
Spotykam się tam razem z Offensive_Tomato i bez problemowo dojeżdżamy do Rybnika. Niestety muszę dokupić bilet na rower, babka w kasie pomimo dopytywania (z jej strony), takowego biletu mi nie wydała -..-

W pociągu jedzie z nami dziewczę z MTB, z tego co wyłapałem to też na jakiś maraton. Za to Pani siedząca dobre kilka rzędów za mną musiała słyszeć sporo lepiej, bo aż podeszła do dziewczyny i gościa który ją zagadał i poprosiła o zamknięcie drzwi bo 'wszyscy słyszą o czym rozmawiają a nie każdy jest zainteresowany' ;)

W Rybniku jedziemy trochę naokoło żeby pozaliczać kilka gmin i na naszej kwaterze jesteśmy koło 15. Zakupy, jedzenie, zapisy.

Próbuję do tego ustawić swoją przednią przerzutkę (wczoraj zmieniałem środkową tarczę na biopace). Niestety jajowaty blaty + jajowata średnia tarcza to już za dużo, do tego przerzutka nie jest na obejmę więc jej regulacja jest bardzo ograniczona. Po rozmowie z WujkiemG, który mówi że z blatu (55 zębów!) to on nie zamierza zrzucać, zastanawiam się, czy nie ściągnąć całkiem przerzutki i ustawić blatu na stałe... Jednak mam jeszcze resztki rozsądku i decyduje, że jutro będę jechał bez blatu, a będę miał za to do wyboru średnią (42z) i małą (30z) tarczę ;)

Zjeżdża się powoli reszta naszej ekipy noclegowej, tj: Yoshko, WujekG, Vagabond który przejechał tego dnia 160km, Endriunh, Marek Dembowski, BigMuthaBiker oraz Ttin.

Na odprawie nie dowiadujemy się praktycznie niczego poza tym, że na drodze w  newralgicznych punktach są strzałki wskazujące kierunek jazdy. Na całej trasie, aż 1 raz udało mi się taką strzałkę spostrzec ;)

Wieczorem oglądamy znowu kawałek meczu, i po ostatnich przygotowaniach, sporej dawce śmiechu i w moim przypadku piwie na sen kładziemy się jakoś przed północą spać.


Wax w akcji!



Z rana:
Budziki dzwonią od 6 rano, 6:30 zwlekam się z łoża. Zjadam pół paczki makaronu z wczorajszym sosem (cebula usmażona na wodzie i inne 'smaczki' :P), i jakieś 15min przed startem docieram na miejsce. Szczęśliwie znajduje pompkę którą dobijam koła do tych 8 atm, i wyczekuję na start.
Zamieniam kilka słów ze znajomymi twarzami, kilka innych jedynie widzę w tłumie. Znajduję m.in.: Monikę, Jedrisa, Funia, Tadzika oraz kilka osób spoza bikestats.

Nasze Forum było reprezentowane przez 9 osób, poza wymienionymi wcześniej (na noclegu - poza WujkiemG :P) był jeszcze Ricardo, Szczepan oraz Bix.

Start:

Trasa składa się z 3 pętli po 75km (Radlin - Wisła i z powrotem tą samą drogą). Najpierw 25km po pagórkach, później 25km płasko, i na koniec 25km lekko pod górę.

Zakładam moje jakże gustowne białe okulary i startuje w pierwszej, bardzo mocnej grupie. Jedzie w niej m.in. RaptorKurier oraz Roman Kościak (2 czas w historii wyścigu BB-Tour).

grupa pierwsza na starcie


(nr startowy 01)

Robimy rundę honorową po mieście za motorami, i ruszamy w trasę. Trzymam się tuż za Raptorem który jedzie pierwszy, ale na bodajże 4 podjeździe wyprzedza mnie kilka osób, a wśród nich Roman Kościak mówiąc 'spokojnie, nie za szybko' ;D
Uciekają mi coraz bardziej i mimo że cisnę ile mogę, to nie daję rady ich dogonić i muszę w końcu odpuścić. Może gdybym był lepiej rozgrzany to był się utrzymał... A może i nie :p

start pierwszej grupy - widać ogień w oczach ;)


Lecimy dalej ~8 osobową grupą. Na podjazdach jak dla mnie trochę za szybko, na płaskim bez problemu, wychodzę nawet trochę na zmiany. Chłopaki jadący z tyłu zaliczają niegroźną wywrotkę, a na podjeździe do Wisły jeden zawodnik zostaje lekko z tyłu.

Mijamy przed punktem czołówkę (mają 4km przewagi) za którą o dziwo kilka minut w tyle zostaje Kurier.

Na punkcie wciskam w kieszenie bułkę i dwa banany, uzupełniam puste już (2x0,8L) bidony i razem ruszamy z powrotem. Nie przeszkadzająca ani trochę kiepska nawierzchnia na podjeździe, daje trochę w kość na zjeździe. Choć dla mnie to i tak nie jest zbytnim problemem, bo blat mi nie wchodzi, więc powyżej tych 45-50km/h nie mogę dokręcać. Zaczyna mnie za to mulić żołądek, prawdopodobnie od izotoniku na który wiele osób narzekało. Ew od sporego upału i dużego wysiłku. W każdym bądź razie dobrze nie jest i będzie jeszcze gorzej.

ja nie chce zdjeciaaaaa


Na prostych lecimy koło 35-40km/h, przed Pawłowicami znowu zaczynają się górki. Przed Jastrzębiem Zdrój widzę, że jeden z BB-Tourowców stoi na poboczu.
Zatrzymuje się na chwilę - okazuje się, że to Kurier rozwalił widelec... Dopytuje się czy sobie poradzi, i jadę już swoim tempem kawałek za grupą by już w Radlinie kilka sekund później do niej dołączyć. Średnia po 150km około 35km/h.


Yoshko z grupą wsparcia;)




Druga pętla:

Na postoju szybko zjadam ze 3 banany, wciskam jedną bułkę w kieszeń, siku, uzupełniam bidony z zimną wodą z kranu (w baniakach była ciepła...) i ruszam samotnie dalej. Jestem piąty.


Po zdecydowanie za szybkiej dla mnie pierwszej pętli, jadę powoli w ramach odpoczynku. Kawałek za Wodzisławiem dogania mnie Kuba Jankowski, który pomimo szybszego tempa na podjazdach postanawia jechać razem ze mną. Jedziemy ten odcinek w największym upale.
Próbując jechać szybciej organizm się automatycznie podgrzewa. Dochodzi do tego apogeum problemów żołądkowych. Chce mi się wymiotować, czuję że omdlewam -  jest naprawdę ciężko. Myślałem nawet o tym żeby odpuścić, a na liczniku 200km jeszcze nie było...

Jedziemy do Wisły te niecałe 30km/h na prostym, pod górę wolniej. Stajemy na Orlenie 20km przed Wisłą żeby uzupełnić puste bidony i się szybko schłodzić. Jest zdecydowanie lepiej, od razu jedziemy szybciej.

Na końcówce podjazdu zjadam bułkę którą wiozę od Radlina, i jeszcze całkiem sprawnie docieramy do Wisły gdzie czeka dziewczyna Kuby (razem z jego bratową :p).

Zalegamy trupem na trawie. Kuba poratował mnie zimnym powerade'm, zjadam tu ze 3 bułki, kolejne 2 biorę w kieszeń, uzupełniam bidony. W międzyczasie dojeżdża  jeszcze jeden chłopak, który rusza trochę przede mną. Jak już miałem odjeżdżać, dojeżdża Jurek Tracz wraz z częścią grupy z którą jechałem pierwszą pętlę. Jurek, który w zeszłym roku ciągnął mnie i Symfoniana całą drugą pętle, a który w tym roku mówił że jedzie powoli, ale do końca (zrezygnował po 300km) ;)
Zostawiam Kubę na punkcie, i ruszam samotnie do Radlina.


Z górki sprawnie, choć brakuje momentami blatu, na leciutkim zjeździe cisnę równo 42km/h, na płaskim przed Pawłowicami trzymam 33-35. Próbuję wyrobić przewagę nad osobami szybszymi ode mnie na podjazdach ;) Przeganiam ze sporą różnicą na drodze kolarza z poza maratonu, siada mi na kole chwilę gadamy. 100km później spotykam kolejnego [;

Obracam się na każdej górce wypatrując pogoni. Bezowocnie.

Trzecia pętla:
Do Radlina dojeżdżam sam, gdzie okazuje się, że prawie cała czołówka którą goniłem zrezygnowała z dalszej jazdy. Przede mną jest jedynie Raptor i chłopak który ruszył przede mną z Wisły.

Na punkcie zjadam (pomimo zeszłorocznych ostrzeżeń przed żurkami Jurka T. :P) miskę pysznego żurku. W bidony znowu woda z kranu, w kieszenie dwie bułki, w podsiodłówkę kurtka i jazda. Szybko się wyrobiłem (szczególnie widząc oceniające spojrzenia osób z czołówki :P) i ruszam już jako drugi gonić Raptora. Mam nad nim jakąś godzinę straty.
Ochłodziło się i wreszcie odpuściło mnie całkowicie zmulenie od żołądka. Wreszcie jedzie mi się dobrze.

Sprawnie pokonuję górki do Pawłowic, a na płaskim próbuję ustawić radio żeby meczu posłuchać ;D łapię czeską stację z transmisją i po kilku minutach śmiechu szukam bezowocnie dalej. W końcu decyduję się na MP3'ójkę. Nogi coś ustają, a że ciepło jednak nadal, to postanawiam same nogi wodą polać żeby je schłodzić. Pomaga. Wyciągam komórkę w której czeka już groźny sms od WujkaG 'gonię Cię' :P Zmotywowało mnie to do jazdy, i nawiązania kontaktu z Raptorem: 'gdzie tak pędzisz, poczekałbyś na kolegę :P'.
Na początku dwóch mini ścianek przed Wisłą łapie mnie potężny podmuch który drastycznie mnie zwalnia. W tym tempie to daleko nie pojadę... Na szczęście dość szybko się osłabia, a ja po wciągnięciu dwóch batonów cisnę do Wisły.


Orgowie i Pan Vice Burmistrz


W tym momencie podejmuje decyzję, żeby nie jechać na 550km, nie zarywać niepotrzebnie nocy, a zakończyć swoją jazdę na 450km. Dzięki temu w niedzielę rano byłem w miarę wyspany i wypoczęty :)

W Wiśle okazuje się, że Raptor zrezygnował (po pierwszej pętli poszła mu krew z nosa, nie ciekawie :p).

Krótki dialog:
R: e, co ty za buty masz
Ja: no takie. o. buty.
R: aaaa, bo ty bez SPD'ów jeździsz

;)

Wypijam herbatę, ładuje trzy bułki i dwa batony w kieszeń, na punkt dojeżdża chłopak który mnie ciągle goni. Ruszam przed nim. Jestem pierwszy ;D


Ta myśl niesamowicie podniosła mnie na duchu. Zjeżdżając mijam pościg który jest za mną jakieś 6-8km, i WujkaG który ma ponad 10km straty. Jest nieźle, choć jak złapię kapcia to szybko mnie dopadną... Na zjeździe gubię pompkę, którą podają mi trochę zawiane autochtonki cisnące na szpilkach po dziurawej drodze.
W słuchawkach szybkie kawałki, po zmęczeniu nie ma śladu, trzymam się myśli o podium [; Znowu 40km/h z licznika nie schodzi, na niejedną górkę za Pawłowicami wjeżdżam na pełnej prędkości bez żadnej redukcji. Próbuję się dodatkowo wesprzeć batonem, ale żołądek nie chce go przyjąć. Zapijam wodą i jakoś wchodzi.
Co 5 minut się obracam. Nikogo nie widać. Wiem, że gdyby pościg zobaczył moją tylną lampkę, to po chwili już ja mógłbym oglądać ich tylne lampki.

Daję więc z siebie wszystko żeby tak się nie stało. Kawałek przed Radlinem mijam Yoshka i Vagabonda mają jakieś 10km przewagi/straty, zależy jak spojrzeć :P Ostatni skręt, widać spory kawałek do tyłu. Nikogo nie ma. Czyżby...


W MP3'ójce niefortunnie gra Kombi. I wsłuchując się w Nasze Randez Vous wjeżdżam na metę. Podpisuję listę i czekam rozmawiając z Markiem Dembowskim, który chwilę wcześniej skończył jazdę na 300km.

Były osoby jadące na 450km które wystartowały 5, 10 i chyba nawet 15 minut po mnie. Czekam. 5.... 10.... 15... nikogo nie ma. Pierwsze miejsce zostaje w moich rękach ;)
Emocje opadły, nogi zesztywniały, ciężko się podnieść z krzesła (żurek po raz drugi). Czekam 45minut, nadal pusto (na 75km zrobiłem aż tyle przewagi :P). Morzy mnie zmęczenie, do tego bolą nogi, więc pakuję manatki i jadę obolały, ale bardzo szczęśliwy na kwaterę.

Zająłem pierwsze miejsce na 450km!
;D


Zajęło mi to 16h 8 minut, z czego 15h 11 minut spędziłem na rowerze, a 57 minut odpoczywałem. Jest to sporo lepszy wynik w stosunku do zeszłego roku, szczególnie biorąc pod uwagę to, że ponad pół trasy jechałem solo.




Zjadłem od rana do mety:
rano pół paczki makaronu
na punktach (a właściwie to w większości w trakcie jazdy):
8 bułek
miskę żurku
4 batony
6 bananów


Wypiłem:

~2,5L izotoniku, 11 litrów wody ;D Do tego wylałem na siebie dodatkowe ze 2 litry żeby się schłodzić.

Przy tej ilości wypitej wody, TRZY razy byłem za potrzebą. Myślę, że daje to skalę upału, zmęczenia i wypoconych litrów potu w trakcie jazdy ;)


Wielkie podziękowania dla Andrzeja Włodarczyka oraz reszty współpracowników za organizację, dla dziewczyny Kuby oraz jego bratowej za wzorową i bardzo miłą obsługę punktu w Wiśle, dla ekipy z którą cisnąłem pierwszą pętlę, dla czołówki za motywację do gonienia oraz dla Ttin, która przywiozła mi sakwę na punkt w Radlinie (zapomniałem jej wziąć z kwatery :P). Dzięki!


Plusy:
- super atmosfera między jadącymi oraz na punktach
- pyszne bułki i żurek ;D
- pogoda :P wolę jednak upał niż deszcz

Minusy:
- tragicznie nudna trasa. jechać 6 a na 550km aż 8 raz tą samą drogą to na prawdę nieciekawa opcja. Mam nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski na przyszłość
- coś z tym izotonikiem chyba nie tak było  :-\
- kombinacje z trasą na odprawie
- bardzo mocno zdrętwiałe palce w lewej nodze :P nadal trzyma drętwowa :p

Trasa:
http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=stsebwraqlmjcbbx


Następnego dnia okazuje się, że mam dobre kilka godzin do pociągu z pobliskiego Rybnika, więc zamiast czekać jadę spokojnie rowerem do Katowic. Zmęczenie czuć, ale nie jest źle. Gorzej z żołądkiem. Całą trasę nie mogłem się wody nawet napić... ale na mecie pomogła puszka zimnej coli [; później w ruch poszedł kebab... a wieczorem znowu nawet woda nie wchodziła :/

Na dworcu spotykam się z M. która częstuje mnie najlepszą na świecie szarlotką. Siadamy w pierwszym wagonie, w którym spotykamy dwóch rowerzystów z maratonu (w tym kolegę który gonił mnie na 450km i który dojechał jako pierwszy na 550km ;)). Na którejś tam stacji, wsiada para, której okazało się że zajęliśmy miejscówki. Zestresowałem się w obliczu przesiadania się do innego wagonu z rowerem z sakwami, ale szczęśliwie okazało się, że moja miejscówka jest tuż obok, w jeszcze lepszym miejscu ;) przegoniłem więc bezpardonowo parę zajmującą te miejsca i zacząłem kimać ;)

Gminy podliczę jutro bo mi się już nie chcę dziś :P

Fotki oraz podpisy (poza ostatnią) pobrane od Wojtka vel WujekG

http://waxmund.bikestats.pl/737051,III-Slaski-Maraton-Rowerowy-24h.html
« Ostatnia zmiana: 19 Cze 2012, 10:32 Waxmund »
Czasami na drodze spotykam prawdziwych rowerowych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi... naprawdę... aż ciężko ich czasem wyprzedzić...

www.waxmund.pl

Offline Kobieta martwawiewiórka

  • Użytkownik forum
  • Wiadomości: 6394
  • Miasto: Poznań
  • Na forum od: 17.08.2009
R: e, co ty za buty masz
Ja: no takie. o. buty.
R: aaaa, bo ty bez SPD'ów jeździsz

:D :D

Gratuluje miejsca..i fajnej relacji:D
Jakiś Ty społecznie dojrzały! Mogę sobie zsynchronizować z Tobą te dane?

Offline Mężczyzna yoshko

  • Administrator
  • Kto smaruje ten jedzie.
  • Wiadomości: 15533
  • Miasto: Strzelce Opolskie - Biała Podlaska
  • Na forum od: 11.06.2009
    • Blog Yoshkowy
Byłem i dojechałem :D

Postanowiłem wreszcie coś napisać o tym maratonie.

To były moje pierwsze zawody w życiu, więc nastawiałem się jedynie na przejechanie by zdobyć kwalifikacje na BB-Tour. Dwa dni przed udało mi się zdobyć sztywny widelec, który od razu przejdzie chrzest bojowy na tak znaczącym dystansie. Ponadto przykręciłem dodatkowy koszyk na bidon by mieć pod ręką przynajmniej półtora litra jakiegoś płynu. Skutkowało to pozbyciem się dużego trójkąta spod ramy na drobiazgi, więc pojechałem na maraton z bardzo okrojonym zestawem części zamiennych i narzędzi.

Niestety do Radlina jest daleko, więc byłem zmuszony dojechać i wrócić pociągiem. Wyjechałem już w czwartek do Lublina, gdzie przenocowałem u kolegi z forum - Rado. Ugoszczony z wszelakimi luksusami, zostałem nawet odprawiony z prowiantem w dalszą drogę. W piątek udałem się do RCKIK by ofiarować troszkę siebie i przygarnąć zaświadczenie usprawiedliwiające nieobecność w pracy. Następnie wsiadłem już w pociąg do Katowic, gdzie po przesiadce dotarłem o godzinie 20:45 do Radlina, gdzie czekała na mnie Ttin. Miejsce noclegowe udało się przypadkiem zorganizować kilometr od miejsca startu. Wraz z innymi maratończykami obejrzałem meczyk i po północy szybko zasnąłem.

Budzik był nastawiony na godzinę 6:00 ale z łóżka udało się wydostać dopiero po siódmej. Po szybkim śniadanku w postaci konserwy i chleba dotarłem na miejsce startu by zarejestrować się pod numerem 72. Chwile przed startem postanowiłem odkręcić bagażnik wraz z błotnikiem :D



0-75 km (3h16m) + postój (23m)

Wystartowaliśmy  o godzinie 8:20, w mojej grupie był Marek.Dembowski oraz BigMuthaBiker i Endriunh. Ten drugi niestety po kilkuset metrach był zmuszony do wymiany dętki. Na początku pokręciliśmy się po mieście za motorem i zacząłem obawiać się o powrót, bowiem organizator nie przekazał mapek. Postanowiłem rozglądać się na lewo i prawo starając się jak najwięcej zapamiętać oraz wynajdując czarne strzałki, które miały nas prowadzić do celu bez względnych problemów.

Dosyć szybko poszły pierwsze i kolejne kilometry mimo jazdy pod wiatr (ok. 4m/s). Po dojechaniu na krajówkę nawet zacząłem ma marzyc o zdobywaniu gmin ale nie miałem nawet przy sobie mapki z oznaczonymi punktami, gdzie najprościej byłoby dorzucić coś do kolekcji. Kilkadziesiąt kilometrów jechałem razem z Markiem, którego później zgubiłem, bo za bardzo rozbujałem się na pagórkach przed Ustroniem. Myślałem, że jedzie za mną ale po jakimś czasie rowerzysta spojrzałem za siebie i rowerzysta za mną nim nie był. Punkt kontrolny znajdował się przy schronisku młodzieżowym Granit znajdującym się kilkaset metrów za okazałą skoczną im. Adama Małysza. Podczas postoju uzupełniłem bidony miksturą, zjadłem kanapki oraz banana i na drogę wziąłem jakieś słodycze. Spotkałem tez Roberta, który pojechał ze swoja grupą. Poczekałem na Marka i wyruszyliśmy w drogę powrotną.

76-150 km (2h54m) + postój (50m)
Jazda w ta stronę to bajka w porównaniu z wspinaczką pod wiatr i górę. Kawałek za Wisłą wydawało mi się, ze widziałem Roberta naprawiającego rower. Później okazało się, ze jednak mi się nie wydawało :). W sumie z nikim się nie ścigałem ani nikogo nie goniłem, więc chłonąłem przyjemność z jazdy pełnymi garściami. Obyło się bez problemów z nawigacją podczas powrotu, więc z nadzieją patrzyłem na nocna jazdę. W Radlinie skonsumowałem wyborny żurek (dlaczego żurek?!) oraz objadałem się i opijałem wodą. Zasiedziałem się i w międzyczasie dotarł Marek, a następnie Robert. Nie czekając na słońce posmarowałem się kremem od Marka za co serdecznie dziękuję. :)

151-225 km (4g01m) + postój (39m)

Zebraliśmy się do kupy i razem pojechaliśmy dalej. Przed Pawłowicami z Robertem uciekliśmy w poszukiwaniu sklepu by napić się czegoś innego niż izotonik. Minął nas Marek, który chciał uciec z trasy maratonu ale szybko udało się go złapać ;). Przygrzewające słońce skłoniło nas do zakupu arbuza, który mimo niemałej ceny wprawił w dobry nastrój. W ten sposób 'zjadłem' cały zyskany czas i po dotarciu do Wisły półmetek opuściłem w połowie regulaminowego limitu.


Jakiż przystojny ten Robert w kasku ;)


W celu zyskania nanosekund niezbędna jest depilacja kremem


Arbuza nadszedł czas :)

226-300 km (2g58m) + postój (45m)
W dół pojechałem z Robertem i jakimś Darkiem. Nadeszła długo wyczekiwana chwila - mecz Polska-Czechy. Udało mi się złapać Jedynkę i półtorej godziny towarzyszył mi Zimoch. Niestety mecz nie był zbyt porywający, więc zdawkowe informacje przekazywałem towarzyszom podróży. Po drodze ściemniło się do tego stopnia, by założyć lampkę. Niestety po zjechaniu z krajówki uchwyt przegrał nierówną walkę z nierównościami. Podczas jednego ze zjazdów wypadła lampka ale na szczęście przetrwała i służyła skutecznie podczas dalszej jazdy.

301-375 km (3g39m) + postój (20m)

Na ostatnią pętle wyruszyłem w czteroosobowej grupie (ja, Robert, Darek i jakiś chłopak na szosówce). Jechaliśmy spokojnie gaworząc o piłce nożne, pijakach oraz przyjemności jazdy nocą. Po jakimś czasie Darek został w tyle a chłopaki tak mnie pociągnęli do przodu, ze zaczęło doskwierać mi kolano. Ciężkie chwile przyszły też gdy fen zstąpił, by dosłownie nas zatrzymać. Reszta popędziła przodem, a ja spokojnie dotarłem po raz ostatni do schroniska by napić się herbaty bez cukru i zjeść kanapkę bez salami. ;)

376-450 km (2g58m)

Zaczyna świtać, więc ostatni odcinek uda się przejechać w bardzo przyjemnych choć chłodnych warunkach. Mam ponad 4 godziny do celu, więc z uśmiechem na twarzy pędzę razem z Robertem i niezidentyfikowanym rowerzystą. W międzyczasie mijamy dwóch ostatnich rowerzystów. Kilka kilometrów przed metą zostaje w tyle by kolano dojechało całe do końca, a zmęczenie troszkę dawało swe znaki. Dojechałem o godzinie z numeru startowego czyli 7:02.

Troszkę posiedziałam przy centrum dowodzenia by po godzinie pojechać w miejsce noclegu by doprowadzić siebie i rower do porządku. Po krótkiej drzemce i dotarciu na miejsce ogłoszenia wyników okazało się, że muszę jednak jechać na pociąg pozostawiając puchar w dobrych rękach. ;)

Podsumowanie

+ Kwalifikacja zdobyta i pozostaje teraz wymyślić jak zrobić by dostać się i wydostać na BB-Tour posiadając tylko dwa dni urlopu. ;)
+ Izotonik nie zaszkodził mimo, że pod koniec jazdy miałem już dosyć wiśniowego smaku.
+ W sumie jakieś widoki były, nawet wielokrotnie :D
+ Spotkanie ze kumplami i poznanie innych rowerzystów

- daaaleko
- zbyt mało ciepłych posiłków

http://www.bikemap.net/route/1651903

A jednak 450 km. Oddajcie moje 10 km !!!

brutto: 22g49m
« Ostatnia zmiana: 19 Cze 2012, 12:43 yoshko »

Offline Mężczyzna hose morales

  • Wiadomości: 1223
  • Miasto: Warszawa
  • Na forum od: 06.01.2009
Nie no Panowie szczere gratulacje! Grono forumowych cyborgów się powieksza i mówię to bez żadnych docinek bo sam chciałem tam być i się pomęczyć. Brawo :)

Offline Mężczyzna Cymmes

  • Wiadomości: 82
  • Miasto: Bytom
  • Na forum od: 10.11.2011
Witam!
Gratuluję fajnych dystansów i kwalifikacji! Też byłem w Radlinie więc pogodowo wiem jak było. Przejechane 150km to jak na mnie z przebiegiem rocznym do tej pory +- 1300km to już też coś. No i była okazja zobaczyć z bliska słynnego Waxa (piszę poważnie bez docinek) do tej pory znanego mi jedynie z forum. Nawet udało mi się zajrzeć do Jego miski z żurkiem, a swoją drogą żurek super!
Pozdrawiam Cymmes
Zdrowa rywalizacja i fair play!

Offline Mężczyzna offensive_tomato

  • Wiadomości: 101
  • Miasto: Mszczonów
  • Na forum od: 26.07.2011
To i ja dodam coś od siebie :)

Do maratonu w zasadzie nie przygotowywałem się jakoś specjalnie, w ciągu dwóch tygodni przed startem nie widziałem nawet swojego roweru na oczy, miałem tygodniowy urlop, krótki wyjazd na którym w sumie może zrobiłem 40 km na wypożyczonym sprzęcie. Jedyną formą przygotowania był dłuższy weekendowy wypad do Mielca podczas którego łącznie zrobiłem około 530 km w sumie w niezłym czasie, jednak było to miesiąc przed startem i zastanawiałem się czy nie odpuściłem sobie za wcześnie. Wielką niewiadomą była dla mnie również jazda na długiej trasie ze świeżo zakupioną lemondką.

Na miejsce miałem jechać sam, ale załapałem się na nocleg organizowany przez ludzi z forum podrozerowerowe.info. W pociągu do Rybnika poznaję Waxmunda a na miejscu sukcesywnie resztę ekipy - Endriunh, Yoshko, Marek.Dembowski, BigMuthaBiker, Vagabond, WuJeKG (jak o kimś zapomniałem to przepraszam za dużo do zapamiętania na raz). Po twarzach widzę że morale są niezłe, jedni robią jeszcze ostatnie poprawki w sprzęcie (ale trafili się i tacy co bagażnik odkręcali w ostatniej chwili, niemalże na linii startu :)), inni jedzą główne danie wieczoru - makaron, niektórzy piją piwo na lepszy sen. Wypytuje ile mogę o to jak jechać, jakie przerwy robić itd. (to mój pierwszy maraton), kilka razy przyglądamy się trasie, którą jak nas poinformowano na odprawie, delikatnie zmodyfikowano dla naszego bezpieczeństwa. Nie wszystkim spodobało się takie kombinowanie na ostatnią chwilę, ja jednak bardziej martwię się prognozą na sobotę - upał i dość upierdliwy wiatr z południa.

Sobotni poranek zaczynam z niezłym fartem. Zaraz przed startem dostrzegam zawodnika w stroju Żyrardowskiego Towarzystwa Cyklistów - Krzysztofa Kryczkę. Okazuje się że przyjechał sam, ma spore auto, wraca w niedzielę i nie ma problemu ze zmieszczeniem jeszcze jednego roweru. Krzysztof startuje na 150 km więc na niedzielny powrót będzie wypoczęty, ja za to mam zamiar zajechać się na śmierć.

Podczas startu na odcinku do Wodzisławia Śląskiego każdą grupę eskortuje motor a w samym Radlinie na czas przejazdu wstrzymywany jest ruch, ale chyba tylko na niektórych ulicach. Jako pierwsza rusza oczywiście grupa z zawodnikami najmocniejszymi, później po kolei puszczani są Ci jadący krótsze dystanse. Już na starcie mocno staram się żeby grupa mi nie uciekła. Pagórki nie są moją mocną stroną, tych na odcinku od Radlina do Pawłowic było całkiem sporo a kiepskiej jakości droga tylko pogarszała sprawę. Na moje szczęście w grupie znalazł się jeden zawodnik, który na podjazdach ma podobne problemy więc staram się trzymać blisko niego. Pomału grupa rozdziela się, mijamy pierwszych, którzy złapali kapcia oraz tych co startowali przed nami a już zostali z tyłu. Po 25 km docieramy do Pawłowic i skręcamy na południe. Teraz już mamy centralnie pod wiatr, ale na tym odcinku, prawie do samej Wisły trasa w zasadzie jest płaska. Na takiej drodze czuję się bardzo dobrze więc staram się po chwili prowadzić, jednak pan z którym jadę wyprzedza mnie. Nie walczę z tym, proszę bardzo, mogę być z tyłu. Przez dłuższy czas jadę na lemondce i na kole przez co wiatr aż tak mi nie przeszkadza, sprawnie docieramy do Wisły gdzie ma zacząć się podjazd. Jeszcze przed startem WuJeKG, który jechał już trasę, zapewniał że ta część nie jest aż tak straszna jak jej profil zamieszczony na bikemap.net. Podjazd w rzeczywistości okazuje się być faktycznie mało stromy lecz długi. Nie sprawia mi jednak większych problemów. Gubię pana za którym jechałem do tej pory, chociaż na początku mnie jeszcze gonił, i po 3 godzinach od startu melduję się na punkcie w Wiśle po drodze mijając jeszcze kilku zawodników. Mimo panującego upału czuje się bardzo dobrze dlatego szybko podpisuję listę, uzupełniam bidon, wypijam kilka kubków zimnej wody, izotonika, biorę jakiś prowiant na drogę i szybko ruszam wiedząc że będę miał teraz z górki i z wiatrem. Przez pierwsze 10 lub nawet 15 km prawie w ogóle nie kręcę. Jadę oparty na lemondce z prędkością grubo powyżej 30 km/h hamując jedynie na zakrętach. Szybko znajduję się na płaskiej części trasy gdzie wiatr wiejący w plecy pozwala mi nie schodzić z blatu i utrzymywać na prawdę przyzwoitą prędkość. Jest mniej więcej południe i słońce już daje nieźle w kość. Na każdym postoju na czerwonym czuję się tak jakbym otworzył piekarnik a ruch jest dość spory więc świateł ignorować nie chcę. Sprawnie docieram do Pawłowic gdzie po skręcie wiatr niestety przestaje pomagać i znów zaczynają się górki. To ta część trasy, między Pawłowicami a Radlinem tak na prawdę dawała mi bardziej w kość niż jakaś tam droga w Wiśle. Jadę cały czas sam, mijam innych zawodników, którzy wystartowali już na drugą pętlę, walczę z każdą górką, pomału kończą mi się zapasy, na oparach dosłownie docieram do punktu w Radlinie.

Widząc że jestem 2 godziny przed wyznaczonym limitem postanawiam odpocząć chwilę, zjeść coś i przede wszystkim znaleźć kogoś do dalszej jazdy. Entuzjazmu nie widzę, ale nie mam zamiaru czekać w nieskończoność, szkoda mi czasu więc szykuję się. Widząc to, dwóch zawodników na szosach się ruszyło. Startujemy i oczywiście na górkach zostaję z tyłu. Na Wiślance odrabiam straty i wsiadam jednemu z nich na koło. Drugiego nie widzę, ale po chwili wychyla się z przodu zza zakrętu. Tym razem robimy zmiany, ale gonić go ani myślę. Łapiemy fajne tempo i mimo wiatru jedzie się całkiem sprawnie. Na 10 minut zatrzymujemy się w przydrożnej Żabce na coś zimnego do picia. Dalej do Wisły także jedzie się sprawnie jednak tym razem podjazd wydaje się nieco dłuższy. Po dotarciu na punk wykładam się pod drzewem i odpoczywam ze 20 minut. Większość z obecnych mówi że na 300 kończą swoją przygodę, ten narzeka na nogę, tamten na dupę, jeszcze inny że jeść nie może. Ja z tym nie mam absolutnie żadnego problemu. Nic mnie nie boli, jem normalnie, nawet pije izotonik dostępny na punktach i biorę zapas na drogę. O równej 19 startuję, tym razem sam. Robi się na prawdę przyjemny wieczór, temperatura spada, wiatr wieje jak wiał, czuję że powrót będzie łatwy i tak też jest. Ruch mały bo mecz więc jadę na wszystkich czerwonych. Po drodze spotykam zawodnika na MTB, wsiada mi na koło i jedziemy bez zatrzymywania się do samych Pawłowic. Później już trochę spokojniej, rozmawiając, ale bez większych problemów docieramy do Radlina. Zaczynam też już odczuwać swoje siedzenie. Tu dowiaduję się o problemach innych min. złamanym widelcu, o tym że sporo osób zrezygnowało albo nie zmieściło się w limicie. Spotykam siedzącego i nieciekawie wyglądającego Endriunha który ma problemy żołądkowe. Zjadam dwie porcje żurku i szykuję zapasy. Dowiaduję się też że Polska i Rosja odpadła :P.

Na ostatni przejazd zbieramy już 7 osób i na prośbę organizatora opóźniamy trochę start. Robią nam zdjęcia, nagrywają jak jedziemy. Przez chwilę przeszła mi przez głowę myśl czy nie odpuścić jednak Rage Against The Machine i ACDC skutecznie pomogło cisnąć dalej. Na Wiślance jesteśmy zaskoczeni silnym czołowym wiatrem, dużo silniejszym niż do tej pory !. Jedzie się coraz gorzej. Zatrzymujemy się na stacji na 5 minut. Przed Wisła wiatr tak przybiera na sile że rzuca nami po jezdni jak gazetami. Jazda jest niemal niemożliwa. Robimy drugi postój jak orientujemy się że zgubiliśmy 3 zawodników. Na podjeździe w Wiśle odcina mi prąd, nie mam nic do picia, ratuje mnie chłopak na MTB, którego wiozłem na kole na poprzedniej pętli, zjadam banana i jadę dalej. Na punkcie w Wiśle czeka na nas gorąca herbata i informacja że za nami jeszcze jadą ludzie na 450km. Na punkcie dziwię się trochę obecnością dwóch młodych zawodników w strojach BBTour. Jest około 3 w nocy, robi się trochę chłodno a nie mam nic na siebie. Odpoczywamy jakieś 25 minut, wypijam jeszcze 2 gorące herbaty, trochę się rozgrzewam i jedziemy dalej. Na zjeździe w Wiśle staje się nieco senny. Rozbudza mnie wiatr który znów nas łapie, na szczęście ten nie zmienia kierunku i dostajemy potężnego kopa. Momentami jedziemy nawet 60 km/h. Odcinek do Pawłowic pokonujemy w ekspresowym tempie po drodze mijając zawodników jadących na 550 km. Do Radlina dosłownie dotaczamy się. Jestem zmęczony ale nie wypruty, chyba działa jeszcze adrenalina bo nie przypuszczałem że po wszystkim  będę miał się jeszcze na coś siłę. Spotykamy chłopaka, który jako pierwszy skończył 550. Nie wygląda za dobrze ale widać że szczęśliwy. Chwilę rozmawiamy, dziękujemy za wspólną jazdę, ja biorę plecak i jadę na kwaterę doprowadzić się do porządku. Tam spotykam ludzi a za niedługą chwilę i  właścicielkę dopominającą się dopłaty za drugi nocleg. Dałem jej drugie 25 zł, nie chciało mi się z nią długo gadać. Znajduje się też zimne piwo które trochę mi zakręca w głowie. Na zakończeniu spotykam Krzysztofa, ładuje rower do auta, idziemy na oficjalne zakończenie gdzie spotykam się jeszcze raz z tymi co zostali, gadamy, odbieramy pamiątki i wracamy. W domu w Mszczonowie byłem o 16 !!.

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony organizacją i atmosferą panującą na maratonie. Co prawda nie mam porównania ale na punktach nic nie brakowało. Dziewczyny chodziły jak szwajcary, kawa, herbata, nie ma problemu.  Ludzie mili, bardzo starali się żeby wszystko było jak należy i było !!, za co bardzo serdecznie dziękuję i do zobaczenia za rok.
 
+ Atmosfera
+ Nowe znajomości
+ Całkiem niezłe jedzenie i izotonik wcale nie szkodził !
+ Kwalifikacja BBTour
- Trasa po pewnym czasie monotonna, zmiany w ostatniej chwili i oznaczenie które niby było ale dla mnie przynajmniej mało widoczne.

- Pogoda


« Ostatnia zmiana: 19 Cze 2012, 11:38 offensive_tomato »

Offline Mężczyzna szczepan

  • Wiadomości: 279
  • Miasto: Tychy
  • Na forum od: 27.12.2011
spodobało mi się takie maratonowe rowerowanie :) wiecie może kiedy i gdzie są planowane podobne maratony?
 
pesymista to ten, który z dwojga złego wybiera oba...

www.halawojtowicz.pl

Tagi:
 









Organizujemy










Partnerzy





Patronat




Objęliśmy patronat medialny nad wyprawami:











CDN ....
Mobilna wersja forum