Musieliśmy rozdzielić się pod koniec Tadżykistanu, bo Jaśkowi odezwała się dawna kontuzja kręgosłupa. Wrzucił rower na ciężarówkę i pojechał do Biszkeku. Kiedy już się trochę podleczył trekował z plecakiem po okolicach Song-Kul i Issyk-Kul. Właściwie to spotkaliśmy się dopiero po koniec, kiedy czekaliśmy na samolot w Biszkeku.
A tak z innej beczki... Zaczął się chyba najtrudniejszy etap wyprawy: sortowanie i wybieranie zdjęć ;P. Nie mam nawet czasu napisać żadnej dłuższej relacji, bo wszystko schodzi na zabawę ze zdjęciami. Obiecuję, że podzielę się z Wami jak tylko ułożę jakąś cieszącą oko galerię