to było takie last minute
no dobra będzie relacja
Proszę przenieść do wycieczekWieczorem mam spore wahania czy jechać, 5:11 w dzień wolny od pracy to zabójcza godzina. Ale po dwóch dniach nic nierobienia zwycięża zdrowy rozsądek: jadę by nie być tłuściochem.
Budzik 4:30, daje mi kilka minut zapasu, oczywiście go przesypiam i jak wstaję to do pociągu mam mnie niż 30 minut. Szybki wypad z mieszkania i podróż przez zaspany Kraków.
Jadę sobie drogą mając w dupie kostkowo- krawężnikową ścieżkę- bujaj się
Na dworzec docieram na kilka minut przed odjazdem i bilet kupuje w kasie, ku mojemu zaskoczeniu pociąg jest nowy i nie ma wagonu bydlęcego, tylko taki faktycznie jakby rowerowy przedział!
Po drodze widzę mgły i rosę- w Krakowie było dużo cieplej.
W Trzebinii po wyjściu z pociągu smród ropopodobny- nie zazdroszczę tam mieszkać.
Niestety temperatura niska ok 11* ja w sandałach i bez rękawiczek kostnieję, kolana marzną.
Psim swędem zaliczam Babice i drogą wojewódzka wpadam do Libiąża.
Nigdy nie byłem w tym mieście- cóż dla przeciętnego odbiorcy zachodnia Małopolska niczym nie różni się od Śląska: kominy szyby, lasy- ogólnie nic ciekawego.
Po drugiej wojnie światowej i przynależności tych terenów do katowickiego i miejscowa ludność ciągnie w stronę Śląska, zaobserwowałem to po napisach "KSG i "ino Gieksa"
W Chełmku jeszcze postój bo pociąg jechał...
Za Chełmkiem Przemsza czyli historyczna granica Śląska i Malopolski, (jak i współczesna odpowiednich województw).
Ku mojemu zaskoczeniu jest łąka a nie familoki- oszukany Śląsk!
W Nowym Bieruniu mijam dzielnicę o ciekawej nazwie: Czarnuchowice i tu pierwsza refleksja- nie jest w tej Polsce jeszcze tak źle, ze taka nazwa istnieje i polityczna poprawność jej nie zeżarła- mogłoby się przecież tak ładnie nazywać: "Afroamerykańskie przedmieście Bierunia "lub "Wykopmy rasizm z Bierunia". Nad takimi Bzdetami sobie rozmyślam, aż trafiam na Wisłę i wracam do Małopolski na Ziemię Oświęcimską.
Trasę ułożyłem, aby przejechać koło obozu,niepotrzebnie bo drogowskazów jest tyle, że dureń nawigacyjny by trafił. Trochę się niecierpliwię tym brakiem i z wzrokiem wbitym w asfalt wpadam w bezmyślność, nagle widzę betonowe ogrodzenie i drut kolczasty- myślę sobie co za człowiek tak dom grodzi, i od razu budzę się z otępienia, jestem na miejscu
tutaj fotka, taka jak zawsze, biało-czarna:
Pojawia się więcej aut turyści zaczynają przybywać, choć turyści w takim miejscu brzmi dziwnie. Oglądam jak jakaś parka jedzie do muzeum- piękny temat na majówkę - obóz zagłady :/
Zaczynam liczyć gminy: miało być ponad 20 a już mam 9, szybki przelot przez Brzeszcze, a w gminie Osiek mijam pierwsze zakończone msze i wiernych jak cząsteczki gazu pląsających po drodze, chodniku...eh
Dalej...
i mam zabawę na jakis czas: co może spowodować ulgę macosze. Dwie propozycje dla pesymistów: śmierć dziecka, i ulga ze macocha nie musi się nieswoim zajmować, dla optymistów ślub i to samo. opcje typu puszczenie gazów odrzucam, wtedy to mogłaby być ulga kobiety, a nie macochy
W Kętach po ok 65km planuje pierwszy postój. niestety w przeciwieństwie do trzech poprzednich wiosek w Kętach wszystko zamknięte, do tego przychrzania sie do mnie jakiś bałwan, że jadę na czerwonym, grzecznie każe mu sie odczepić, ale jak widze jak go ten jego pies ciagnie to mu się nie dziwię, ze od rana poddenerwowany, jeszcze pewnie zona go wwaliła z łóżka i kazała na spacer iść
Wjeżdżając do województwa śląskiego od razu trafiam sklep i namawiam sprzedawce by mi sprzedał ćwiartkę chleba "Paaaaanie przecież połówki to nie zjem" - dobrze, że o tym pisze bo ćwiartki też nie zjadłem i resztą kisi się w sakwie
Jestem tuż pod Beskidem Małym zaczynają się górki po ok 300m i pagórkowaty teren- mijam wieś i gminę o dumnej nazwie Kozy i przez kolejną gimnę wracam do małopolskiego.
Na drodze pojawiają się rowerzyści wszelkiej maści:w sumie spotkałem ich chyba z 30. Andrychów mijam bokiem, bo kiedyś stałem tam w korku i nie polubiłem tego miasta.
Na drodze miedzy Wieprzem a Tomicami z boku do "mojej drogi" wyjeżdża szosowiec i po chwili wyprzedza mnie z górki. NIe chce mi się go gonić, ale po kilkuset metrach widzę że wcale mi nie odjeżdża ponad te 100-200m które zrobił od razu, górka się kończy i jak to na Pogórzu, jest pod górkę. Myślę sobie, no to zobaczymy jaki kozak z Ciebie. Ponieważ do ok 80 km nie zmęczyłem się zanadto uznałem juz wcześniej, że mogę trochę przyciskać pod górki bo na pewno dam radę i czas mam dobry a o kondycję dbać trzeba.
No wiec trochę przyciskam, ale nie na maksa bo nie znam drogi do Wadowic i nie wiem jak długi będzie podjazd.
Na niewielkim nachyleniu gość nie może mi odjechać, żałuję, że nie siadłem mu na koło z górki. Obraca się pierwszy raz
trochę go podganiam, podjazd robi się już porządny wiec dystans się jeszcze skraca koleś piłuje i obraca sie drugi raz
no w każdym badź razie tym głupim jego ściganiem zapominam ze miałem zaliczyć gminę Tomice, staję, zawracam w stronę najbliższego skrzyżowania, a tu się okazuje, że wg znaku właśnie z Tomic wyjechałem
Zawracam ponownie, zjeżdżam do Wadowic, a mój uciekinier zawrócił i jedzie pod górę- pewnie się cieszy że mi uciekł, a to Tomice prawie uciekły mi
po 111km czas na drugą przerwę, tym bardziej ze za Wadowicami pozostały mi 4 gminy- wszystkie do zaliczenia jakimiś leśnymi dróżkami i wszystkie w "górach"
Na rynku...
tłok, ludzie nie mieszczą się w kościele.
Wszystko zamknięte oprócz kremówek i kebaba, na szczęście sa też lody.
Zniesmaczony opuszczam te Wadowice, też bym pewnie na ich miejscu żyłował na tym papieżu,a le mimo wszystko jest to dla mnie niesmaczne.
No nic, górki typowo pogórzowe, co kawałek zjazd do mostku i nazet do góry
Widzę chmury dość ciemne, ale żeby o 12 miała byc burza?
Przecież burze przy tej pogodzie są dopiero ok 16-17- tak mi mówi doświadczenie człowieka urodzonego w górach.
Potem wpadam na pomysł, ze jak po Krakowem i w Krakowie leje o 17 to może pod Suchą i Wadowicami leje kilak godzin wcześniej, apotem se te chmury idą do nas
Pod sklepem w Dąbrówce zagadują mnie miejscowi mówiąc, że działki u nich w wiosce są po 16tys za ar, bo będzie zapora, jezioro i Saint Tropez normalnie. Życzę im tego i spadam do góry bo coraz ciemniej jest.
Słychać grzmoty akurat na górze na którą sie wspinam na ostatnim skrzyżowaniu podejmuję decyzję o jazdę w stronę cywilizacji: burza w środku lasu to ostatnia rzecz na którą mam ochotę :/ w ten sposób omijam gminy Budzów i Zembrzyce :/ a burza...
się pipa rozmywa i nie leje, chmury mnie doganiają przed Lanckoroną, ale ani nie leje ani nie grzmi...
Na podjeździe pod Lanckoronę już jestem zmęczony i jadę powolutku.
Wioska jest super a na rynku jakis koleś gra na gitarze a dzieczyna śpiewa "o mój rozmarynie" "wojenko wojenko" "witaj maj" i inne tego typu.
Nawet nei fałszuje, ludzie siedzą w tym naturalnym "amfiteatrze" machają flagami bija brawo, cisza spokój. Bardzo ciekawy klimat.
Da się zrobić coś dla ludzi w święto co nie jest festynem, bez praktycznie żadnych kosztów.
Oczywiście to były te wszystkie patetyczne typowo patriotyczne pieśni i... uważam ze było to bardzo w porządku.
Wkurza mnie jak za modą z zachodu (dalekiego) wmawia sie nam ze nasz patriotyzm jest smutny i patetyczny, że powinniśmy być bardziej weseli i nie stać na baczność.
Guzik prawda: jesteśmy narodem jako całość smutnym, spiętym i do tego romantycznym.
Obchodźmy wiec nasze święta narodowe w godnej powadze bez małpowania nowoczesnego stajla.
Ja tam widziałem że ludzie byli zadowoleni. Chciałem też dostać flagę bo każdy miał taką papierową,a le pani która niosła ich kilkanaście okazało się ze ich nie rozdaje a kradnie
żeby już nie przynudzać do domu miałem 40km i trasę drogami nr 52 i 7 w skrócie nic ciekawego.
Acha nie padało,, a odcinek Głogoczów Kraków, dużo lepiej jechać zakopianką niż przez Mogilany Świątniki i Swoszowice
Wypadło 184km, 22 średnią, niecałe 1600 w górę, 21 nowych gmin
Pierwsze gminobranie w tym roku za mną- nawet fajnie było )