Na majówkę wygoniło nas w Bieszczady.
Łącznie w siodle spędziliśmy 5 dni: 1 dzień dojazd, 1 dzień odjazd no i w zasadzie 3 dni po Bieszczadach.
Uczestnicy:
Od lewej: paweł dmitruk, sarmata39, Robert (nie zrzeszony na forum), Dream Maker
Trasa mniej więcej wyglądała tak:
http://www.bikemap.net/route/1552223#lat=49.781307558959&lng=22.66644&zoom=8&maptype=terrainJeżeli ktoś z Was nie jest fanem mojego (baaardzo wątpliwego) talentu literackiego lub jakąś osobę złapał akurat analfabetyzm wtórny, to takich osobników zapraszam do galerii:
https://picasaweb.google.com/111462474849392224444/Bieszczady02Cała reszta niech zachwyca się moimi zdolnościami pisarskimi
Dzień 1
Startuję z domu przed południem. Jesteśmy umówieni w Suścu na 13. Wskakuję na rower i pędzę przez Puszczę Solską na miejsce spotkania. Paweł Dmitruk dociera z Lublina szynobusem. Roberta przywozi żona.
We trójkę ruszamy w stronę Przemyśla. Po kilku minutach jazdy spotykamy forumowicza Kotu, który w tempie baaaaardzo rekreacyjnym śmiga sobie ze swoją piękniejszą połówką po Roztoczu.
Dzisiejsza trasa jest monotonna. Ale (tak wiem nie zaczyna się z dania od ale
) chyba to dobrze bo nie musimy robić przerw na podziwianie widoków. A czas na goni. Paweł i Robert muszą dotrzeć do Przemyśla bo mają tam zaklepany nocleg. Oni śpią w schronisku a ja rozbijam się "na gospodarza" w miejscowości Siedliska. Licznik wybija mi 128 km.
Dzień 2
Spotykamy się w Przemyślu obok fontanny z niedźwiedziem. Dołącza do nas sarmata39, który bocznymi drogami prowadzi nas na Kalwarię Pacławską gdzie zaliczamy pierwsze (a w moim przypadku jedne z nielicznych - a co? pochwalę się
) wypychanie roweru pod górę.
Na Kalwarii motocykliści akurat mają zlot. Są i ścigacze, i choppery, i trajki, a nawet kilka skuterów się nawinęło
Z Kalwarii polnymi drogami uderzamy na Arłamów. Dzięki tej taktyce omijamy duży podjazd, a i jazda po polnych i leśnych dróżkach jest bardziej przyjemna niż po asfalcie.
Z Arłamowa jedziemy do Krościenka, a stamtąd szutrową drogą wzdłuż rzeczki Stebnik i Królówki docieramy do miejscowości Kolonia. Odbijamy na Jałowe i skrótem przedostajemy się do Hoszowa a następnie do Czarnej. Tutaj mamy dość ciężki podjazd. Po jego pokonaniu zjeżdżamy do Lutowisk gdzie nocujemy w schronisku młodzieżowym.
Licznik wskazuje równe 100 km
Dzień 3
Mówi się, że jest to dzień kryzysowy. Nic z tych rzeczy! Ja właśnie 3 dnia złapałem powera
Dzień zaczyna się od miłego zjazdu (a czy jakiś zjazd może być niemiły?
). Na drugiej krzyżówce odbijamy na zachód a chwilę później na południe. Jedziemy wzdłuż rzeczki Dwernik aż dojeżdżamy do Brzegów Górnych. Stąd po pokonaniu serpentyn dojeżdżamy do Wetliny, a dalej do Kalnicy. Tutaj roztajemy się z Pawłem na kilka chwil. Spotykamy się ponownie w miejscowości Polanki. On wybrał drogą asfaltową przez Przysłup i Krzywe, a my częściowo asfaltową i "bardziej częściowo" szutrową. Jedziemy wzdłuż rzeczki Wetlina. Mijamy rezerwat przyrody "Sine Wiry" i dojeżdżamy do miejscowości Buk. Razem z Robertem trasę Kalnica - Buk ogłaszamy najładniejszą drogą jaką dane nam było przejechać podczas całej wycieczki. Podczas odpoczynku nad Wetliną przyjeżdża kilka osób na koniach aby napoić zwierzęta. W taki oto sposób mamy jedną atrakcje "gratis"
Po spotkaniu z Pawłem jedziemy do Górzanki gdzie mamy nocleg. Po drodze w Wołkowyji (jak to się odmienia?
) widzimy po raz pierwszy i ostatni jezioro Solińskie.
W schronisku w Górzance mają takie warunki, że w jedną chwilę mam 3 nowych chętnych do noclegu w moim namiocie
. Na szczęście udaje nam się znaleźć miejscówkę na prywatnej kwaterze w cenie jaką ma schronisko w Lesku (gdzie będziemy mieć następny nocleg).
Licznik zatrzymuje się 68 km. Jest to najkrótszy dzienny dystans w czasie całej wycieczki.
Dzień 4
W zasadzie zaczynamy go od fajnego podjazdu. Docieramy do Baligrodu, gdzie każdy strzela sobie "słitaśnią fotunię" z czołgiem w roli głównej
.
W miejscowości Bystre kierujemy się na przełęcz Żebrak (super podjazd
). A następnie przez Wolę Michową (gdzie spotykamy 3 rowerzystów śmigających z Tychów do Lwowa), Rzepedź i Czaszyn docieramy do Leska. Tu jest nasz ostatni wspólny nocleg. Chcemy jakoś to uczcić. Jest 1 maja więc Biedronka zamknięta
Nici z biedronkowej kolacji
Postanawiamy zaszaleć i idziemy do restauracji mieszczącej się w 3 gwiazdkowym hotelu
. Do piwa zamawiamy danie regionalne - schab przeplatany boczkiem z kaszą w zapiekance (czy coś jakoś tak
) Danie było warte te 23 zł, ale piwo tych 7 zł już z pewnością nie
Parametry z licznika wskazują 80 km.
Dzień 5 - ostatni
Z rana Paweł zauważa, że ma lekko popękaną obręcz w kilku miejscach tuż przy otworkach gdzie szprychy wchodzą w obręcz. Na szczęście udaje mu się ukończyć podróż.
Z Leska jedziemy do Sanoka. Stamtąd doliną Sanu wspinamy się na północ. W miejscowości Dobra spotykamy kolejnych rowerowych turystów. W tejże miejscowości żegnamy się z sarmatą39, który odbija w stronę Przemyśla. Po kilkunastu kilometrach opuszcza nas również Robert. Już wcześniej zapowiedział się, że niech chce mu się pedałować po znanych mu okolicach i gdzieś miedzy Dynowem a Przeworskiem wyjedzie po niego żona. W zasadzie chyba dobrze się stało ponieważ przed Dynowem Robertowi pękła opona tuż przy obręczy i raczej nie dałby rady dociągnąć do końca. A i jazda na "jajowatym kole" też do przyjemnych nie należy.
Dalszą podróż kontynuuję z Pawłem. Z Przeworska jedziemy na Sieniawę. Z powodu dość dużego ruchu jest to najgorszy etap podróży. Następnie przez miejscowość Dobra (druga taka sama miejscowość tego samego dnia
) oraz Cewków docieramy do Obszy.
I tutaj kończy się nasza podróż.
Tego dnia zrobiliśmy rekordowe 168 km
Wynik godny Wilka
Podsumowanie:
5 dni, 542 km
Było świetnie
Następnego dania robię jeszcze 85 km odprowadzając Pawła do Zwierzyńca na szynobus.
Wracając jestem zaskoczony ilością rowerzystów śmigających po Roztoczu. Jest ich dosłownie zarojenie. Jedni pedałują z sakwami inni z plecakami. Wszyscy jednak narzekają na piaszczyste szlaki