Czas na ciąg dalszy roztoczańskiej telenoweli
Wycieczka wypadła w dość niefortunnym momencie, ale cóż... O tym za chwil kilka.
Dosiadam Viperka i razem zmierzamy na północ. Pierwszym ciekawszym miejscem na dzisiejszej trasie jest największy cmentarz partyzancki w tej części Europy. Znajduje się w Osuchach. Są tu nagrobki 240 osób.
Co roku odbywają się tutaj uroczystości upamiętniające tę największą bitwę partyzancką II wojny światowej. Można wówczas obejrzeć rekonstrukcję części walk jaka miała tu miejsce.
[/youtube]
[/youtube]
Dalej jadę spokojną, asfaltową drogą do Józefowa. Mija mnie jedynie kilka osobówek i jeden tir. W Józefowie Roztoczańskim nawiedzam (wspomnianą we wcześniejszych postach) wieżę ciśnień
Jest to jeden z niewielu drewnianych budynków tego typu w Polsce. Niestety, nikt o niego nie dba i wydaje się, że to tylko kwestia czasu kiedy zniknie on z roztoczańskiego krajobrazu.
Najbliższa wieża ciśnień znajduje się w Zwierzyńcu, ale jest ona murowana.
Kieruję się w stronę Szczebrzeszyńskiego Parku Krajobrazowego
Po drodze w miejscowości Tereszpol-Zaorenda mijam ciekawy przystanek PKS
W pobliskiej Panasówce wjeżdżam na jedno ze wzgórz skąd można podziwiać panoramę okolicy
W następnej miejscowości (Lipowiec) po dość fajnym podjeździe kończy się asfalt. Zaczyna się jednak szlak rowerowy im. Dymitra Gorajskiego, który ciągnie się do (jakżeby inaczej) Gorajca. Po drodze łączy się na kilka chwil z Centralnym Szlakiem Rowerowym Roztocza.
Szlak jest bardzo dobrze oznaczony
Na początku jadę polnymi drogami z typowymi dla Roztocza widokami
Czasami można trafić na niemiłe niespodzianki
ale ogólnie nie jest źle
Przed wsią Kawęczynek zaliczam pierwszy wąwóz
No i tu trzeba wspomnieć o kiepskim terminie wycieczki.
Dwa dni wcześniej trochę mocniej tu padało. A jedna z przydrożnych tabliczek informuje, że: "wąwozy to forma terenu powstała na skutek działania erozji wodnej. Bezpośrednią przyczyną powstawania wąwozów jest skoncentrowany, intensywny spływ powierzchowny z ulewnych deszczy lub roztopów śniegowych".
Tak więc niektóre wąwozy były zabłocone i nie chciało mi się za bardzo po nich śmigać. Szkoda, że tak trafiłem bo do ciekawszych (cz. dzikszych) trzeba było przedzierać się po błocie
We wspomnianym już Kawęczynku chwilowo wjeżdżam na asfalt. Mijam dość ciekawe drzewo
i zaczyna się droga z płyt betonowych
Strasznie trzęsie rowerem na niej. Jadąc nią można nabawić się Parkinsona.
Za wsią zaczynają się już wąwozy.
Najliczniejsza i najbardziej malownicza sieć wąwozów w Szczebrzeszyńskim Parku Krajobrazowym występuje właśnie pomiędzy Kawęczynkiem a Szczebrzeszynem i nosi nazwę "Piekiełko". To już drugie "piekiełko" na Roztoczu (poprzednie było na górze Kamień). A wiem, że jest przynajmniej jeszcze jedno
Czasami warto odbić gdzieś w bok. Należy jednak uważać bo po obu stronach ścieżki są kilkumetrowe "przepaście"
Jak widać na poniższej mapce
zalesienie jest tu niewielkie - zaledwie 10%. Dla porównania sąsiednia gmina Zwierzyniec ma jeden z największych odsetek lasów w Polsce - 66%. Zaś średnia krajowa wynosi 28,4%
Lasów jest tu mało, ale wąwozów dużo
. Średnia gęstość (długość) wąwozów to 3 km/km2. Zaś maksymalne zagęszczenie wynosi aż 9km/km2.
Ze szlaku Gorajskiego odbijam na Centralny Szlak Rowerowy Roztocza.
Gdy zobaczycie to drzewo
to znaczy, że minęliście zjazd
Do Szczebrzeszyna mam ponad 5 km. Niestety prawie 4 km jest taką drogą
O ile w Kawęczynku można było nabawić się Parkinsona o tyle tutaj rowerzysta podczas jazdy wygląda jakby padaczka go złapała
Po drodze mijam drzewo bardzo gęsto obrośnięte hubami
Równy asfalcik w wąwozie?
Takie rzeczy tylko w Szczebrzeszynie
A skąd Szczebrzeszyn wziął swoją nazwę? Pewna legenda wyjaśnia zarówno pochodzenia nazwy miasta jaki i nazwę rzeki nad która ono leży:
Dawno temu, kiedy Szczebrzeszyn nie był jeszcze Szczebrzeszynem tylko bezimiennym grodem, znajdowało się w nim jedyne w okolicy przejście przez rwącą rzekę. Pewnego razu, wczesną wiosną, przeprawiał się przez nią możny kupiec, który udawał się na dwór królewski do Krakowa. Jednak w czasie przeprawy wozy poprzewracały się, ulegając zniszczeniu. To wymusiło na kupcu przerwanie podróży i pozostanie przez dłuższy czas w grodzie. Zamieszkał na wzgórzu, z którego roztaczał się piękny widok na całą okolicę i tak go to urzekło, że postanowił zostać na stałe.Niebawem stał się przywódcą miejscowej społeczności, a później właścicielem grodu.
Szybko okazało się, że Szczebrzech, bo tak nazywał się kupiec, był człowiekiem nie tylko zamożnym, ale też uczonym i znającym się na budownictwie. Wiedział, jaki wpływ na rozwój miasta ma handel, dlatego w miejscu przeprawy przez rzekę postanowił wybudować most. Jednak w tamtych czasach ludzie mieli niewielkie doświadczenie w tego typu budowlach. Już samo wbicie pali w dno rzeki okazało się olbrzymim problemem. Gdy Szczebrzech głowił się nad skonstruowaniem maszyny, która umożliwiłaby wbicie pali, jeden z pomocników powiedział, że tego zadania po prostu nie da się wykonać. Wtedy zdenerwowany kupiec krzyknął: "Choćbym i samego diabła miał wezwać do pomocy, to most postawię!".
Nagle ujrzał szybko zbliżającą się postać, w czarnym płaszczu z kapturem zasłaniającym twarz. Gdy się zbliżył, zaoferował swą pomoc przy budowie. Szczebrzech początkowo nie rozpoznał w tajemniczym przybyszu diabła, ale kiedy prace nad mostem zaczęły w szybkim tempie posuwać się naprzód, kupiec zorientował się, z kim ma do czynienia.
"Zatem jakiej zapłaty oczekujesz za okazaną pomoc?" - zapytał Szczebrzech, bowiem wcześniej jej nie ustalili.
"Zadowolę się pierwszą żywą istotą, która przejdzie przez most po ukończeniu budowy" - odparł diabeł.
Wkrótce prace nad mostem się zakończyły. Jednak żeby go oddać do użytku, jako pierwszy musiał po nim przejść główny inwestor i budowniczy. Szczebrzech zapomniał o umowie z diabłem. Wszedł na most, ale po przejściu kilku metrów zatrzymał się i spojrzał w niebo, dziękując Bogu za okazaną łaskę i błogosławieństwo przy budowie. A ponieważ był człowiekiem bardzo pobożnym, usłyszał głos dochodzący z niebios: "Nie idź dalej, zawróć". Kupiec od razu przypomniał sobie o diable, który zadowolony siedział po przeciwnej stronie mostu. Błyskawicznie cofnął się i zobaczył pasącego się obok wieprza. Zapędził go na most i spokojnie ruszył za nim. Rozwścieczony diabeł skoczył na środek mostu i z całej siły tupnął kopytem, wybijając wielką dziurę. Wieprz wpadł do rzeki i popłynął z prądem na wschód, a po diable już nie było śladu.
Od tamtej pory mieszkańcy nazywali rzekę Wieprzem, a sam gród - Grodem nad Wieprzem. Most ułatwił podróżowanie i przyśpieszył rozwój grodu, który szybko zaczął nabierać cech miasta. Dużą rolę odegrał w tym również syn Szczebrzecha - Szczebrzesz, który okazał się człowiekiem równie mądrym i zaradnym jak jego ojciec. Wkrótce przejeżdżający kupcy zaczęli nazywać miasto Grodami Szczebrzecha, a później Szczebrzeszynem.Jak wiadomo Szczebrzeszyn to chrząszczowa mieścina. Odwiedzam więc naczelnego chrząszcza
Ale że ja jest zwykły chłop ze wsi to i za oficjelami nie przepadam. Idę wiec poszukać innego towarzystwa.
Z tym chrząszczem to już trudno było się dogadać
Ci dwaj jacyś tacy sztywni byli
A i reszta nie była lepsza
Z jednym jednak się skumplowałem
Chcieliśmy nawet dziewczynę wyrwać
ale okazała się jakaś taka... drewniana
Spotkałem jeszcze innego chrząszcza, ale był zbyt ekstrawagancki jak dla mnie
Szczebrzeszyn to najbardziej na północ wysunięty punk wycieczki. Teraz będę leciał tylko "w dół".
Gagarina wspomniał, że Józefów niezbyt mu przypadł do gustu. Dla mnie najmniej klimatycznym miasteczkiem na Roztoczu jest właśnie Szczebrzeszyn. A tuż za nim plasuje się Tomaszów Lubelski.
Podążam na południe. Po drodze Kawęczynianie pozdrawiają turystów
Żadna roztoczańska wycieczka nie może obejść się oczywiście bez przydrożnych kapliczek
Pierwsza z nich
jest dowodem na to, że jak ma się pomysł to trzeba kuć żelazo póki gorące bowiem wena twórcza może opuścić człowieka w każdym momencie
Na szczęście drugi artysta zdążył ukończyć swoje dzieło
i owoc swojej pracy postawił w Topólczy tuż obok kościoła.
Zaraz za Topólczą znajduje się wieś Turzyniec o której mówi
jedna z legend:
W czasach, kiedy na ziemiach polskich rządzili jeszcze królowie, na Roztoczu powstała osada Zwierzyniec. Położona wśród pięknych borów obfitujących w zwierzynę, służyła książętom jako miejsce wypoczynku w czasie polowań, na które często zjeżdżali wraz ze swą świtą.
W trakcie jednego z takich polowań książę dostrzegł wśród drzew ogromnego byka. Byk był dużo wyższy niż największy koń, a jego głowę zdobiły wielkie, ostre rogi. Książę postanowił, że zmierzy się z tym zwierzęciem, zafascynowało go powiem tak potężne stworzenie. Długo śledził tropy, aż w końcu udało mu się upolować byka, choć natrudził się przy tym niemało. Kiedy wszyscy uczestnicy polowania zbliżyli się do zdobyczy, łowczy towarzyszący księciu oznajmił, iż jest to bardzo rzadko spotykane zwierzę nazywane turem, dziki krewniak dzisiejszych krów. Był to prawdopodobnie ostatni taki okaz w okolicznych lasach.
Kiedy o tym usłyszeli księciu zrobiło się bardzo żal zwierzęcia. Żałował, że przez swoją pychę i chęć pokazania, jak doskonałym jest myśliwym, pozbawił życia tak wspaniały okaz. Postanowił, że zrobi co w jego mocy, aby pamięć o turach nigdy nie zaginęła.
Wkrótce książęcym dekretem w miejscu polowania powstała wioska i nadano jej nazwę Turzyniec, a kolejne pokolenia okolicznych mieszkańców przekazują sobie tę niezwykłą opowieść o ostatnim turze w roztoczańskich lasach.Zbliżam się do Zwierzyńca gdzie nie ma chrząszczy, ale jest za to drzewo rosnące na ulicy
Ten kuriozum to rezultat akcji protoplastów dzisiejszych ekologów, którzy w latach 60. XX wieku nie dopuścili do jego wycięcia i tak już pozostało. Ostatnio dąb został ochrzczony imieniem Krzysztof w nawiązaniu do patrona kierowców.
Większość osób w tym miasteczku chcących zaznać przyjemnej kąpieli kieruje swe kroki nad stawy "Echo". Jest tu jednak też inne kąpielisko- zalew Rudka.
Nie jest on tak "klimatyczny" jak stawy Echo, ale w zamian oferuje względny spokój i możliwość popedałowania
Zalew ten został wybudowany po 25 - letniej przerwie, w miejscu dawnego stawu tartacznego. Woda ze stawu poruszała niegdyś turbiny, doprowadzana do nich przemyślnymi kanałami, które jeszcze istnieją. Po pożarze tartaku w 1970 roku staw osuszono, a jego żyzne dno służyło jako ogródki. W 1996 roku oddano do użytku nowy zalew, którego granice generalnie pokrywają się z dawnym stawem.
Nie każdy wie, ale w 3,5 tys. Zwierzyńcu jest aż 65 różnych pomników, tablic oraz figur religijnych i historycznych. W przeliczeniu, 1 taki obiekt przypada na ok. 50 mieszkańców, co jest bez wątpienia rekordem ogólnopolskim. Gdyby zachować te proporcje np. w stosunku do Warszawy to byłoby tam 34 tys. pomników.
Na szczególną uwagę zasługuje pomnik szarańczy
Jest on jedynym takim obiektem na świecie! Do niedawna przypuszczano, że upamiętnia on zwalczenie szarańczy w roku 1859, ale po odtworzeniu napisów okazało się, że jest aż o 150 lat starszy, bo z 1711 roku.
Słońce powoli zaczyna się chować. Pedałuję szybko w stronę Józefowa gdzie robi się już ciemno. A ja nie wziąłem ze sobą rowerowych świecidełek
Zamiast asfaltu wybieram więc puste drogi Puszczy Solskiej. Jest kilka kilometrów dłużej, ale za to całkowity brak jakiegokolwiek ruchu. Następnie polnymi dróżkami docieram do domu
Trasa
http://www.bikemap.net/route/1804971/index2#lat=50.50557&lng=22.91336&zoom=10&type=0Kilometraż - 140
Średnia - 17.2
Kot Onufry z Kawęczynka leniwie pozdrawia i zaprasza na kolejny odcinek telenoweli