Oto mój kochany, piękny i niezawodny rower
Kupiłam go wiosną 2009 roku. Do tej pory totalnie nie znam się na rowerach, ale wtedy poziom mojej wiedzy był naprawdę tragiczny. Przykład? Gdy oglądałam rowery w sklepie, pierwszy raz w życiu zauważyłam, że istnieje coś takiego jak hamulce tarczowe (choć oczywiście dopiero od sprzedawcy dowiedziałam się, że to coś to właśnie hamulce). Nie potrafiłam sama zdjąć koła (chciałam dopisać "ani załatać dętki" - ale tej sztuki do tej pory nie opanowałam
). Nie miałam pojęcia, czym się różnią od siebie te wszystkie rowery, które są lepsze i tak dalej. Poszłam więc do sklepu poleconego przez brata, powiedziałam sprzedawcy, do czego potrzebny mi rower (do podróży rowerowej po Szwecji:), przejechałam się na tym, który mi zaproponował i go kupiłam.
Od tamtej pory rower wiernie mi służy. Przejechałam na nim ok. 8 tys. km z sakwami i jakieś drugie tyle bez sakw. Wymieniłam: łańcuch (chyba dwa razy) i klocki hamulcowe - raz (i to chyba tylko w tylnym kole).
Na czas wypraw widelec amortyzowany zmieniam na sztywny z low-riderem. Przed ostatnią wyprawą złożyłam (czyt. złożono mi w serwisie
) nowe koło z mocniejszą obręczą, 36 szprychami, podobno lepszą piastą i kasetą bodajże XT (w każdym razie podobno dobra). Jedyna zmiana, jakiej bym dokonała, to kierownica, bo obecna jest dla mnie za szeroka (co widać na zdjęciu).
Tu rower w wersji z amortyzatorem:
Po pierwszej wyprawie (po Szwecji) zmieniłam opony (beznadziejne Continental Speed King) na Marathon Dureme 2.0, bo te pierwsze po przejechaniu marnych 2 tys. km zamieniły się w slicki, a tylna miała dziury na wylot. Przed Islandią kupiłam komplet zwijanych opon Marathon Mondial 2.0, żeby nie niszczyć Duremów w terenie. Od kiedy używam Marathonów, nie miałam ani jednej przebitej dętki.
Rower ma za sobą dwadzieścia podróży samolotem, w tym większość w dużym kartonowym pudle i trzy bez żadnego opakowania. Jedyne uszkodzenia (podczas podróży bez "opakowania") to urwana linka od licznika i urwane lusterko.
Dotychczasowe awarie: urwana linka od przedniej przerzutki (przy przekraczaniu rzeki na Islandii - naprawiona przez
krajka), dwukrotnie urwane lusterko (przez moją niezdarność), przeskakujący łańcuch po wymianie kasety (samo się naprawiło), nieco zmasakrowane rogi przy kierownicy (od gleb).
Specyfikacja:
Model:
Haibike Hai JackRama: Aluminium 6061 PG, 18 lub 19"
Widelec: Suntour XCR RL, skok 80 mm / sztywny srebrny CrMo
Przerzutka tylna: Shimano Deore XT Shadow RD-M772, 27 biegów
Manetki: Shimano Deore, SL-M530, Rapidfire
Przerzutka przednia: Shimano Deore FD-M530, Dual Pull, Top Swing, 34,9 mm
Hamulce: Shimano M 486, hydrauliczne tarczowe, tarcze 180/160 mm
Sztyca: XLC 27,2 mm, Alu Patent
Siodełko: jakieś czarne, raczej z tych kanapowych
Kierownica: XLC Alu Lowriser plus rogi (jakieś zwykłe)
Stery: VP A42E, A-Head, 1 1/8”
Piasta: Shimano M 495 Disc, w dodatkowym kole Shimano XT FH-M775
Suport: Shimano ES 25 Octalink, BSA Compact Suport
Mechanizm korbowy: Shimano M 442 (chyba), zęby: 44-32-22
Zębatki: Shimano HG 50, 11-32, 9 biegów
Łańcuch: HG 53
Obręcze: Rigida Taurus 2000 (32 szprychy), w dodatkowym kole Alexrims DM24 (36 szprych)
Opony: Schwalbe Marathon Dureme 2.0 (drut) na asfalt, Schwalbe Marathon Mondial 2.0 (zwijane) w teren
Pedały: SPD M540
Bagażniki: tylny Tubus Cargo (dawniej Crosso), przedni Tubus Smarti
Waga: 12.7 kg bez pedałów, bagażników, błotników