A jeśli chodzi o jakieś małe prezenty w czasie samej wyprawy, to niestety nigdy nic nie miałam, ale zawsze oddawałam dzieciom wszystkie słodycze, jakie jeszcze mi pozostały
To, co napisał Olo, brzmi rozsądnie.
Jak widzę, wszyscy coś wożą i rozdają. A potem jadę ja, krzyczą za mną, chcą kasy, a jak nie dam, to rzucają kamieniami. Podarki są złe. Przyzwyczajają miejscowych, że turysta (a w szczególności rowerzysta, bo nie jest zamknięty w puszce) coś musi im dać. Kiedyś turystę na rowerze traktowano jak pielgrzyma, któremu trzeba pomóc. Im więcej ten pielgrzym będzie rozdawał, tym mniej będą widzieć w nim pielgrzyma.
Sytuacja taka jest trochę niezręczna, bo naturalnym odruchem człowieka jest chęć odwdzięczenia się, tyle, że nie ma za bardzo jak - dawanie pieniędzy nie wchodzi przecież w grę. I tutaj dochodzę do sedna sprawy - myślę, że dobrą rzeczą jest zabranie ze sobą na wyprawę czegoś, czym można byłoby obdarować w takich sytuacjach osobę, która nam pomogła.