W ostatni weekend spróbowałem swoich sił w maratonie na orientację o wdzięcznie brzmiącej nazwie
Nocna Masakra.
Ta edycja imprezy w pełni zasłużyła na swoje miano. Pogoda sprawiła psikusa i zamiast mrozu mieliśmy odwilż, co znacznie utrudniło przejazd. Nawierzchnie od czarnych asfaltów, przez lodowiska do mokrej śniegowej brei, w której jedyną opcją było pchanie roweru.
Była to chyba najtrudniejsza do tej pory moja wycieczka rowerowa - nie obyło się bez chwil zwątpienia, kiedy myślałem już o poddaniu się i powrocie do bazy. Zmęczenie pod koniec sprawiło, że prawie zasnęliśmy pedałując.
Najważniejsze, że mimo przeciwności udało się jednak wytrzymać w siodełku (i obok niego) do końca, co zaowocowało zresztą bardzo przyzwoitym wynikiem tuż za podium.
Spędziłem w zimowej scenerii prawie 15 godzin na rowerze, przejechałem 156 km (część przeszedłem), zaliczyłem osiem nowych gmin.
Szczegóły w
relacji (tym razem bez zdjęć).
Świetna impreza, zachęcam do udziału.