Widzę, że jest też nieszczęsny prom, przez który nie udało mi się raz zaliczyć gminy, którą obrałem sobie za cel...
No, nam udało się zaliczyć prom :-)
16 września zorganizowaliśmy wycieczkę rowerową wokół Raciborza.
Ekipa w sile Staszka, Sławka- Klub Turystyki Kolarskiej "Horyzont" w Kędzierzynie Koźlu, Eco - reprezentant forum Sudety.it, i nasze dwie skromne osoby czyli Gosia i ja wyruszyliśmy pociągiem z Kędzierzyna (Eco czekał na nas na miejscu).
Niewiele brakowało, a misternie przygotowany plan całej wyprawy ległby w gruzach za sprawą suprise od naszej ukochanej kolei. Najpierw okazało się, że nasz pociąg z Wrocławia do Rybnika jest opóźniony 30 minut. Potem czas opóźnienia ewaluował do 40 minut z szansą na przyjazd "nigdy", gdyż pociąg gdzieś na trasie się rozkraczył. Czas nas gonił, bowiem prom w Grzegorzowicach kursuje do godz. 12.30, a jeszcze trzeba dojechać. Kiedy towarzystwo rozlazło sie po całej stacji, na dwie minuty przed planowym odjazdem ogłoszono, że pociąg z Wrocławia jest opóźniony owszem, 40 minut, ale pociąg do Rybnika ...właśnie odjeżdża. Kolejarze bowiem wpadli na słuszną myśl, i podstawili ekstra dodatkowy skład. Wszystko fajnie, tylko szkoda, że ogłosili to na 2 minuty przed odjazdem. Ale ostatecznie opatrzność czuwała nad nami przez całą wycieczkę, i szczęśliwie ruszyliśmy w trasę.
Wysiedliśmy z rowerami w Nędzy Wsi, gdzie czekał na nas Eco, przybywszy uprzednio rowerem z sobotniej imprezy turystycznej w Łaziskach, po drodze zwiedziwszy Rudy.
Dziarsko ruszyliśmy w trasę, pierwszy punkt programu to przeprawa promem przez Odrę w Grzegorzowicach. Prawdę mówiąc, tego punktu obawiałem się najbardziej, bowiem z promem bywało równie, już parę razy pocałowałem zamknięty szlaban. Ale jak wspomniałem, opatrzność czuwała nad nami, i prom planowo kursował.
Dotarliśmy do Łubowic, gdzie pielęgnuje się rodzinne korzenie poety Einhendorfa. Tutaj był dłuższy postój.
Cmentarz z pomnikami rodu Einhendorfa.
Ruiny pałacu (nie rowerów :-) ) Einhendorfa, ochoczo spenetrowane przez brać naszej wyprawy.
Kolejnym przystankiem był zabytkowy młyn wodny w Brzeźnicy. Specjalnie na nas czekał pan przewodnik (w szarej kurtce), który oprowadził nas po młynie.
Młyn z XIX w. został pieczołowicie odrestaurowany społecznymi siłami wolontariuszy z Łubowickiego Towarzystwa Einhendorfa, przy wsparciu prywatnych środków przyjaciół z Niemiec. Najważniejsze, że cała zabytkowa maszyneria jest sprawna, i dla lepszego zrozumienia sprawy specjalnie dla turystów uruchamiana.
Efektownie pędząc przez Miedonię, dotarliśmy do Raciborza, gdzie na rynku zrobiliśmy sobie przerwę obiadową (zdjęcie autorstwa Sławka, moja skromna osoba to ten łysy lekko przymulony facet ;-) ). W Raciborzu pogoda przypomniała sobie, że wciąż trwa kalendarzowe lato, zaświeciło słońce i zrobiło się ciepło i przyjemnie.
II etap wycieczki, to przejazd przez Arboretum Bramy Morawskiej, a następnie mozolnie wydrapując się z Doliny Odry, przejeżdżaliśmy przez śląskie wioski.
Pałac w Rzuchowie.
Wały Chrobrego- grodzisko Gołęszyców. Sceneria jak w naszym Czarnocinie. Eco i Sławek przygotowali się merytorycznie do wycieczki i opowiedzieli nam historię pra, pra dziadów.
Panorama na Dolinę Odry i Bramę Morawską.
Zdobywanie sprawności alpinisty :-)
Nasze zbiorowe zdjęcie.
Kolejną atrakcją były indywidualne zdjęcia każdego z uczestników podczas karkołomnego zjazdu do Lubomii.
Lubomia. "Horyzonciarze" (ja też się do nich zaliczam ;-) ) na tle zabytkowej kapliczki.
Ostatnim punktem programu (poza zdobywaniem karczmy z browarem w Raciborzu) był przejazd przez tereny przewidziane pod budowę zbiornika wodnego Dolny Racibórz. Tutaj zbiorowe zdjęcie w Nieboczowych, które z kilka lat będzie miało wartość historyczną, gdyż wieś jest przewidziana do wysiedlenia.
Wyprawę zakończyliśmy w pociągu z Bohumina do Kędzierzyna, uprzednio nawiedziwszy przed stacją PKP słuszny lokal bufetowy ;-)
(gość w niebieskiej koszulce to przypadkowy współpasażer, też cyklista)
Popełniliśmy łącznie 62 km, Ziemia Raciborska nas słusznie ugościła, i obiecaliśmy sobie, że w przyszłości znowu się spotkamy na rowerach.