Przedstawiam wam relację, trasę i zdjęcia z wczorajszego wyjazdu nad jezioro Blessington. Wycieczka miała być rowerowym akcentem na Dzień Kobiet i udało nam się z koleżanką zebrać ponad 30 chętnych dziewczyn, które zapaliły sie natychmiast do tego pomysłu. Na umówione spotkanie dotarło 5
Trasa na bikenet jest umowna, nie uwzględniłam bowiem kilku kilometrów błądzenia, jakie zaliczyłyśmy najpierw z Elizą (kumpelą), a potem z grupą. W sumie zrobiłyśmy (ja i eliza, bo reszta dziewczyn dotarła na miejsce samochodem) ponad 70 km.
Relacja:
Wyjechałyśmy z Elizą 8.15 z Clondalkin. Pogoda była kiepska: silna mgła, ograniczająca widoczność do kilkudziesięciu metrów, mżawka, chłodno. Dodatkowo licznik odmówił współpracy i postanowiłam sobie, że pierwszemu napotkanemu rowerzyście zawrócę głowę swoim problemem. Okazje nadarzyły się dwie... Przejechałyśmy skrótem przez Clondalkin Village i dotarłyśmy do dwupasmówki N7. Ruch, mimo sobotniego poranka, był straszny. Na szczęście wzdłuż N7 wydzielone jest bardzo szerokie pobocze, co powoduje, że rowerzysta może się tam w miarę bezpiecznie poruszać. Przez zjazdem nr 3 skręciłyśmy na Saggart, a potem przez City West przejechałyśmy na N87. Po drodze spotkałyśmy rowerzystę, który trochę bezradnie oglądał zerwany łańcuch w swoim rowerze. Podeszłam, zapytałam czy mogę pomóc i co się stało, grzecznie wysłuchałam, a potem zapytałam, czy umie naprawić mój licznik. Niestety, mimo wysiłków, nie umiał. Życzyłam mu miłego dnia (wiedząc mimo to, że będzie musiał prowadzić rower z powrotem do domu i z sobotnich planów nici...). Pierwsze kilometry za Dublinem w stronę Blessington to jazda pod górę. Mgła była w pewnym momencie tak gęsta, że przejeżdżając obok zabudowań, nie widziałyśmy domów za płotem, wszystko utonęło w mleku. Mniej więcej w połowie drogi trasa zrobiła się łagodniejsza, a wszystkie mgły podniosły się. Niesamowitym widokiem było obserwowanie, jak góry powoli wyłaniają się z oparów, jak kłęby przerzedzają się i wychodzi słońce. Jechałyśmy wzdłuż N87, poganiane przez traktory, gdy nagle na rozstaju dróg spotkałyśmy profesjonalnie wyglądającego rowerzystę. Przywitaliśmy się, pogadaliśmy o planowanej trasie. Doradził nam, aby skręcić w spokojniejszą drogę, którą dojedziemy bezpiecznie do miasteczka Blessington. Opowiedziałyśmy o naszym pomyśle na dzień Kobiet. On sam czekał na resztę peletonu, z którym jeździ, więc postanowiłam umilić mu czas i zapytałam, czy nie umiałby naprawić mojego licznika. Niestety, również jemu się nie udało, więc schowałam sprzęt do sakwy na kierownicy i po raz kolejny w życiu stwierdziłam, że są rzeczy na tym świecie, które umie robić tylko mój mąż!
Spokojną, boczną drogą dojechałyśmy następnie do Blessington. Po drodze minęły nas dziewczyny – Magda prowadziła wielkiego vana swojego męża, obok niej zrelaksowane Gosia i Ania, rowery zapakowane z tyłu. Chwilę musiały na nas poczekać w miasteczku, straty czasowe nie były jednak tragiczne.
W centrum Blessington byłyśmy o 11. Miało być o 10, ale dziewczyny się spóźniły, a nam z Elizą też dojazd zajął dłużej niż planowałyśmy. Najpierw zrobiłyśmy sobie przerwę śniadaniową na ławkach w centrum miasteczka. Ta część jest bardzo nowoczesna i odróżnia się od reszty tradycyjnych zabudowań w klasycznym, irlandzkim stylu. Kupiłam sobie kawę, którą Eliza niechcący zrzuciła na chodnik (grunt to fajna koleżanka
), a potem musiałyśmy znaleźć toaletę. Szukałyśmy jakiegoś czynnego lokalu i rzucił nam się w oczy niewielki pub. Postawiłam rower przy ścianie, gdy nagle usłyszałam zagniewany głos obcego Polaka: „Zamknięte! I weźcie te rowery, bo tu są drzwi!”. Nie blokowałam żadnych drzwi, nie poleciałam więc na jego wezwanie, żeby zrobić mu miejsce, ale dłuższą chwilę zastawiałyśmy się, dlaczego tylu (TYLU!!!) jest bezinteresownie chamskich Polaków... Niestety. Potem dostałyśmy jeszcze jedną dawkę słowiańskiej uprzejmości, kiedy zapytana o drogę nad jezioro pani z mocnym rosyjskim akcentem najpierw stwierdziła, że nie ma tu w okolicy żadnego jeziora, a potem zaczęła nas pouczać, że powinnyśmy mieć mapę. Po prostu ręce z kierownicy opadają... Ostatecznie grupa roześmianych irlandzkich robotników pokazała nam trasę, która niestety okazała się ślepą ulicą, zakończoną prywatnym dojściem do jeziora. Zapytałyśmy farmera, który krzątał się po swoim obejściu, gdzie zaczyna się Lake Drive. Z powątpiewaniem w oczach najpierw ostrzegł nas, że to 30 km, po czym poczekał na moją reakcję. Kiedy zapewniłam go, że damy radę, udzielił konkretnych wskazówek i potem już bez przeszkód kręciłyśmy, podziwiając malownicze krajobrazy. Pogoda była piękna, świeciło słońce i dopiero pod koniec dnia zaczęło padać. Nasza wycieczka jednak wstrzeliła doskonale się w okno pogodowe. Było sielsko. Jezioro, góry, lasy, niezbyt gęsta zabudowa, w większości nowoczesnych domów jednorodzinnych. Ruch drogowy minimalny. Postoje miałyśmy niezbyt długie, bo kilka minut bez ruchu powodowało, że zaczynałyśmy potwornie marznąć. Absolutnym przebojem wyprawy okazał się tajemniczy zwierz, który przyprawił nas o zawał serca, kiedy zjeżdżałyśmy z wielkiej góry. Jego wrzask był rozdzierający, charczący i niezwykle donośny w takim ukształtowaniu terenu. Byłam pewna, że biegnie na nas rozsierdzony byk, których w tej okolicy nie brakuje (przynajmniej na tabliczkach, ostrzegających przez wkraczaniem na prywatne pola). Okazało się, że był to poczciwy osioł, futrzasty i raczej flegmatyczny. Dokarmiłyśmy go zawijańcem z kurczakiem i zrobiłyśmy mu kilka zdjęć, bo okazał się wyjątkowo fotogeniczny.
Na zakończenie wycieczki poszłyśmy na lunch. Ryba dnia, owoce morza, chleb czosnkowy, sernik, lody i cydr oraz niekończące się pogaduchy dopełniły naszego szczęścia. Mam nadzieję, że już wkrótce uda nam się ponownie pojeździć w sfeminizowanym towarzystwie, bo od dawna nie miałam możliwości mówienia na wszystkie tematy świata przez tyle godzin, bez przerwy. Było super!
http://www.bikemap.net/route/2007703#lat=53.198285312737&lng=-6.4707799999999&zoom=11&maptype=ts_terrainhttps://picasaweb.google.com/110987438138746856764/JezioroBlessingtonDzienKobiet2013?authuser=0&authkey=Gv1sRgCM-PwKzTqfGu7QE&feat=directlinkMiłego czytania i oglądania