Mówisz i masz (wystarczyło poczekać kilka miesięcy)
Opis bardzo hasłowy z notatek żony.
Dzień 1. (06.07.2014)
Na Rugię przejechaliśmy samochodem zahaczając o oceanarium w Stralsund.
Później znowu samochodem na wyspę do miejscowości Altefahr na parking, na który w tym wątku podał nam Peio.
http://umap.openstreetmap.fr/en/map/parking_11995?scaleControl=false&miniMap=false&scrollWheelZoom=true&zoomControl=true&allowEdit=false&moreControl=false&datalayersControl=false&onLoadPanel=undefined"
Z parkingu rowerami na stację (trzeba wnieść dobytek po schodach) i pociągiem do Lietzow. Pół godziny jazdy. 2 dorosłych, 2 dzieci, 4 rowery = 36 eur.
W Lietzow pole namiotowe bardzo przyjemne. Darmowe sanitariaty. Nie ma sklepu w pobliżu. Bułki trzeba zamówić poprzedniego dnia (ale nam dopiekli rano w 10 min).
Pole namiotowe 24,5 eur bez prądu (prąd +10 eur).
Można się porozumieć po angielsku.
Dzień 2. (07.07.2014)
Wyjazd z Lietzow do Niepmerow (23 km).
Droga z początku asfaltowa przy drodze szybkiego ruchu nr 96, niezbyt przyjemna na otwartym polu. Później przez park chyba krajobrazowy - niezbyt urokliwy i słabo oznaczony, dużo dróg brukowych, za to bez samochodów.
W Lancken sklep Lidla, dalej nie ma żadnych sklepów, dopiero na polu namiotowym. Sklep na polu nie najlepiej zaopatrzony, ale obiad można przygotować z produktów ze sklepu (był jakiś sos, parówki w słoiku, makaron).
Bułki trzeba zamówić poprzedniego dnia aby były na rano. Dlatego tez my śniadanie mieliśmy oparte na pieczywie ryżowym
Nikt z obsługi pola nie mówi po angielsku.
Toalety nie takie złe jak wyglądają na zewnątrz - czyste i zadbane. Darmowe. W trakcie budowy były nowsze toalety rodzinne.
Prawie cały kemping w lesie liściastym (ciemno i wilgotno). Jeszcze pół dnia po deszczu padało na naz z drzew. Można dowolnie wybrać miejsce na polu.
Opłata 28,5 eur.
Na polu było kilka skrzynek elektrycznych, przy których podładowałem telefony itp.
Dzien 3. (08.07.2014)
Do Juliusruh pole namiotowe Drewoldke na wysokości Altenkirchen (24km).
Droga przez Glowe. Przed Glowe kawałek po drodze jednopasmowej bez pobocza i ze sporym ruchem samochodowym.
W Glowe jest:
- na wjeździe jest market budowlany (dostępne kartusze, dętki, opony i proste akcesoria rowerowe)
- serwis rowerowy dobrze oznaczony
- market Netto
- zjazd na plażę i ok 300m ścieżki rowerowej nad samą plażą (zjazd przy znaku na lodziarnię)
Droga bardzo przyjemna, szczególnie od Glowe go Juliusruh.
Pole namiotowe duże, nad samym morzem z dobrze zaopatrzonym sklepem spożywczym - bułek nie trzeba zamawiać.
Jest zejście na plażę, plac zabaw.
Prysznic platny 0,10 eur za ok 10 sek.
Są ławeczki (wiaty), jedna na kilka namiotów, więc można zjeść w przyzwoitych warunkach.
Opłata: 38 eur w tym 10 eur zwrotnej kaucji i 5 eur zadatku na prysznice.
W recepcji można podładować sprzęt: 1 eur na urządzenie.
Dzień 4. (09.07.2014)
Do Movenort (20km), pole namiotowe nad morzem.
Droga wzdłuż brzegu morza, bardzo urokliwa. Mijamu dwie latarnie morskie w Kap Arkona i punkt widokowy Gellort - najbardziej wysunięty na północ punkt w Niemczech.
Najpierw w większości droga rowerowa betonowa, a od Kap Arkona, droga szutrowa momentami bardzo wąska (do 20 cm). Końcówka drogi przez las.
Pole bardzo rozległe (długie na 2-3 km) z zejściami na plażę. Prysznice bezpłatne ale z ograniczeniami czasowymi.
Jest plac zabaw ale słaby.
Polecam obszar A - las iglasty. Obszary ostatnie E-F są w lesie liściastym - ciemno i wilgotno)
Opłata 29 eur.
W pobliżu market dobrze wyposażony, kilka barów. Bułek nie trzeba zamawiać. Dwie piekarenki ze świeżutkimi wyrobami dostępne na polu od 7:00
W recepcji można się dogadać po angielsku (nawet trochę po polsku). Miejsca numerowane.
Dzień 5. (10.07.2014)
Do Schaprode (30km)
Pole namiotowe nad morzem bardzo przypominającym jezioro (zachodnia strona wyspy)
Droga wzdłuż brzegu morza ale za Kuhle na rozwidleniu (skrzyżowaniu) ciężko znaleźć ścieżkę rowerową (wg mapy jest na wprost a trzeba skręcić w prawo i ścieżka zaczyna się na małej przystani).
Ścieżka bardzo ładna. Bardzo przyjemny wjazd do Wick - urokliwej miejscowości w której znów musieliśmy zahaczyć o serwis rowerowy.
Poprzednia naprawa okazała się prowizoryczna. Za jedyne 19,5 eur zostało wymienione łożysko w suporcie roweru córki. W międzyczasie zrobiliśmy zakupy w dobrze zaopatrzonym sklepie na końcu ulicy.
Sklep i serwis rowerowy nie sa dobrze oznaczone ale na skrzyżowaniu szlaków rowerowych jest informacja turystyczna w której udało się coś dowiedzieć (pomimo tego że pan w informacji nie mówił po angielsku)
Dalej przez Zurkritz do Wittower Fahre na "prom". Prom kursuje bardzo często. Zdążyliśmy kupić bilety (ok 9 eur) i już przypłynął. Po 5 min jesteśmy na drugim brzegu. Pola namiotowego w Steinort nie ma, więc skierowaliśmy się na Schaprode.
Przyjemne pole namiotowe. W recepcji sklepik, nie trzeba zamawiać bułek. Właściciel mówi po angielsku.
Miejsce przy plaży, z jedną wiatką na kilka namiotów. Woda bardzo płytka (do kolan dzieci na ponad 50m w głąb morza)
Dość daleko do sanitariatów. Prysznic 0,75 eur za 4 min.
Jak zwykle problem ze znalezieniem kosza na śmieci.
Dzień 6. (11.07.2014)
Do pola namiotowego za Gingst.
Najpierw szlakiem pieszym czerwonym bardzo trudnym ale ładnym gdyż nad brzegiem morza. Właściwie jechaliśmy po skoszonej trawie (brak wydeptanej ścieżki).
W dodatku w pewnym momencie odbiliśmy w głąb pól (małym wałem przeciwpowodziowym) i musieliśmy wracać (wiało strasznie i w dzieciakach morale spadło do zera a ja oprcz holowanego rowerku musiałem jeszcze wrzucuić na bagażnik rower córki).
Potem gdy wrócilismy na szlak było juz tylko lepiej ale zdecydowaliśmy sie trzymać utwardzonych dróg więc przejechaliśmy na asfalówkę z Trent do Kluis. Jakieś 3 km przed Kluis odbijamy w prawo na Gingst. Trudna przeprawę po szlaku pieszym wynagradza nam ten odcinek drogi - z wiatrem po asfaltowej dróżce.
W Gingst odwiedzamy muzeum miniatur (Rugen Park).
Za 21 eur zwiedzamy 100 miniaturowych budowli a dzieci mogą do woli bawić sie w wesołym miasteczku na terenie parku (warto dla samego placu zabaw wejść do tego muzeum). Po drodze zakupy w supermarkecie i kończymy trasę na małym polu namiotowym w Gingst po 23 km jazdy.
Pole przy drodze, bez kąpieliska. Malutki plac zabaw (dosłownie 2 zabawki). Prysznice płatne a bułki trzeba zamówić. Brak stolików. Standard średni ale ponieważ nie padało to wystarczyło.
Opłata: b.d. w notatkach
Dzień 7 (12.07.2014)
Niestety brak notatek z ostatniego dnia.
W każdym razie planowaliśmy dojechać do samochodu i przenocować na polu namiotowym w Altefahr (kemping jest tuż obok wcześniej wspomnianego parkingu). Jednak jak tylko dojechaliśmy do samochodu i zrobiliśmy zrobić zdjęcie to zaczęło padać i to całkiem porządnie. Gdy przestało padać podjechaliśmy na rowerach na pobliski kemping żeby się rozejrzeć. Niestety na polu nie było żadnych stolików z zadaszeniem i w dodatku znowu zaczęło padać. Podjęliśmy wiec decyzję, że pakujemy się do samochodu i od razu wracamy do Polski.
Niestety kwaterę w Polsce mieliśmy zarezerwowaną dopiero dwa dni później (udało się przesunąć o jeden dzień ale jeden nocleg i tak musieliśmy zagospodarować).
Podjęliśmy decyzję, że wracamy a po przekroczeniu granicy znajdziemy jakieś pole namiotowe w Polsce. Po drodze jeszcze w Niemczech tankowanie LPG (na stacji mają końcówki do wszystkich rodzajów złącz LPG a cena nie po przeliczeniu nie odbiegała od tych na naszych stacjach przy autostradzie) i jedzenie w McDonalds.
W Polsce zatrzymaliśmy się na "Camping Viking" w Dziwnówku i to był szok po tym czego doświadczyliśmy na Rugii.
Kemping był super. Toalety czyste i pachnące (nawet muzyczka grała), kilka super wyposażonych placów zabaw (w tym zewnętrzna siłownia). Sala telewizyjna, kuchnia ze stołami (do dyspozycji kuchenki i czajniki). Pełno dzieciaków ( na Rugii trudno było spotkać kogoś w wieku poniżej 35 lat). Nawet był kompresor do pompowania materacy.
Pole namiotowe bardzo tłoczne ale o dziwo było bardzo spokojnie. Niestety cena wysoka jak na Polskę ale taka sama jak na Rugii (zapłaciliśmy chyba ok 120 zł za nocleg na polu wraz z samochodem)
Podsumowanie
Przebiegi dzienne bardzo małe. Plan naszego dnia to śniadanie, pakowanie, wyjazd, dojazd, obiad i rozkładanie obozu, zabawy dzieci, kolacja. Jak więc widać jazda była może i głównym punktem dnia ale nie najdłuższym i nie najważniejszym, zwłaszcza dla dzieci.
Jechaliśmy w konfiguracji ja, żona, córka 8 lat na własnym rowerze (kola 20" bez przerzutek), syn 4,5 roku na sztywnym holu (trailgator) na rowerze (koła 16").
Wnioski z konfiguracji: córka musi mieć przerzutki!
Ja o dziwo dawałem radę z synem na holu i z kompletem sakw nawet pod bardziej strome podjazdy (oczywiście te krótkie).
Często trzeba zamawiać pieczywo na następny dzień. Mało wiat z ławkami na polach. Trudno dogadać się po angielsku. Krajobraz nieszczególnie ciekawy ( w Polsce ładniej). Mało sklepów, ale to chyba tylko w Polsce jest sklep co 100m
.