Po
trzysetce dwa lata temu i zeszłorocznej
czterysetce w planie na ten rok miałem pięćsetkę. Jednak nie zapowiadało się różowo - kompan się z braku czasu wykruszył i okazało się, że praktycznie wszystkie weekendy do sierpnia będę miał zajęte. A w sierpniu noce już długie... Do tego wszystkiego niespecjalnie czułem się gotowy na takie wyzwanie.
Pod koniec tygodnia okazało się jednak, że prognoza pogody na piątek i sobotę idealnie wpisuje się w plan przejechania pętli po podtoruńskich niezaliczonych gminach. Miało wiać cały czas w plecy - zupełnie jakby wiatr znał moją trasę i odpowiednio zmieniał kierunek.
Cóż było robić - stwierdzam, że druga taka okazja może się nie powtórzyć i postanawiam rzucić się na głęboką wodę i pojechać. Raz kozie śmierć.
W piątek po pracy pakuję sakwę pilnując, żeby nie brać niczego niepotrzebnego. Zamiast kurtki (na noc) biorę kupioną właśnie w Lidlu kamizelkę, zamiast aparatu - małpkę. (W tym przypadku oprócz wagi i gabarytów, chciałem uniknąć "kuszenia" do zbyt częstego zatrzymywania się na zdjęcie. Małpką mogę robić zdjęcia jadąc.)
Ruszam wykorzystując ostatnie słoneczne chwile.
KrępiecDo Tczewa jadę stała trasą, jest jeszcze w miarę jasno. Na drugim brzegu Wisły uzbrajam się w kamizelkę odblaskową i opaski na nogi. Jadę wzdłuż brzegu Wisły do Kwidzyna. Tu zaskakuje mnie nad wyraz bogate życie nocne - na ulicach pełno ludzi mimo środka nocy. Zupełnie jak w Sopocie.
Nocna jazda trochę się dłuży, ale (na szczęście) nie mam problemu z przysypianiem. Tylko jednak trochę zimno - przydałyby się jeszcze jakieś dodatkowe rękawki do tej kamizelki.
Na stacji benzynowej w Kisielicach robię sobie pierwszy postój - na uzupełnienie bidonów i kawę. Kawa chyba pomaga, bo mam wrażenie, że jedzie się jakoś szybciej.
Pierwsza nowa gmina - Biskupiec - zaliczona jeszcze po ciemku, jednak gdzieś od Świecia nad Osą zaczyna się robić coraz jaśniej. A za jasnego jedzie się jednak znacznie przyjemniej.
Za Wąbrzeźnem na dobre wstaje dzień, można zgasić lampki i pozbyć się kamizelki odblaskowej.
Gdzieś między Wąbrzeźnem a Płużnicą wreszcie słońce wschodzi na dobreHmm, ciekawe - u mnie na liczniku 225 km, a przecież też jadę z Gdańska...Zaliczam kolejne gminy z nadzieją obserwując wiatr - tak jak zakładała prognoza, zaczyna skręcać. Wygląda na to, że w pobliżu Torunia będę miał trochę lekkiego wmordewindu, ale całą drogę powrotną będę jechał na "wspomaganiu".
Ponieważ marzy mi się zmieszczenie pięćsetki w 24 godzinach, staram się jak najmniej zatrzymywać. Żadnego zwiedzania, żadnych takich tam pierdół marnujących czas, jeżeli zdjęcia - to najlepiej bez zatrzymywania.
Wyjątek robię jednak przy ruinach zamku krzyżackiego w Papowie Biskupim.
Ruiny zamku krzyżackiego w Papowie BiskupimW Łysomicach wpadam na stację benzynową na hot doga. Bułki już mi się znudziły i potrzebuję czegoś ciepłego.
Skręcam na zachód i jadę (z wiatrem w plecy) w kierunku Łubianki. Testuję świeżą ścieżkę w śladzie dawnej linii kolejowej rowerową z Torunia do Unisławia.
Ścieżka rowerowa z Torunia do UnisławiaWygląda na to, że na razie otwarty jest tylko jeden krótki odcinek od Świerczynek do Leszcza. W kierunku Torunia nie ma asfaltu, a w Leszczu ledwo udało mi się ominąć zaparkowany na ścieżce (tak, żeby nie dało się przejechać) samochód pracujących tam panów.
W Łubiance opuszczam ścieżkę i zjeżdżam do doliny Wisły po najbardziej południową z dzisiejszych gmin. Teraz skręcam już definitywnie na północ i wracam do domu. A wiatr trzyma się planu i wieje w plecy.
Chwilowy skok do doliny Wisły skutkuje oczywiście podjazdem, na szczęście nie są one tutaj zbyt strome.
Parking w Unisławiu - rozległy widok na dolinę WisłyPrzed Chełmnem muszę czujnie odbić nieco w bok, bo tuż przed startem odkryłem, że gmina miejska Chełmno graniczy z jednej strony z Kijewem Królewskim, a z drugiej ze Świeciem. Gdybym pojechał tak, jak planowałem, ominąłbym gminę wiejską Chełmno i cały misterny plan runąłby...
Gdzieś tutaj nachodzi mnie straszna ochota na... zupę. Jest chyba jednak za wcześnie, by znaleźć po drodze odpowiedni lokal, postanawiam zadowolić się lodem.
Na rynku w Chełmnie musi być lodziarnia...
Rynek w ChełmnieNie wiem, może słabo szukam, ale nic nie znajduję. Musi wystarczyć się lód w kubeczku ze sklepu. Może w Świeciu coś będzie?
Rynek w ŚwieciuTeż nic z tego. Zjadam bułkę i jadę dalej.
Na wyjeździe ze Świecia projektanci ścieżki rowerowej serwują mi niezłą szkołę podjazdów. Szosa biegnie sobie w miarę równo, a położona obok ścieżka to wspina się na górę, to opada w dół. A nachylenie tych hopek też niczego sobie - nawet pod 10%. Na początku trochę marudzę na taką ścieżkę, ale gdy na szosie trzęsą wertepy, wracam jednak na kostkę i hopki.
W Jeżewie w końcu zbawienie w postaci lokalu fastfoodowego w budynku dworca kolejowego. Jestem pierwszym klientem, obsługa chyba nieco zdziwiona, że ktoś chce coś jeść o tej porze. "Marnuję" tu pół godziny cennego czasu (trochę boję się, że nie zmieszczę się z wycieczką w dobie), ale - flaki są pyszne.
Dalsza jazda, to właściwie aż do Narkowów droga przez mękę. Tyłek już daje się we znaki, a drogi tu w większości masakrycznie dziurawe.
Efekt znużenia jazdą w Borach TucholskichNajgorszy odcinek to droga wojewódzka nr 641 od Lipiej Góry do Rzeżęcina. Mogłaby z powodzeniem konkurować z szosą z Miłoradza do Piekła. Tu już klnę głośno, na szczęście wokół pusto.
Od Narkowów robi się już lepiej, a droga z Tczewa do Dziewięciu Włók, to po tamtych wertepach - bajka.
Trochę słabym pomysłem był powrót po płytach w Krępcu, ale jakoś przetrwałem.
I (prawie) koniec w GdańskuBól tyłka jest głównym powodem, dla którego zamiast najkrótszej wybieram z Oliwy drogę przez Matarnię - może być dłużej, byle jak najrówniej. Spacerowa pogrążona w chmurze spalin, a terenu nie przetrzymam. Siodełko na każdym wyboju wbija się boleśnie.
Udało się! Jestem w domu przed upływem doby.
Czas brutto: 23:36h (2:52h postojów); 21,64 km/h
Netto: 20:43h i 24,65 km/hPodsumowując - udało mi się idealnie trafić z pogodą. Optymistyczne prognozy i niespotykanie sprzyjający (na pętli) wiatr były głównym powodem, że zdecydowałem się pojechać.
Dzięki niemu, mimo dość ciężkiej końcówki, wyszło całkiem szybko - nawet szybciej niż podczas czterysetki.
Noc przebiegła bezproblemowo, mimo braku towarzystwa, jechało się sprawnie i nie było kryzysów czy przysypiania.
Kierowcy grzeczni, były może trzy incydenty nieco podnoszące ciśnienie, ale o szczegółach nie ma co pisać, zresztą - już zapomniałem.
Główny problem to ból tyłka gdzieś po 250-300 kilometrach. Na następną tak długą trasę przydałoby się jednak wybrać równą nawierzchnię.
No i z jedzeniem trzeba pokombinować, bo nie może być tak, że w sakwie pełno, a ja mam ochotę na coś innego.
POGODA- temperatura od 9 (noc) do 24 stopni (dzień)
- wiatr w plecy wieczorem, brak wiatru w nocy, wiatr w plecy w dzień
- bez opadów
PALIWO- kolacja przed startem (makaron z sosem)
- 8 bułek
- 2 batony musli
- 6 mini-marsów
- paczka frankfurterek
- hot dog XL (Łysomice)
- lód w kubeczku (Świecie)
- flaki (Jeżewo)
- 11l napojów (3l wody, 2l izotonika w tabletkach, 1.75l coli, 3l wody cytrynowej, 1l fanty, 0.25l kawy)
GMINY (19 nowych):
349. Biskupiec
350. Świecie nad Osą
351. Jabłonowo Pomorskie
352. Książki
353. Płużnica
354. Lisewo
355. Stolno
356. Papowo Biskupie
357. Chełmża (gmina wiejska)
358. Chełmża (gmina miejska)
359. Łysomice
360. Łubianka
361. Zławieś Wielka
362. Dąbrowa Chełmińska
363. Unisław
364. Kijewo Królewskie
365. Chełmno (gmina wiejska)
366. Chełmno (gmina miejska)
367. Świecie