Młody wtedy byłem Teraz w życiu bym nie dał rady...
Pamiętam, że Twoja relacja z wyprawy dookoła Bałtyku była jedną z pierwszych jakie miałem okazję czytać w sieci i mocno mnie zainspirowała
Zobaczymy, jak będzie dalej. Póki co jestem przy wyprawie dookoła Polski i znów dystanse takie, że gdybym w pierwszych latach swojego rowerowania wiedział, że ludzie tak jeżdżą, to bym sobie chyba rower odpuścił
Ile miałeś wtedy lat?
I mam jeszcze uwagę. Napisałeś: "gdy tylko zaczynała się jakaś wioska, to asfalt się urywał i zaczynały się... koniec łby. Zaraz przy tabliczce oznaczającej koniec miejscowości, asfalt wracał." To samo jest na terenach byłej NRD. Myślę, że to po prostu niemiecki przedwojenny zwyczaj budowania dróg (co by wyjaśniało obecność takowych w Lubuskiem). Pytanie skąd ten zwyczaj - ciężko powiedzieć. Ale za to mogę sobie wyobrazić, czemu tego nie zmieniono. Jest to całkiem niezły sposób zapewnienia przestrzegania ograniczenia prędkości na obszarze zabudowanym, co?
I to mówi człowiek z rekordem życiowym 400km
Ale to było 10 lat temu Dewiza "setka musi być" umarła śmiercią naturalną.
średnio to wychodzi 100-130km (w górach oczywiście mniej) - i myślę że na wyprawy jest to dystans optymalny, pozwala się wyżyć, a jednocześnie nie zmienia jeszcze wyjazdu w zawody sportowe
transatlantyk, Remigiusz, całe szczęście, że to napisaliście bo już zaczynałem myśleć, że prawdziwe wyprawy rowerowe polegają na pokonywaniu setek kilometrów dziennie :shock:
Czytam sobie właśnie o Twojej wyprawie dookoła Bałtyku (jeszcze niczyjej stronki oprócz własnej Transatlantyka i Michała Wolffa nie czytałem tak szczegółowo)
zazdroszczę Wam tych fińskich krajobrazów. Góry są świetne i jazda po nich niesamowita, ale w tym roku podczas swojej wyprawy Peribaltica (Dania - Niemcy - Polska) doceniłem i pojezierza. Była taki fragment między Kilonią a Lubeką i naprawdę mnie urzekł. Może odpowiada za to ta różnica w stosunku do ścisłego wybrzeża (którym głownie jechaliśmy i które mnie śmiertelnie znudziło), ale coś mi mówi, że pagórkowate pojezierza zawsze są piękne
A co do Waszego wypadku w Estonii to nie mam wrazenie, aby to była Twoja wina. Zawsze najbardziej powinienen uważać ten, co się decyduje siedzieć drugiemu na kole. Robert mógł jechać pół metra dalej i nie byłoby porblemu. Zwłaszcza, że wiedział o tym, ze planujecie się zatrzymać.