wydawało mi się, że na forum pisze się po polsku. Relacja jest widać ważniejsza dla poznanych osób niż dla osób z forum. Nie wszyscy muszą znać angielski, mogą znać francuski i inne języki. Ja odbieram to tak, że osoby poznane na wyjeździe są ważniejsze niż te na forum. Więc ignoruję. Co innego jak pisze obcokrajowiec, to zrozumiałe.
Masz w 100% rację. Na forum piszę się po polsku, nie napisałem tutaj ani słowa po angielsku.
Ponadto jak najbardziej ważniejsze są dla mnie osoby, z którymi nawiązałem relację na wyjeździe. Ludzie, których tam poznałem w większym stopniu tworzyli ten wyjazd. Nie podeślę im linku z tekstem po polsku. Co więcej jest większa szansa, że Polak zrozumie tekst po angielsku niż na odwrót.
A jeśli ktoś nie zna angielskiego i bardzo go interesuje mój tekst z chęcią indywidualnie opowiem wszystko i jeszcze więcej.
Nie mogłeś tego jednak połączyć? Oprócz przewodnikowych opisów dodać coś subiektywnego? Opisy bardzo przejrzyste, choć momentami zbyt lakoniczne i zdjęcia ładne, ale emocji malutko
Jeśli chodzi o opisy chodziło mi o danie nutki inspiracji gdzie tam warto pojechać i co zobaczyć. Nie chciałem specjalnie się tam rozwodzić - zawsze można do mnie napisać maila w konkretnych sprawach.
Hmm, własne historie... ciężko mi jest to opisać tak, żeby przekazać to co na prawdę się wydarzyło i co czułem.
To trochę nie w moim stylu.
Powiedzmy, że sprzedam na dobry początek jedną historię:
4. dnia wyjazdu zdarzyło mi się jechać późnym popołudniem przez trochę dziksze tereny. Po jeździe po północy BiH, gdzie jeszcze coś jest wjazd w góry w mniejsze ścieżki na południe od linii Doboj-Tuzla było małym zaskoczeniem. 'Jak to jest możliwe, że nic tu nie ma, a samochód jeździ co 20-30 minut?!' Co parę kilometrów tylko domek lub dwa i cały czas widok tylko na zalesione góry. Do wszystkiego omal by mi nie wpadł pies pod koła, bo wyskoczył z krzaków. Zaczęło się robić późno, a ja dalej w środku lasu. W końcu dojechałem do jakiejś wsi, która nota bene nazywała się Mała Wieś(tłumaczenie), nawet nie mając świadomości gdzie jestem.
No więc próbuję się dowiedzieć od lokalnych jakiś informacji, liczę na nocleg, bo po zmroku ciężko czegoś szukać, a domów jak na lekarstwo. Udało mi się spostrzec jakiegoś starszego człowieka na drodze, ale co ciekawe po tym jak mu zadałem pytanie sobie poszedł. Wraca po 15 minutach, ale dalej nie jest zbyt chętny do rozmowy zamiast tego pyta 'tchresni?' i wdrapuje się na drabine żeby zacząć zbierać czereśnie, nie reaguje na moje pytania. Siedzą obok jakieś 2 babki, ale jedyne informacje jakie je interesowały to ile mam lat i czy mam żonę. Poza tym ciężko się w ogóle z nimi dogadać, choćby z powodu fatalnego stanu uzębienia. Na koniec przychodzi jakiś koleś, który wygląda na w miarę ogarniętego. Do czasu...
Oferuje mi nocleg, ja się zgadzam w szczególności że człowiek jest miły i cokolwiek da się z nim porozumieć. Tak więc idziemy do jego domu, jak się okazuje jest on oddalony o 1 km. Wyglądało to mniej więcej tak - ja idę z obładowanym rowerem, on za mną chwiejnym krokiem z butelką rakiji w ręce. Droga to trochę jak przedzieranie się przez busz - widać tylko jej lekki ślad. Ponadto z lewej strony ścieżki miny, z prawej strony ścieżki miny i gdzieś w oddali przed nami też widzę tabliczkę ze znakiem mine. 'Czy on na pewno się nie kopnie po pijaku co do tego jak mamy iść?'
No więc doszliśmy - tutaj zaczynają się prawdziwe cuda! Powoli zaczynam zdejmować sakwy. Ale patrzę, że on coś macha rękoma i to pokazuje na moje sakwy to mówi fridżider, to coś zaczyna gadać o rowerze. Przez dobre 20 minut nie mogę zrozumieć o co mu chodzi. W końcu pokazuje na swój dom i mówi 'smerdzi'. Więc wszystko jasne, doszedł do wniosku, że u niego w domu śmierdzi, więc włoży moje sakwy do zamrażarki.
Grzecznie mu podziękowałem,
Potem jak u każdego porządnego gospodarza na wsi doszło do zaganiania prosiaków do obory na wieczór. Z tym, że mój gospodarz miał sprytnego prosiaka, który przed nim uciekał. Nic nie dało chowanie się gospodarza przed prosiakiem za drzewami. Wybiegł za nim nawet daleko na pole, zastanawiałem się czy przez przypadek nie dobiegnie do min. Nawet ja zostałem zaangażowany w pościg! No i dzięki mojej heroicznej pomocy złapaliśmy bydlaka.
Pomyślałem, że warto by się było umyć na wieczór - o łazience nie marzyłem, ale choćby jakieś ujście bieżącej wody by było dobre. Okazało się, że i to za dużo. Miał on tylko bajorko obok domu, w którym kumkały żaby. Poszliśmy więc razem do tego bajorka. Gospodarz myje brudne, czarne od ziemi ręce w wodzie. Potem płucze sobie spoconą twarz. Na koniec zagarnia tę całą brudną wodę ponownie do rąk i mówi coś w stylu 'tym można i się myć i to pić' i bierze parę głębokich łyków.
Chciałbym przy tym zaznaczyć, że był niezwykle miły. Chciał mi pożyczyć szampon, ba nawet oddać swoją chłopską koszulkę! Musiałem się bardzo długo opierać. Ugotował nawet jakiś chleb, robił zupę...
Następnie przyszła czas na pogadanki. Tak więc chciał mi wręczyć jakąś kartę telefoniczną, z którą miałem coś zrobić we wsi za 10 km w kościele. Opowiadał mi o tym jak jest półgłuchy(z tego zresztą powodu od godziny leciało bośniackie radio na cały regulator tak, że nie mogłem usłyszeć własnych myśli). Mówił coś o Tito, coś o Chaucescu, o tym że jest już za stary, żeby przenieść się do miasta. Opowiadał pewnie jeszcze o miliardzie innych rzeczy, których nie rozumiałem. A no i w międzyczasie wyciągnął z pamiętnej chłodni mięcho, które po rozmrożeniu wcinał na surowo.
Przyszło i do jedzenia, ale po tym wszystkim i po obrazie samego mieszkania(którego stan jak to w niektórych miejscach na wsi, gdzie nie doszła jeszcze cywilizacja nie był najlepszy) przeszedł mi apetyt. Tak więc przez dobrą godzinę siedziałem na fotelu udając, że piję rakiję i kawę i że jem jego zupę przytakując grzecznie głową na wszystko co on powiedział.
W końcu postanowiłem zmienić taktykę, będę udawał że zasypiam i po 15 minutach sobie czmychnę do spania. Akcja udała się bezbłędnie. Z wyjątkiem, że gospodarz gadał sam do siebie w nocy, co mnie speszyło na tyle, że sprawdziłem czy na pewno nie ma tam 2. osoby.
Następnego dnia o 5 podjąłem 'akcja ewakuacja'. Spakowałem się w ekspresowym tempie, gospodarz obudził się w ostatniej chwili i dziękując mu za gościnę uciekałem dalej bez śniadania.